107. Ponowny czas rozstań

870 38 26
                                    


Nad Doliną Godryka powoli wstawał nowy dzień. W pokoju robiło się jaśniej, choć szarobure chmury kłębiły się na niebie, zasłaniając wschodzące słońce. Było niesamowicie cicho, tak że Harry niemal słyszał opadające na parapet białe płatki śniegu.


Siedział pod oknem nieruchomo całą noc i rozmyślał o minionym już dawno dniu.

Mecz trwał kilka godzin i zakończył się widowiskowym schwytaniem znicza przez Trudy Mason. Niestety cała radość, jaką czuł z wygranej Harpii, została prawie natychmiast stłamszona przez kobietę z wymyślnie ufryzowanymi blond włosami, stojącą przy wejściu do szatni zawodników i rozmawiającą z Ginny. Przeklął cicho w myślach. Nie zdążył jej ostrzec przed tą babą. Jednak Ginny zauważyła jego, gdy zbliżał się z Teddym na ramieniu i machnęła ręką, by nie podchodził. Niestety Skeeter to zobaczyła i odwróciła się do niego, szczerząc zęby w paskudnym uśmiechu i zaciskając swoje szpony na torebce. Wściekle zielone pióro pisało jeszcze szybciej niż zwykle na wiszącej przed nią podkładce. Mógł się tylko domyślać, co jutro ukaże się w „Proroku". Zacisnął szczęki i podszedł, ale tylko po to, by pociągnąć Ginny za sobą, cedząc przez zęby: „Bez komentarza" do Skeeter, która natychmiast rzuciła się na niego z pytaniami.

Ginny przekręciła się przez sen na drugi bok, wyrywając go z otępienia, i zwinęła się w kłębek. Jej ręka bezwiednie poruszyła się po pustej stronie łóżka. Czyżby szukała jego? Uniosła głowę i zaniepokojona rozejrzała się po sypialni.

- Harry? – szepnęła zaspanym głosem. Tak, szukała.

Podniósł się z krzesła, przeciągnął, i podszedł do łóżka, by usiąść przy niej.

- Jestem – mruknął i dotknął jej policzka. – Śpij.

Ułożyła się z powrotem blisko niego, obejmując go jedną ręką. On zaś odwrócił się tyłem do niej i oparł głowę na ręku. Wrócił do wspomnień.

Wieczorem się pokłócili. Sam już nie wiedział, o co.

Teddy, który zasnął wkrótce po powrocie do domu, został odprowadzony do babci, a Ron i Hermiona po wypiciu kilku butelek kremowego i jednej ognistej (głównie pił on z Ronem), wrócili do siebie. I, gdy zostali sami, wszystko się popsuło.

Ginny marszczyła brwi za każdym razem, gdy na niego patrzyła i nerwowo machała różdżką przy sprzątaniu. Była czymś rozdrażniona. Wszystko wyjaśniło się, kiedy przeszli do salonu i zaproponował jej przeniesienie się do Nory na czas jego szkolenia.

- Dlaczego? – zapytała szorstko.

Siedziała sztywno na kanapie z założonymi rękami na piersi i wpatrywała się w ogień płonący na kominku.

- Nie chcę byś mieszkała tu sama. Tam przynajmniej będziesz miała się do kogo odezwać...

- Ale ja chcę tu zostać! – zaprotestowała. – To nasz wspólny dom.

- To prawda – przytaknął i podszedł do niej bliżej. – Ale tam będziesz...

- Co? Bezpieczniejsza? – warknęła, przerywając mu. – Nie możesz zaprzeczyć, bo to chciałeś powiedzieć, prawda? – Wyciągnęła rękę, gdy zaczął się do niej nachylać. – I nie zbliżaj się do mnie, bo zioniesz ognistą na milę – syknęła, odwracając głowę, więc cofnął się do kominka.

- Chcieliśmy opić z Ronem waszą wygraną... – zaczął się tłumaczyć.

- Nie tłumacz się – jęknęła, spoglądając na niego. – Powiedz tylko, po co?

Harry nie odezwał się, bo nie był pewny do czego to pytanie się odnosi. Po co wypili? Jakoś nie za bardzo to pasowało.

- Po co tam idziesz? – zapytała ponownie, wypowiadając zdanie do końca. – Po co ci jeszcze ten kurs?

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz