73. W Hogsmeade

913 34 4
                                    

Gospoda pod Świńskim Łbem była prawie pusta. Tylko przy barze siedział jakiś zakapturzony człowiek i pił Ognistą Whisky. Gdy wypijał jedną szklankę, prosił o następną.

Po drugiej stronie, w kącie pubu, siedział samotnie młody mężczyzna w czarnej szacie, z burzą czarnych włosów i w okularach zasłaniających jego zielone oczy. W rękach przetaczał butelkę piwa kremowego, które sączył powoli i obserwował wchodzących i wychodzących gości. Prawie ich nie widział. Rozmyślał o dzisiejszym dniu i cudownych chwilach spędzonych w Pokoju Życzeń. Najchętniej poszedłby już do pokoju, w którym miał spędzić dzisiejszą noc i został sam.

Chwilę później dołączył do niego jakiś człowiek z butelką piwa w ręku, trzymając pod pachą złożonego „Proroka Wieczornego". Był kilka lat starszy, w bardzo podobnej szacie, a na jego twarzy widać było zmęczenie. Usiadł obok, kładąc gazetę na stole.

Harry podniósł głowę.

- Coś jest ciekawego? – spytał, wskazując na gazetę.

- Dzisiaj po południu, kiedy ty niby to sprawdzałeś zamek, było kilka ataków dementorów.

Tim rozsiadł się wygodniej i zamknął oczy.

- Co? Gdzie? – Harry podskoczył i sięgnął po „Proroka".

- Zajęli Abergavenny i okolice Liverpoolu – mruknął Tim w odpowiedzi, otwierając oczy i spoglądając na chłopaka. – Odkąd ministerstwo ich nie kontroluje rozpanoszyli się po całej Brytanii i wysysają wszystko, co jest im potrzebne.

- A skąd pewność, że to nie Malfoy i reszta? Może to śmierciożercy ich kontrolują i próbują nas zmylić?

- Nie myśl, że tego nie podejrzewamy.

Zapanowała cisza. Tim dopił resztę piwa, a Harry przejrzał „Proroka". Nie był pewny, czy chce o tym czytać. Dementorzy. Nienaturalne zimno, mgła, jaką roztaczali, gdy się mnożyli. I brak jakiejkolwiek nadziei. Wzdrygnął się na wspomnienie swoich spotkań z tymi stworami. Od prawie roku o nich nie słyszał, a tu równocześnie kilka ataków na niewinnych mugoli.

- Mogą tu dotrzeć? – spytał, odrywając się od czytanego artykułu.

- Możliwe, że tak. A jeśli stoją za nimi śmierciożercy, to mogą ich wysłać przed sobą, jako ochronę. – Westchnął ciężko i dodał. – Jutro wieczorem mamy wrócić do Londynu. Robards mi o tym wspomniał, kiedy przekazywałem mu raport.

- Co? – Harry zachłysnął się piwem. – Jutro? A Hogwart?

- Jest bezpieczny.

- Bezpieczny? – Harry nie mógł w to uwierzyć. Nie sprawdził jeszcze wszystkiego. A Knight? Nie sprawdził jeszcze tego człowieka, choć Ginny stwierdziła, że ostatnio się zmienił. – I po co mamy wracać?

- Tego już mi nie powiedział.

- A McGonagall wie, że mamy wracać? Przecież to ona poprosiła, żebym tu przybył.

- Prawdopodobnie tak. Ale naszym szefem jest Robards, nie? I to jego mamy słuchać.

Harry zamyślił się chwilę i powiedział:

- Masz rację.

Harry wspiął się po rozklekotanych schodach na pierwsze piętro. Ciemny korytarz, oświetlony tylko jedną pochodnią, sprawiał wrażenie tajemniczego i trochę przerażającego.

Otworzył drzwi do swojego pokoju i, gdy miał zamiar wejść do środka, usłyszał za sobą czyjś głos wymawiający jego nazwisko:

- Potter.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz