134. Kolejne ostrzeżenie

845 36 8
                                    

Czas płynął nieubłaganie szybko. Ze względu na bezpieczeństwo nienarodzonego dziecka, jeśli nic się nie zmieni, Hermiona miała spędzić święta Bożego Narodzenia w szpitalu, gdyż oboje musieli być pod stałą obserwacją uzdrowicieli. Codziennie dostawała różne eliksiry na wzmocnienie i poprawę życia dziecka.

Ron właściwie zamieszkał wraz z nią w sali szpitalnej, ponieważ co jakiś czas był proszony o oddawanie krwi na tworzenie antidotum, które w późniejszym czasie było podawane Hermionie.

Ginny odwiedzała ich prawie codziennie. Najczęściej przychodziła do nich sama, bo Harry był zajęty poszukiwaniem reszty śmierciożerców i pocieszała przyjaciółkę, jak tylko mogła, gdy ta zaczynała marudzić, że bardzo się nudzi, tylko leżąc i nic nie robiąc. Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów po kilku dniach przysłał Hermionie materiały dotyczące nowego prawa poprawienia życia czarodziejów z rodzin mugoli. Ku niezadowoleniu Rona, zajęła się tym z wielką radością, twierdząc, że pomaga jej to oderwać się od ponurych myśli. Ron nie raz potem stwierdzał, oczywiście w tajemnicy przed Hermioną, gdy odprowadzał Ginny do wyjścia, że dziecko, które się urodzi po tym wszystkim, będzie gorsze od niej, bo stale będzie siedziało nad książkami.

Następnego dnia po aresztowaniu Deana rozpoczęły się przesłuchania. Harry nie mógł jednak zbyt często przychodzić do sali sądowej, gdyż, gdy tylko się tam pojawiał, Dean więcej przeklinał i wyzywał Harry'ego od najgorszych, niż mówił coś sensownego i istotnego, i nie odpowiadał na zadawane przez sędziów pytania. Po tym Harry albo unikał tych spotkań, albo przychodził w pelerynie-niewidce, żeby nie drażnić Deana i nie przeszkadzać pozostałym, aż w końcu aurorzy na jakiś czas zawiesili dochodzenie i wzmocnili straże przy jego celi.

-------

- Gdzie się podziewa twój ojciec? – warknęła Ginny do Jamesa. – Jak jest potrzebny, to nigdy go nie ma!

Co kilka minut zerkała na stojący zegar na szafce. Zaraz musiała wyjść, bo miała umówioną wizytę u uzdrowiciela i odwiedziny u Hermiony, a nie mogła wziąć Jamesa ze sobą. Maleństwo zakwiliło, przekrzywiając główkę i patrząc niespokojnie na mamę, po czym zamachało rączkami i nóżkami, śmiejąc się.

- Nie ma się z czego śmiać, skarbie – mruknęła. – Muszę wyjść, a nie mogę wziąć ciebie ze sobą, a sam przecież nie zostaniesz – wyjaśniła.

- Ciocia, ja z nim zostanę! – wykrzyknął Teddy, wbiegając do pokoju i zatrzymując się przy łóżeczku.

Ginny odwróciła się do niego.

- Dziękuję Teddy, ale ja potrzebuję dorosłego... Na przykład twojego wujka...

- Jestem już duży! – krzyknął chłopiec, tupiąc jednocześnie nogą. Zmarszczył czoło i zmienił kolor włosów na ognistą czerwień.

- Teddy, przestań! – zawołała pani Tonks od progu. – Pani Ginewro, proszę zostawić malca pod moją opieką – Andromeda zwróciła się do niej – i niczym się nie martwić.

- Ależ nie mogę pani obarczać jeszcze tym obowiązkiem! – zaprotestowała Ginny.

- To nie jest dla mnie żaden kłopot – przerwała jej starsza kobieta, biorąc Jamesa na ręce. – Choć w taki sposób mogę się państwu odwdzięczyć za przygarnięcie nas do siebie.

Ginny potrząsnęła głową i pogładziła Teddy'ego po włoskach.

- Dobrze pani wie, że Harry zrobi dla Teddy'ego wszystko, by był bezpieczny. I bardzo dziękuję za pomoc, pani Andromedo. Harry powinien zjawić się za jakąś godzinę, ale jakby James się pobrudził, to tutaj – wskazała na komódkę obok łóżeczka – są czyste pieluchy i śpiochy. W razie czego proszę wołać Zgredka, on wie gdzie jest wszystko i z chęcią pani pomoże.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz