122. Niemiła rozmowa

870 37 5
                                    

Przez resztę dnia aurorzy obeszli okolicę wokół miasta, w którym znaleziono zabitych mugoli, jednak nic więcej niepokojącego nie odnaleźli, jakby czarnoksiężnicy rozpłynęli się w powietrzu. Samo miasto, a raczej miasteczko, sprawiało wrażenie opustoszałego, bo wokół rozwalającego się teraz budynku i w pobliskich uliczkach nie kręcił się żaden człowiek, czarodziej czy mugol.

Nagle po ulicy przebiegło jakieś małe zwierzę, kot... a może szczur, potrącając pustą butelkę, która z brzękiem potoczyła się w zaułku, rozpraszając ciszę. Rozbłysło niebieskobiałe światło i zwierzę wyleciało z piskiem w powietrze, by po chwili spaść na ulicę i umknąć do pobliskiego ścieku.

- To tylko szczur – mruknął Mark, rozglądając się wokoło. – Pewnie dużo tu ich w okolicy. I nie ma się czego dziwić. To miejsce to koszmar.

Harry opuścił powoli różdżkę, obserwując ulicę, w której zniknął gryzoń.

- Nie mówiłbyś tak, gdyby to był jakiś śmierciożerca – warknął.

- Wśród śmierciożerców nie ma żadnych animagów. Sprawdzałem w rejestrze...

- Skąd możesz wiedzieć, czy wśród nich nie ma jakiś niezarejestrowanych? Sam znałem kilku... Na przykład taki Pettigrew... – syknął, wypluwając nazwisko zdrajcy.

Mark przewrócił oczami.

- Mówił ci już ktoś, że jesteś przewrażliwiony?

Harry udał, że nie usłyszał tego pytania. Odwrócił się, bo nie chciał pokazać, że wciąż był zdenerwowany po tajemniczym spotkaniu. Cały czas brzmiały mu w głowie słowa tamtego mężczyzny: „Uważaj na syna, swoją rodzinę i przyjaciół". Kim on jest? Śmierciożerca, który próbuje mu pomóc? Jakoś mu to do nikogo z nich nie pasowało.

Z drugiej strony ulicy rozległy się kroki. Zmierzał ku nim Williamson.

- Macie coś? – krzyknął, podchodząc.

- Nic – odparł Harry, kręcąc głową.

- Choć Potter nawet w szczurach widzi śmierciożerców – dodał Mark ze śmiechem.

Auror zatrzymał się przy nich. Teraz wszyscy trzej lustrowali okoliczne domy.

- I ma rację – mruknął Williamson. – Nigdy nic nie wiadomo.

Markowi śmiech ugrzązł w gardle i spojrzał zaskoczony na Harry'ego, który wzruszył ramionami.

- Poza tym mamy wracać do Biura – powiedział Williamson. – Tutaj raczej nie ma już czego szukać, a wszystko jest zabezpieczone jak należy.

Wszyscy trzej okręcili się w miejscu i po chwili już ich nie było.

------

Ron przebiegł przez salon Potterów i wbiegł na schody. Był pewny, że Hermiona nie wyszła na zewnątrz, tylko wzięła Teddy'ego na górę, bo deszcz dość mocno zacinał, a jego wielkie krople uderzały o szyby. Wszędzie panował półmrok.

Gdy wszedł na podest pierwszego piętra usłyszał z najbliższego pokoju spokojny głos Hermiony, która czytała chłopcu jedną z baśni Beedle'a.

- „...Dziewczyna słuchała go zdumiona, aż w końcu powiedziała: „Piękne to słowa miły czarodzieju, i radowałaby mnie twoja ku mnie skłonność, gdybym tylko wiedziała, że masz serce!

Czarodziej uśmiechnął się i odpowiedział, że może łatwo zaspokoić jej ciekawość i uśmierzyć obawy. Powstał, wyciągnął do niej rękę i poprosił, by z nim poszła. Poprowadził ją do lochu, gdzie trzymał swój najcenniejszy skarb.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz