165. Ostatnie narodziny w rodzinie i wspomnienia Molly

1.1K 39 2
                                    

Ron nerwowo kręcił się po korytarzu kliniki Świętego Munga. Gdyby to było możliwe, w posadzce już dawno powinna była utworzyć się wyżłobiona ścieżka pomiędzy salą, w której leżała Hermiona, a poczekalnią, w której czekała prawie cała rodzina.

Kiedy dochodził do drzwi prowadzących na salę Hermiony, zatrzymywał się i przyciskał ucho do drewna, ale słyszał tylko jakieś szepty pielęgniarek.

Z każdą chwilą wywoływało to przerażenie. To nie tak, że się tego nie spodziewał, ale już dziś? Przecież termin porodu był ustalony dopiero za dwa tygodnie.

Dziesiątki panicznych myśli zalewało jego umysł. Bał się. O Hermionę, o dziecko. Dobrze pamiętał tamten okres, sprzed lat, gdy stracili je tak wcześnie. Jej załamanie. Nie chciał przechodzić tego jeszcze raz, a wiedział, że gdyby tym razem coś... poszło nie tak... nie umiałby jej pomóc.

Odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę poczekalni, gdy usłyszał przerażający krzyk Hermiony. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie do ich pobytu w dworze Malfoyów, gdy była torturowana, a on nie mógł jej pomóc. Wśród krzyków rozpoznał tylko jedno słowo - „Ron!". Podbiegł z powrotem do drzwi, które otworzyły się w tej samej chwili, w której zamierzał złapać za klamkę. W wejściu pojawiła się jedna z pielęgniarek.

- Co się dzieje? – zapytał.

- Żona miała kolejny skurcz. Chce pana mieć przy sobie – odparła spokojnie. – Proszę za mną. Niech pan tylko to założy. – Podała mu fartuch i wprowadziła do środka.

Hermiona leżała na boku, zaciskając dłonie na poręczy przy łóżku. Była wyczerpana.

- Ron... – jęknęła, wyciągając do niego rękę. – Zabiję cię za to-o...

Usiadł na krześle tuż przy niej.

- Cii... Jestem przy tobie. Czy jest na to jakiś sposób? – zwrócił się do stojącej obok kobiety.

- Dostała przed chwilą silną dawkę. Nie mogę zrobić nic więcej, ze względu na dobro dziecka...

- Ale ona cierpi! – wykrzyknął.

Kolejna fala bólu przeszła przez całe ciało Hermiony. Zacisnęła mocno dłoń na ręce Rona. Pielęgniarka pomogła jej ułożyć się z powrotem na plecach.

- Teraz potrzebny jest spokój. Eliksir powinien zaraz zacząć działać.

- Ron – Hermiona ścisnęła ponownie jego dłoń – naprawdę piłam przed chwilą eliksir przeciwbólowy i już jest lepiej. Po prostu Rose jest niecierpliwa, jak jej tata. – Uśmiechnęła się do niego. – I chce być już z nami.

Kolejny skurcz przepłynął przez jej ciało. Działanie eliksiru zaczynało słabnąć, a bóle nasilać. Pot wystąpił na jej czole, kiedy starała się oddychać równomiernie i głęboko.

- Nie wiem jak Ginny to znosiła za każdym razem – mruknęła – nie mówiąc o twojej mamie...

- Jak chcesz, to je poproszę, są obok...

- Ani mi się waż, Ronaldzie! – wrzasnęła. – Aaa!...

Pielęgniarki przywołały Octopusa, który sprawdził jej stan na monitorze. Wykonał jakieś skomplikowane ruchy różdżką nad jej brzuchem i stwierdził:

- Córka jest już blisko, pani Weasley. Przy następnym skurczu się urodzi.

Pielęgniarki pomogły Hermionie skulić się na łóżku, Ron stanął obok niej, nie puszczając jej dłoni, a Octopus ustawił się przed nią, gotowy do odbioru porodu.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz