155. Hermiona ma plan

935 37 14
                                    

Na końcu głównej ulicy Upper Flagley pojawił się wysoki mężczyzna. Czarny płaszcz otulał jego sylwetkę, a ciemny kaptur przykrywał jego głowę, kryjąc twarz przed deszczem.

Podszedł do ogrodzenia jednego z domów i spojrzał w ciemne okna. Miał nadzieję, że Hermiona śpi, albo przynajmniej leży. Takie były zalecenia uzdrowiciela, ale czy ona kiedykolwiek słuchała? Pewnie znajdzie ją siedzącą przed kominkiem z książką, którą ostatnio czytała: „Poradnik przyszłej mamy – ciąża i rozwój czarodziejskiego dziecka". Ciekawe, że Ginny dała jej tę pozycję, gdy sama miała problemy z Jamesem.

Westchnął i przeszedł przez bramkę na teren ogródka. Najciszej jak się dało otworzył wejściowe drzwi i wszedł do środka. Zdjął z siebie płaszcz, ukazując włosy w biało-czarne pasy, niczym u skunksa, wśród których były też pasma rudych, jego własnych.

Zobaczył światło na końcu korytarza i ruszył w tamtą stronę. Z zaskoczeniem usłyszał wołanie z kuchni:

- Ron, to ty?

Pokręcił niedowierzająco głową i ruszył korytarzem w stronę głosu.

- Tak, Hermiono – odparł. – Już do ciebie idę.

Wszedł do jasnej kuchni i pochylił się nad siedzącą przy stole kobietą. Wokół niej rozłożone były różne pootwierane książki, a ona sama pisała na długiej rolce pergaminu, której koniec zwisał z drugiej strony stołu. Pocałował ją w policzek na powitanie.

- Nie powinnaś leżeć? – zapytał, wiedząc co i tak za chwilę usłyszy.

- Musiałam napisać ten komentarz do nowego prawa czarodziejów – powiedziała, przeciągając się na krześle i przecierając zmęczone oczy. – W piekarniku jest gotowa pieczeń na kolację. Zaraz ci ją podam.

- Musiałaś, czy chciałaś? – spytał, unosząc brwi. Położył jej dłoń na ramieniu, gdy zaczęła się podnosić. – Nie wstawaj. Sam sobie nałożę. – Nałożył na talerz podwójną porcję, postawił sobie na stole i usiadł na wprost niej.

- Wiesz, że te poprzednie zarządzenia ministerstwa są przestarzałe – wyjaśniała, zwijając dokument i zamykając książki. – Oczywiście, wiadomo, że czarodzieje stosują się do nich od kilkuset lat, ale zmiany są konieczne. Kingsley to rozumie i... – urwała, gdy spojrzała na niego zaskoczona. – Ron, co ty masz na głowie?

- Aa, to... – przeczesał włosy palcami i wzruszył ramionami – to kolejny pomysł bliźniaków... Jeszcze godzinę temu byłem cały biało-czarny... już mi schodzi.

- Ron... – Sięgnęła po różdżkę, by zniwelować zaklęcie, ale on chwycił ją za nadgarstek i położył z powrotem na blacie stołu.

- To nie pomoże, sam próbowałem.

- Jak długo zamierzasz to ciągnąć? Kiedyś może to i było zabawne, ale teraz? Fred i George sami sobie radzą i dobrze im to wychodzi.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo – zauważył ze śmiechem. – To już nie jest ten sam sklep, co kiedyś...

- Ronaldzie Weasley! – wykrzyknęła, uderzając ręką w stół. – Czy ty zamierzasz do końca życia być królikiem doświadczalnym dla swoich braci? Gdzie się podziały twoje marzenia?

- Są przy moich dziewczynkach – mruknął z czułością, przechylając się przez stół i kładąc dłoń na dość dużym już brzuchu Hermiony. – Dzień dobry, skarbie – przywitał się, gdy poczuł kopnięcie.

Hermiona wywróciła oczami.

- Wiesz dobrze, że nie o tym mówię. Z tego co pamiętam, chciałeś być aurorem, jak Harry. Kiedy zamierzasz z nim o tym porozmawiać?

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz