124. Konfrontacja

805 37 4
                                    

Ginny zachwiała się lekko po przeczytaniu listu. Zakręciło się jej w głowie i gdyby nie Harry pewnie osunęłaby się na ziemię razem z Jamesem. Opadła ciężko na pobliski fotel i zaczęła się kołysać, powtarzając w kółko:

- Boże nie... Boże nie...

Harry czytał list po raz kolejny, kręcąc się w tę i z powrotem po całym salonie i klął na wszystkie możliwe sposoby.

- Jak mogłem być takim idiotą! Najpierw obserwował mnie w Dziurawym Kotle podczas tamtej imprezy, napisał list, żeby go nie podejrzewać, potem przyszedł do nas, a teraz to... – przeklął tak, że Ginny poderwała głowę i spojrzała z niesmakiem na niego.

- Harry, przestań! – krzyknęła. – Nie tylko ty się denerwujesz!

- A co mam robić? On jest tu gdzieś w okolicy i pewnie nas obserwuje.

- Jak to jest w okolicy? Przecież jest w Mungu! Sam go przecież tam umieściłeś!

Harry potrząsnął głową.

- Co?! – krzyknęła przerażona. – Nie jest?

- Kilka dni temu dostałem wiadomość od szefa uzdrowicieli, że wyszedł ze szpitala w niewyjaśnionych okolicznościach – wyjaśnił.

- I mówisz o tym dopiero teraz? I to tak spokojnie? On może być wszędzie!

Harry zignorował to i spojrzał ponownie do listu.

- On jest obłąkany! Jeśli uważa, że rozkazując nam, coś uzyska, to grubo się myli! – wykrzyknął.

- Harry... – głos Ginny lekko zadrżał – a co z Teddym? Przecież to dziecko...

- Nic mu nie będzie.

- Nie możesz być tego pewny – szepnęła.

- To mądry dzieciak.

Harry odwrócił się i podszedł do drzwi.

- Idę do wioski – oznajmił. – Jeśli Dean się nie deportował, to może ktoś go tam widział.

Ginny wstała.

- To ja pójdę do lasu – zaproponowała. Poprawiła chustę, zawiązując ją mocniej, by miała wolne ręce, i ułożyła w niej Jamesa, przytulając go do piersi.

- Nie – powiedział stanowczo. – Nie puszczę was samych. On może być nieobliczalny! A jak zobaczy, że jesteś sama...

- Poradzę sobie. W razie czego wystrzelę z różdżki czerwone iskry. A jeśli znajdziemy Teddy'ego...

- To strzelamy zielonymi – wpadł jej w słowo.

Kiwnęła głową.

Przeszli razem przez furtkę. Ginny wyciągnęła rękę i poczuła jak palce Harry'ego, splatają się z jej własnymi i zaciskają się na jej dłoni. Spojrzeli na siebie. W swoich oczach dostrzegli to samo: Teddy był dla nich jak syn.

- Znajdziemy go – szepnął Harry.

Ginny czuła gulę w gardle. Nie była w stanie powiedzieć żadnego słowa. Nadal miała poczucie winy i nie mogła sobie wybaczyć, że mogła do tego dopuścić.

Harry objął ją i pocałował mocno i czule, po czym pochylił się i pocałował Jamesa.

- Uważajcie na siebie – szepnął i odszedł główną drogą wiodącą do pobliskiej wioski.

Ginny patrzyła chwilę za nim, po czym wyciągnęła różdżkę, odwróciła się i ruszyła ścieżką, którą zawsze chodzili na spacery.

Przez korony drzew przebijało się światło słońca, a wokół panowała głęboka cisza, słychać było tylko dźwięk jej kroków szeleszczących na ściółce. Podskoczyła przestraszona, gdy jakiś ptak zaćwierkał głośno nad jej głową i odleciał w swoją stronę. Odetchnęła i rozejrzała się. Miała niejasne wrażenie, że od momentu, gdy rozstała się z Harrym przy furtce, ktoś idzie za nią i bacznie ją obserwuje. Czyżby Dean? Jednak, jeśli rzeczywiście tu był, to nie ujawniał się.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz