Cholerna piszczałka.

161 7 6
                                    

Przez następny tydzień policja starała się złapać Carol i człowieka który z nią współpracował, było to jednak ciężkie, bo zniknęli kompletnie. Nikt ich nie widział, nikt nie wie gdzie są. Mi udało się wyjść ze szpitala dwa dni po ataku, jednak nie czułam żebym była zdrowa. Przeżywałam dużo, jednak nic nie wykończyło mnie tak jak strata mojej przyszłości. Od powrotu do domu całe dnie spędzam w łóżku, nie mam już łez do płakania, nie mam już sił do oddychania, a gdyby nie Eddie przerwałabym już moje istnienie na tej planecie. Wszyscy ponownie chodzą wokół mnie jak na skorupkach od jajek, starają się nie przypominać mi o wydarzeniach, jednak ja cały czas o tym myślę. Moje fizyczne rany się leczą, ale nie moja psychika, czy serce.

Eddie udaje przed wszystkimi, że jakoś znosi tą sytuację, jednak doskonale wiem, że gdy jesteśmy razem za zamkniętymi drzwiami naszej sypialni, a jemu wydaje się, że śpię to oddaje się swojej żałobie, lamentując do poduszki. Boi się chyba że jeśli pokaże mi swoją słabość to zacznę go inaczej postrzegać, ale doskonale wiem że przeżywa to równie ciężko jak ja. Sądziłam, że wie że nie musi się przede mną ukrywać, jednak może się mylę.

Wczorszej nocy obudziłam się gdy wszedł do naszej sypialni, nie poznałam go. Butelka w ręku, ledwo się przemieszczał, bo robiąc jeden krok w przód wykonywał dwa w tył i jeden w bok. Kiedy wstałam i zobaczył, że widzę go w takim stanie od razu się wyprostował i chciał udawać że wszystko z nim dobrze, ale widziałam wstyd w jego oczach, jednak w pewnym stopniu go rozumiałam. Ja reagowałam na stratę naszego dziecka odcięciem się od świata, on szukał sposobu na złagodzenie swojej żałoby w alkoholu.

Pierwszy raz od 2 dni wstałam z łóżka gdy go tak zobaczyłam. Pomogłam mu dostać się do wnętrza pomieszczenia, przebrać ciuchy robocze w piżamę i położyć do łóżka, nie wymieniliśmy nawet słowa podczas tego wszystkiego, po prostu chciałam mu pomóc. To wszystko co dzieje się między nami, mur który zbudowaliśmy między sobą, jest okropny.

To musi się zmienić i przyrzekłam to sobie w tej sekundzie. Dziecko które straciliśmy było ważne i ciężko będzie się z tego pozbierać, ale kochaliśmy je tak długo jak było nam dane i dalej będziemy je kochać. Odebrano nam naszego maluszka w okropny sposób, ale ta szmata zapłaci za to, jak nie teraz to kiedyś. My jednak musimy ruszyć dalej z naszym życiem, tak samo jak po ataku na Eddiego, tak samo jak po moim porwaniu, tak samo jak po wyprowadzce z Nowego Jorku. Musimy dalej żyć. Mamy siebie i to się nigdy nie zmieni. Nie pozwolę jej tego zniszczyć.

Gdy tylko słońce zaczynało wschodzić i jego pierwsze promienie pojawiły się w naszej sypialni wstałam ponownie z łóżka, nie mogłam spać w nocy przez to jak intensywnie myślałam o cierpieniu bruneta leżącego obok mnie. Dalej obwiniałam się o to co się stało nawet jeśli wszyscy mówili mi, że to nie moja wina, dalej uważam że wystarczyło nie otwierać tych cholernych drzwi żebyśmy byli szczęśliwi.

Zeszłam na dół, było około 7:30 gdy zaczęłam krzątać się po kuchni, wczesniej biorąc pierwszy od powrotu do domu prysznic, rozczesałam włosy i przygotowałam się do reszty dnia, który miałam zamiar spędzić w miłym towarzystwie, albo przynajmniej po za łóżkiem. Moje rany nie były wyleczone, ale nie bolały już tak mocno jak wcześniej. Zajęłam się przyrządzaniem ulubionego śniadania Eddiego, które chciałam zanieść mu do pokoju kiedy skończę. Przez to że ani trochę mi się nie spieszyło to skończyłam około 8:10, akurat w momencie w którym Russell i Lucy zmierzali na dół. Chyba nie spodziewali się zastać w kuchni mnie, bo gdy tylko przeszli przez próg spojrzeli na mnie zdziwieni, ale Lucy po chwili się uśmiechnęła.

- Lepszy dzień? - zapytała łapiąc za kubek kawy który jej podałam

- Tak. - odpowiedziałam krótko i podałam drugi kubek Russellowi który chętnie go wziął

Droga przez Ciernie. - Eddie Munson x Amara Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz