191-Śmierć Radiowego Demona.

285 22 14
                                    

ANGEL:
Valentino uśmiechnął się szeroko.
Zwolnił swój dym, a Al upadł na ziemię.
Ja korzystając z tego że jestem wolny, Dopadłem do niego.
-Al..!-Chwyciłem jego twarz wygiętą w bólu.-Wszystko będzie dobrze..!
Sam nie wiem kogo chciałem uspokoić bardziej, jego czy siebie?
Z moich oczu wypływały łzy, a Śmieszek po prostu na mnie patrzył, raz na jakiś czas wykrzywiając twarz w bólu.
Nagle usłyszeliśmy:
-TY SKURWYSYNU!
Dosłownie chwilę później, coś uderzyło w mojego byłego Alfonsa, który śmiał się ze mnie.
Ten upadł, a na nim siedział Husk i dusił go.
Nie miałem pojęcia skąd on się tu wziął, ale musiałem mu pomóc, tym bardziej że za tym pijakiem ponownie zbierał się dym.
Znowu kopnąłem Valentino w głowę, jak parę dni temu, podejrzewając że to jest jego słaba strona, zwłaszcza po tym co zaszło ostatnio.
Valentino na bank musiał już mieć uszkodzenia pod kopułą, a kolejny kopniak w jego zrytą banię wcale mu nie pomoże, a będzie jeszcze skuteczniejszy.
Tak jak myślałem, Overlord padł nieprzytomny.
-Szybko! Zabij go, zanim się obudzi!-Rozkazałem Starcowi.
Jego wzrok spotkał Anielskie Bronie, których było jeszcze trochę w biurku Ćmy.
Ten zajął się tym, a ja wróciłem do Alastora. Normalnie patrzyłbym na dekapitację Valentino. Ba, nahrywałbym to i później odtwarzał, jedząc popcorn w łóżku, ale Al... on powoli konał.
Słyszałem za mną szarpanie ostrza o mięso i chlapiącą krew. Husk musiał się naprawdę wkurwić na Valentino i masakrował jego ciało.
Truskawka z kolei obróciła się na bok i skuliła lekko, trzymając się za krwawiącą ranę.
-Al, skarbie... przepraszam... Przepraszam za wszystko..!-Zacisnąłem oczy i zapłakałem, trzęsąc się.
Poczułem jak ktoś ociera mi łzy. Okazało się że to Al.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
-Mówiłem Ci żebyś tu nie przychodził...-Odezwał się Husk, siadając obok mnie.
-Musimy zabrać go do szpitala!-Obudziłem się.-Możesz z nim polecieć, prawda? Będzie szybciej!
-Gdzie jego laska?-Rozejrzał się.-Bez niej nie będzie mógł mówić.
-Przyniosę ją! Weź go, inaczej nie zdążymy!
Podniosłem laskę Mężczyzny i wróciłem na niego wzrokiem.
Husk chciał go podnieść, ale Alastor zaczął blednąć. Nie tylko na twarzy. On cały zaczął prześwitywać.
-Nie!-Krzyknąłem i podbiegłem do niego żeby go zatrzymać.-NIE NIE NIE!
Alastor rozpadł się na mniejsze cienie, które rozpłynęły się. Został jedynie nóż i plama krwi.
-Nie...-Wyszeptałem, wylewając kolejne łzy.-On...
-...odszedł...-Dokończył równie oniemiały Husk.
Opadłem z wrzaskiem na kolana zalewając się łzami.
Mój Śmieszek... Nie żyje... przeze mnie...




No sorry no

No sorry no

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
|RADIODUST| Miłosna intrygaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz