176-Śmierć Valentino.

216 23 11
                                    

ANGEL:
Upadł, szczerze zaskoczony.
-Podnosisz rękę na szefa? Nieładnie, Angie.
-Jestem skończony, tak? Nie jesteś już moim szefem, Val.-Powiedziałem zimno, mrużąc oczy.
Po tym zamachnąłem się i kopnąłem go z całej siły w brzuch.
Jęknął i skulił się.
-Ty... mały kurwiu...-Wysyczał.
Schyliłem się i uśmiechnąłem szeroko.
-Wiesz co? Szkoda że nie wymyśliłem bardziej bolesnego sposobu na Twoją śmierć niż tamten wybuch.-Powiedziałem, a jego oczy rozszerzyły się.-Choć widząc jak okropnie wyglądasz robi mi się trochę lżej na sercu.
-T... Ty... SKURWYSYNU!-Wrzasnął i rzucił się na mnie.
Upadłem na podłogę, uderzając głową o ziemię. Do tego stopnia że zakręciło mi się w niej i zobaczyłem gwiazdy.
Dopiero wtedy Valentino zorientował się co zrobił i że teraz nic już go nie chroni.
Wyraźnie się przeraził i rozluźnił uścisk, dzięki czemu mogłem mu przywalić w wątrobę.
Jęknął i ponownie upadł, a ja podniosłem się, by z całej siły kopnąć go w głowę.
Potem zrobiłem to znowu i znowu, a Ćma leżała nieruchomo. Z pękniętymi okularami i kałużą krwi, wypływającej spod głowy.
Był martwy.
Wrzasnąłem wściekle.
On zabrał mi wszystko.
Zacząłem kopać jego głowę i ciało mocniej i szybciej.
W końcu był cały we krwi i śladach po moich butach.
Taki wielki Overlord, a zabiły go moje obcasy.
Prychnąłem.
-Tio odio, cazzo (Nienawidzę Cię, chuju).-Mruknąłem i splunąłem na niego.
Chętnie zdewastowałbym jego truchło jeszcze bardziej, ale musiałem pomóc Alastorowi.
Może i umowa została złamana, ale nie wiedziałem w jakim stanie jest Śmieszek i czy da radę uciec lub się obronić.
Spojrzałem na biurko Valentino.
Może znajdę tam jakąś broń..?



Tak, leć ratować swojego rycerza!

|RADIODUST| Miłosna intrygaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz