Weselmy się.

125 8 5
                                    

Collin pov:
Słyszałem w uszach jak pulsuje mi krew, byłem tak zdenerwowany kiedy stałem przy ołtarzu i czekałem na Bri. Najbliżej mnie stał Munson, który widząc to jak przestępuje z nogi na nogę złapał mnie za ramię, żebym choć trochę się uspokoił.

- Oddychaj Harrington. - powiedział cicho Eddie ściskając mojego ramię

- Aż tak widać że panikuje?

- Jesteś blady jak ściana.

Zaśmialiśmy się cicho we dwójkę, po czym wiolonczelistka zaczęła grać marsz weselny. Od razu się wyprostowałem, tak samo jak chłopacy stojący obok mnie i dziewczyny, które były po drugiej stronie ołtarza. Namierzyłem w tłumie Amy, która stała ze swoją córką z tyłu kaplicy, czułem się podle że jej narzeczony stoi przy mnie, kiedy ona nie zajmuje swojego miejsca przy reszcie przyjaciółek, jednak Bri z jakiegoś powodu nie chciała się zgodzić na to żeby moja siostra pomagała jej jakkolwiek w przygotowaniach do ślubu czy wesela. Dzień w którym powiedziałem Amy że Bri kupiła sukienkę ślubną był jednym z bardziej przygnębiających dni w historii naszej znajomości. Wzrok Amy był tak okropnie przygnębiony że nie mogłem spojrzeć jej w oczy, jednak cieszę się że po tak długim czasie dziewczyny się pogodziły.

W momencie kiedy moje myśli zaczęły krążyć wokół paskudnej kłótni z przed kilku miesięcy w drzwiach kaplicy pojawiła się moja przysza żona. Gdy mój wzrok na nią spadł przestałem oddychać, a przypomniał mi o tym głos Munsona który ponownie się odezwał. Dopiero po jego słowach wziąłem głęboki oddech, a moje oczy spotkały się z wyglądającymi z pod welonu oczami Briany.

Tod przyprowadził ją pod sam ołtarz i przekazał mi jej dłoń przypominając że mam o nią dbać, moje gardło ścisnęło się tak mocno że jedyne na co mogłem sobie pozwolić to kiwnięcie głową. Kiedy stanęliśmy pod ołtarzem, nie mogłem się oprzeć w momencie gdy Bri stała przede mną ubrana w suknię ślubną.

- Wyglądasz przepięknie. - powiedziałem cicho, zahipnotyzowany jej pięknem

- Dziękuję, sam nie wyglądasz najgorzej. - powiedziała również cicho co ja i rozbawiona

Uśmiechnąłem się zestresowany do granic możliwości gdy czułem na nas wzrok wszystkich osób zgromadzonych w kościele. Nigdy nie miałem problemu ze stresem w momencie gdy ludzie obserwowali mnie na boisku, jednak teraz. Teraz miałem wrażenie że umrę z tego powodu.

- Możemy zaczynać? - zapytał nagle ksiądz

Amy pov:
Zapomniałam dlaczego nie lubię kościelnych obrzędów, ciągną się w nieskończoność. Tak bardzo jak cieszę się szczęściem mojego brata, tak mocno również chciałabym żeby to wszystko się już skończyło. Niestety miałam jeszcze mniej szczęścia, gdy w tłumie osób znalazł mnie ponownie Tom. Stanął zaraz obok mnie i czułam jak obserwuję mój każdy oddech. Mel, która trzymałam w ramionach patrzyła się na niego przez chwilę, jednak z niezadowoleniem spojrzała się na mnie. Planowałam już zmienić miejsce w którym stałyśmy, jednak nie udało mi się tego zrobić.

- To moglibyśmy być my Amara. - odezwał się Tom

Zaśmiałam się cicho kpiąc z jego słów i nie dowierzając że kiedy widzi mnie z dzieckiem Eddiego na rękach to ma dalej czelność namawiać mnie do zdrady mojego narzeczonego.

- To się nigdy nie wydarzy Tom, zapomnij o mnie, rusz dalej.

- Amara byliśmy sobie przeznaczeni, nie rozumiesz tego?

Spojrzałam się na niego lekko wystarszona nagłą zmianą w jego głosie, mój przestraszony wzrok musiał zaalarmować Wayna, który znajdował się w pobliżu mnie na wypadek gdybym chciała oddać mu na chwilę małą.

Droga przez Ciernie. - Eddie Munson x Amara Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz