28. Mecz

1.5K 61 8
                                    

Przez cały następny tydzień Harry nie miał na nic czasu poza zajęciami i treningami. Oczywiście następnego dnia po wypadku Petera dowiedział się od Slughorna, że Ślizgoni, którzy sprowokowali tych małych Gryfonów do podejścia do Wierzby Bijącej zostali ukarani szlabanem. Niestety nie było mu dane cieszyć się z tego, bo jego myśli krążyły już wokół zbliżającego się meczu. Poza tym miał wyrzuty sumienia, bo przez przygotowania do niego zaniedbywał Ginny. Najczęściej spotykali się tylko wieczorami w pokoju wspólnym, albo w czasie treningów, które były co drugi dzień. Ginny nie miała do niego o to pretensji. Wiedziała jak mu na tym zależy, żeby wygrać. Domyślała się też, że Harry wynagrodzi jej wszystko, jak się to skończy.

W szkole aż huczało, bo wznawiano rozgrywki quidditcha po tak długiej przerwie. Cała drużyna Gryfonów była pod wielką presją, a zwłaszcza Harry, dla którego to miały być ostatnie mecze w szkole. Ponieważ pierwszy mecz miał odbyć się jak zawsze między Gryfonami a Ślizgonami, często można było zobaczyć na korytarzach walkę między nimi, jak rzucali na siebie zaklęcia. Jeśli był przy tym Harry i wina była po stronie Ślizgonów zarobili od niego karę.

W dniu meczu nic nie wskazywało, żeby coś nie wyszło. Harry wierzył w swoją drużynę i wiedział na co ich stać. Dodatkowo pogoda była wspaniała. Był mróz, ale świeciło słońce i była znakomita widoczność.

Obudził się rano z nadzieją, że wszystko pójdzie dobrze, ale mimo wszystko denerwował się. Leżał tak przez pewien czas, zastanawiając się, czy powiedzieć drużynie, co czuje. Nie chciał się co prawda przed nikim zdradzać, jak bardzo zależy mu na tym aby wygrać. Nawet Ginny o tym nie mówił. To był jego drugi rok jak został kapitanem, ale teraz ciążyła mu jeszcze presja opiekuna domu i nauczyciela. Poczuł mdłości. Tak jak kiedyś przed pierwszym meczem, na którym miał wystąpić. Zszedł do Wielkiej Sali. Nie był głodny, ale wiedział, że wszyscy są na śniadaniu. Chciał tylko prosić ich, żeby przyszli jak najszybciej do szatni. Jak przechodził obok poszczególnych stołów w Wielkiej Sali słyszał wiwaty i gwizdy. Te ostatnie oczywiście od Ślizgonów, ale nie przejmował się tym. Największe wiwaty jednak usłyszał, gdy podszedł do stołu Gryfonów. Nie było tu nikogo, kto by im nie kibicował, wszyscy mieli czerwono-złote rozetki i szaliki, a przy stole była już cała drużyna.

- Wszyscy gotowi? – spytał, a wszyscy kiwnęli głowami – to za piętnaście minut chcę was widzieć w szatni.

Odwrócił się i chciał już odejść, ale usłyszał przy uchu cichy głos.

- A ty nic nie zjesz? – to Ginny wstała i podeszła do niego.

- Nie jestem głodny – odparł i odszedł.

Ginny spojrzała za nim, pokręciła lekko głową, a potem odwróciła się i spojrzała po obecnych.

- Słyszeliście co powiedział kapitan? Idziemy do szatni!

- Tak jest pani kapitanowo – cała drużyna wstała, śmiejąc się, i poszła za nią.

Na błoniach Ginny zatrzymała się i spojrzała na drużynę.

- Słuchajcie. Chcę to powiedzieć zanim dotrzemy do szatni i Harry nas usłyszy...

- Co masz na myśli siostrzyczko? – spytał Ron, podchodząc do niej bliżej.

- Wiem Ron, że tobie tak bardzo nie zależy jak Harry'emu żebyśmy wygrali...

- Skąd wiesz, że mi nie zależy?

- Po prostu wiem – warknęła.

- To może my już pójdziemy, nie będziemy przeszkadzać w kłótni rodzinnej – stwierdziła Jill i zaczęła iść w stronę boiska, a za nią reszta.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz