75. Historia lubi się powtarzać?

762 36 1
                                    

Harry spojrzał przez ramię, by upewnić się, że nikt na niego nie patrzy. Wszystko wskazywało na to, że jest zupełnie sam w obskurnym, opustoszałym zaułku jednej z ulic Bostonu. Z daleka dochodziły go odgłosy przejeżdżających samochodów, a zapalone latarnie rzucały cienie na odrapane ściany budynków. Był późny wieczór, zza chmur próbował przebić się cienki rogalik księżyca.

Westchnął głęboko, wdychając zimne, nocne powietrze. Otulił się szczelniej peleryną i wpatrzył w mrok. Za chwilę powinien pojawić się Mike, z którym, dzisiejszej nocy, ma patrolować ulice zamieszkane przez czarodziejów.

Nagle po drugiej stronie rozległ się cichy trzask, oznaczający czyjąś aportację. Harry podniósł różdżkę, kierując ją w tamtą stronę. Mężczyzna podszedł bliżej. Przez chwilę celowali w siebie różdżkami, a gdy się rozpoznali, opuścili je i ruszyli razem na główną ulicę.

Przez kilka minut szli w milczeniu, rozglądając się wokoło. Z niewielkiego pubu, który mijali, wyszły jakieś młode dziewczyny. Mike obejrzał się za nimi, gwiżdżąc lekko.

- Hej! Nie jesteśmy tu dla rozrywki – syknął Harry. Opuścił głowę, kręcąc nią niezadowolony. – I to ja mam cię pouczać...

- Chyba wszystko w porządku – powiedział sucho Mike. – Dementorów nie ma. Raczej nie zaatakują, ale lepiej dmuchać na zimne.

Skręcili w boczną uliczkę. Było tu o wiele ciemniej, bo nie było tu tylu latarni. Harry miał złe przeczucie. Co chwila oglądał się za siebie, czując na karku czyjś wzrok. Nie dostrzegł jednak nic niepokojącego. Zacisnął mocniej rękę na różdżce i spytał:

- A jeśli zmienili taktykę? Nigdy nie wiadomo, co Malfoyowi chodzi po głowie.

Mike przystanął, spoglądając na niego.

- Zawsze się zastanawiałem, czy ty nie traktujesz tego zbyt osobiście.

- A ty nie?

Spojrzeli na siebie. Harry wpatrywał się w Mike'a z napięciem. Oczekując na co? Że opowie mu, co się z nim działo wtedy w sierpniu? Gdzie go trzymali? Czasami miał wrażenie, że od wyjścia ze szpitala Mike był bardzo czujny i obserwował go na każdym kroku. I nie miało to nic wspólnego z tym, że razem z Timem mieli uczyć go pracy aurora. To było takie dziwne, badawcze spojrzenie. A może nie było żadnego zaklęcia zapomnienia, tylko Imperius? Może śmierciożercy wykorzystali go, żeby mieć wgląd na to, co dzieje się w Biurze?

- Nie – powiedział stanowczo Mike. – W naszej pracy nigdy nie możemy się opierać na zemście i musimy być zawsze przygotowani na... – urwał, bo z głównej ulicy usłyszeli czyjeś krzyki i huki.

Spojrzeli ponownie na siebie i bez słowa popędzili w tamtym kierunku, wyciągając przed siebie różdżki.

Główna ulica była pełna biegających w różne strony aurorów. Jedni ochraniali bezbronnych mugoli, zaganiając ich do pobliskiego pubu, inni walczyli na środku ulicy z kilkoma postaciami w czarnych szatach. Harry i Mike podbiegli do grupy walczących, przyłączając się do nich. Kolorowe smugi rzucanych zaklęć latały pomiędzy nimi, z obu stron padały okrzyki rzucanych zaklęć.

- Drętwota!

- Impedimento!

- Crucio!

- Expelliarmus!

- Avada Kedavra!

Zielony promień światła świsnął kilka cali od ramienia Harry'ego, który w tej samej chwili zrobił unik. Skierował różdżkę w stronę skąd padło zaklęcie i stanął twarzą w twarz z rozwścieczonym Averym, który machnął różdżką ponownie. Harry zablokował zaklęcie, ale nie zdążył umknąć przed kolejnym, rzuconym przez kolejnego śmierciożercę, który pojawił się nagle obok Avery'ego i czerwone światło trafiło go prosto w piersi, powalając na ziemię.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz