118-Poranek.

258 22 12
                                    

ANGEL:
Posmutniałem przez przesranie sytuacji.
Jedyne co mogłem robić na ten moment to pilnować by Alastor nie dowiedział się prawdy i myśleć jak się wykręcić z tego przeklętego układu.
Vox dużo ryzykował, kiedy kazał mi zabić Alastora. Gdybym go posłuchał, straciłby możliwość władzy nad radiem, więc musiał być pewny że nie współpracuję z nimi.
Nie pomylił się i dlatego muszę być ostrożny. Wtedy prawie poderżnął mi gardło...
Przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie ostrza na gardle.
Gdybym zginął, nic dalej by mnie nie czekało. To byłby koniec ostateczny. Mój i zapewne Alastora, bo Valentino wykorzystałby złamane serce Demona i pozbyłby się też jego.
Nie chciałem być odpowiedzialny za jego koniec. W ogóle nie chciałem żeby cokolwiek mu się stało, ale gdybym ponosił za to winę, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
W pewnym momencie poczułem jak ktoś głaszcze mnie po włosach.
Podniosłem głowę i zobaczyłem Alastora, który mi się przygląda.
Widząc go, moją twarz rozjaśnił uśmiech.
-Dzień dobry, Najdroższy.
-Jeśli każdy poranek będzie taki, zacznę wątpić że jestem w Piekle...-Przybliżyłem się do niego i pocałowałem namiętnie.
Mężczyzna to pogłębił i zamknął oczy.
Rozkoszowaliśmy się tym pocałunkiem, a ja czułem że Overlord jest naprawdę szczęśliwy. I miałem szczerą nadzieję że nic tego nie zniszczy...





Tymczasem Ramcia:

Tymczasem Ramcia:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
|RADIODUST| Miłosna intrygaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz