37. Hogwart - bezpieczny czy zagrożony?

1.2K 58 7
                                    

Ginny stała przy kominku i nie patrzyła na Harry'ego jak odchodził. Była zła. Nie na niego, że tak szybko zdecydował się na opuszczenie Nory, tylko na siebie i na całą tę sytuację, bo tak szybko go puściła. Odwróciła się, ale w drzwiach nikogo nie było, ani z rodziny, ani tym bardziej Harry'ego.

„Może jeszcze go zatrzymam" – pomyślała.

Podbiegła do drzwi i wbiegając do kuchni krzyknęła „Harry!", ale w odpowiedzi usłyszała z zewnątrz suchy trzask. To był znak, że Harry właśnie deportował się do Hogsmeade.

- Mieliśmy się już nie rozstawać – szepnęła, opuszczając głowę.

Opuściła ręce ze smutkiem, odwróciła się na pięcie od rodziny, którzy spojrzeli na nią i wbiegła po schodach na górę. Weszła do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi i podeszła do okna, prawie w całości oblepionego śniegiem. Nic jednak nie widziała, bo jej oczy zaszły mgłą. Naszły ją straszne myśli. „A jeśli ten list nie był od McGonagall? Jeśli wysłali go śmierciożercy i Harry jak tam dotrze wpadnie w pułapkę?" Zaczęło palić ją w gardle, a w kącikach oczu zapiekły łzy.

Nie chciała płakać, przecież to nie pierwszy raz, gdy Harry odchodzi. Przecież w przyszłym roku też nie będą cały czas razem, bo ona będzie kończyć Hogwart, a on zacznie się uczyć w szkole aurorów. Tylko dlaczego tak to boli? Łzy same napłynęły jej do oczu.

Wioska Hogsmeade zawsze uważana była za jedyną miejscowość w Wielkiej Brytanii, w której nie mieszkał żaden mugol. Nikt się tu nie dziwił, gdy ktoś wyjął różdżkę i rzucił jakieś zaklęcie. Niezależnie, czy było to zwykle zaklęcie gospodarskie, czy zupełnie inne. Nikt jednak nie spotkał się z nikim, kto mógłby rzucać na głównej ulicy Zaklęcia Niewybaczalne. Od kilkuset lat, od kiedy w okolicy było powstanie goblinów, w wiosce było spokojnie, jeśli nie liczyć częstych wycieczek uczniów z pobliskiej szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart, ale mieszkańcy już się do nich przyzwyczaili. Jednak ostatnia wycieczka uczniów odbyła się tutaj dwa lata temu przed świętami, gdy jedna z uczennic została potraktowana Imperiusem i ciężką klątwą. Od tamtej pory nikt tu już nie zaglądał. Zwłaszcza po śmierci ostatniego dyrektora Albusa Dumbledore'a w wiosce zrobiło się ponuro i cicho. Większość sklepów była zamknięta, a puby nie miały gości. Każdego przybysza traktowano dość chłodno i ostrożnie, z obawą, czy nie jest to śmierciożerca.

Nagle na końcu ulicy Głównej pojawił się jakiś człowiek. Miał na sobie kurtkę, spod której wystawał szalik w kolorach czerwieni i złota. Jedną ręką trzymał rączkę ciężkiego kufra, który ciągnął za sobą. Z pewnością był jeszcze uczniem.

Chłopak wyciągnął z kieszeni różdżkę, rozejrzał się czy nikt go nie obserwuje i ruszył w stronę bramy Hogwartu. Jego czarne włosy rozwiał wiatr, ukazując bliznę na czole. Harry obejrzał się jeszcze raz. Ulica była nadal pusta a domki pokryte śniegiem sprawiały wrażenie opuszczonych.

Szedł ostrożnie. Powoli robiło się już ciemno i coraz mniej było widać. Mruknął „Lumos", a różdżka rozjarzyła się delikatnym światłem, rozświetlając przed nim drogę. Myślał o dzisiejszym dniu. Zastanawiał się czy nie podjął decyzji pochopnie. Nawet nie sprawdził, czy ten list był rzeczywiście wysłany przez McGonagall. A jeśli to pułapka? A może ktoś podszył się pod McGonagall, żeby wywabić go z bezpiecznej Nory? Jeśli Hogwart jest już zaatakowany i tylko jego brakuje? Pokręcił głową. W tej chwili najważniejsze jest bezpieczeństwo uczniów, nie jego.

Skręcił, by po chwili zobaczyć olbrzymią bramę z kamiennymi kolumnami po bokach, zwieńczonymi skrzydlatymi dzikami. Za ogrodzeniem zobaczył kręcącą się postać gajowego Hogwartu. Podszedł bliżej.

Hagrid zatrzymał się po drugiej stronie bramy i spojrzał na zbliżającą się postać chłopaka.

- Harry, to ty? – spytał.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz