90. W uścisku węża

717 32 0
                                    

Harry wychodził już z zamku, gdy usłyszał za plecami czyjś głos.

- Potter!

Zerknął za siebie i zobaczył Paula Laughtera zbiegającego po marmurowych schodach. Sala wejściowa była pusta, pewnie nadal trwały zajęcia.

- Co to miało być, Potter? Mam cię ukarać za niesubordynację? – warknął.

- Rób co chcesz – burknął Harry. – Ja i tak nie wracam do Londynu.

- Co? – Paul stanął jak wryty, patrząc na niego. – O czym ty mówisz?

- Nie wracam z tobą do ministerstwa - powtórzył. – Powiedz, że odchodzę, biorę urlop, nie wiem. Nie obchodzi mnie to.

Odwrócił się i odszedł. Chciał odejść stąd jak najdalej. Nie widzieć błoni, lasu, jeziora... Wszystko mu ją przypominało.

- Pewnie ucieszy cię fakt, że McGonagall zamierza wyrzucić Wailey ze szkoły! – krzyknął za nim Paul. – Pewnie już się pakuje!

Harry zatrzymał się. Podniósł rękę z uniesionym do góry kciukiem, lecz chwilę później opuścił ją zrezygnowany. Odwrócił się i podszedł do Paula.

- I co będzie z nią dalej? Trafi do Azkabanu? – zapytał.

- Nie do mnie będzie należeć decyzja. Przekażę informację Robardsowi, co się wydarzyło. Na pewno będzie obserwowana przez jakiś czas przez członków Brygady Uderzeniowej. Wszystko zależy też od ciebie i Ginewry, czy złożycie na nią skargę.

- Rozumiem – mruknął.

Zacisnął rękę w pięść, gdy odwróciwszy głowę, zwrócił niewidzące spojrzenie na klepsydry ukazujące stan punktów zebranych przez każdy dom. Był wściekły. Gdyby nie Jill, pewnie by tu nie przyjeżdżał. A przynajmniej nie w tej sprawie. Ginny nadal byłaby w Hogwarcie i wczoraj, po jego powrocie, skontaktowaliby się ze sobą przez dwukierunkowe lusterka. Pewnie pokłóciliby się, za ten artykuł w „Czarownicy" i za obecność Cho w Egipcie... A potem... może by się pogodzili i...

Nie miał jednak szansy by się o tym przekonać, bo jej nie było.

- To nie ode mnie będzie zależeć – powiedział sucho. – Mimo wszystko Jill nie zasłużyła na więzienie. Już została ukarana, gdy w święta zginęła jej rodzina, a teraz jeszcze została wydalona ze szkoły. Obawiam się jednak, że śmierciożercy mogą nadal kontrolować Jill, jeśli opuści Hogwart.

- Dlatego będziemy jej pilnować – odparł Paul. Przez chwilę panowała cisza, a potem obserwując Harry'ego zapytał: – Co ty zamierzasz, skoro nie wracasz do Londynu? Chyba nie idziesz jej szukać?

Harry odwrócił się. Przez wejściowe drzwi wlewało się ostre światło zachodzącego słońca. Zbyt dużo czasu minęło od porwania, a on nie miał zamiaru niczego mu wyjaśniać. Czekał tylko na wiadomość o spotkaniu ze Snakesem.

- Idziesz tam – stwierdził Paul, a Harry kiwnął głową. – To szaleństwo! Sam nic nie zdziałasz. Poza tym nie wiesz gdzie ona jest! Chyba, że... – urwał.

- Paul, zostaw mnie – mruknął i odszedł.

- Robards o wszystkim się dowie! – zawołał za nim Paul.

Harry, nie odwracając się, kiwnął głową na zgodę.

Gdy był już na błoniach przyleciała do niego maleńka sóweczka, która na jego widok rozćwierkała się i, okrążając go tuż nad głową, ugodziła w czoło. Chwycił ją w ręce, a ona zahukała z radości, wystawiając łebek z pomiędzy jego palców.

- Świnka! – wykrzyknął.

Sięgnął po list przywiązany do nóżki sówki i natychmiast go rozwinął.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz