Dzień 48.

190 8 2
                                    

Dzień 48. Mam plan...

Ronald wyjechał dzisiaj rano z domku, mówił że wróci dopiero wieczorem i to był jego ogromny błąd. Powiedzenie mi, że ma zamiar zostawić nas tu na tak długo.

Większość okien była zabita od wewnątrz i zewnątrz deskami jednak deski w moim pokoju są luźne. Pozbyłam się części gwoździ przez te ostatnie 20 dni udało mi się wyjąć większość z nich, został tylko jeden, który męczyłam przez całą noc, aż w końcu puścił razem z odrobiną tynku. Teraz muszę tylko wypuścić Cami z jej łóżka. Nie wiem kiedy ostatnio dziewczyna była w innej pozycji niż leżącej, ale musi dać radę. Musimy stąd uciekać!

Pobiegłam do niej do pokoju od razu po tym jak udało mi się wyrwać wszystkie deski po zewnętrznej stronie domku. Było to dużo łatwiejsze przez to że od deszczu i warunków atmosferycznych były spróchniałe, ale nie zmienia to faktu że byłam tym już bardzo zmęczona, ale musimy dać sobie radę.

- Cami!! Obudź się!! - krzyknęłam wbiegając do pomieszczenia w którym leżała przykuta nastolatka

- Amy daj mi spokój, pozwól mi...- natychmiastowo przerwałam dziewczynie.

- Uciekamy stąd! Dzisiaj.

- Jak?? - od razu się ożywiła

Złapałam za kamień który podniosłam z pod okna, zaczęłam uderzać w zamki na metalowych łańcuchach co jakiś czas przypadkowo kalecząc koleżankę. Udało się, jeden zamek puścił, później drugi. Miała wolne ręce i w końcu mogła nimi poruszyć, teraz zostały mi tylko jej nogi. Uderzałam raz za razem, przepraszając dziewczynę gdy uderzyłam ją w ciało, a ona tylko powtarzała żebym się pospieszyła. Udało się.

Cami starała się podnieść, ale miała wiotkie ciało. Ja kazałam jej się rozchodzić i jak najszybciej iść do pokoju obok, gdzie okno było otwarte i przejść przez nie. Pobiegłam do kuchni, złapałam za dwie butelki wody jakieś krakersy i dwa koce. Pobiegłam do pokoju i zobaczyłam że Camila jest już po drugiej stronie. Nie wiem ile nam to zajęło, ale za długo. Słońce było już wysoko na niebie, chyliło się już ku zachodowi, a ja coraz bardziej obawiałam się, że nie uda nam się dostać nigdzie. Okryłam jednym kocem Camile, drugim siebie i razem ruszyłyśmy w las.

Biegłyśmy na tyle długo na ile miałyśmy siły, chciałyśmy być jak najdalej od tego przeklętego miejsca. Zatrzymałyśmy się dopiero na jakiejś górce i polanie z której dostrzegłam Hawkins. Było oddalone od nas o kilka dobrych dni drogi, a na to nie miałyśmy siły, ani prowiantu. Potrzebowałyśmy pomocy i to szybko.

Na noc zatrzymałyśmy się pod kilkoma skałami, które tworzyły mały tunel. Ochronią nas od wiatru i deszczu, jeśli zacznie padać. Był już bardzo późny wrzesień, może nawet wczesny październik, więc noce były bardzo zimne i nie sprzyjały spędzaniu ich na dworzu, a tym bardziej bez jakiejkolwiek odzieży. Cieszyłam się, że ostatki zdrowego rozsądku podkusiły mnie i złapałam te dwa koce, bo na początku myślałam tylko o piciu.

Zjadłyśmy po kilka krakersów i popiłyśmy je wodą, żeby jak najmocniej zapchać nasze żołądki, które i tak nie potrzebowały dużo pożywienia. Obie wiedziałyśmy jednak, że musimy jeść, szczególnie teraz, kiedy będziemy uciekać przed tym szaleńcem. Camila zasnęła przytulona do mnie, mimo tego gdzie śpimy i w jakich warunkach wyglądała na szczęśliwą, a ja ani trochę się jej nie dziwię. Sama usnęłam po jakimś czasie, jednak mój sen był lekki, czujny. Taki że słyszałam nawet najmniejsze ruchy liści wokół nas.

Eddie pov:
- Bardzo nam przykro.. szansę na znalezienie jej są.. bardzo, bardzo niskie. - powiedział nam szeryf

- Ale chyba nie macie zamiaru przestać jej szukać??- zapytał zdenerwowany Collin

Droga przez Ciernie. - Eddie Munson x Amara Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz