Ciężar imienia.

144 6 11
                                    

Moment w którym zorientowałam się że nie mogę już nawet pomagać w codziennych obowiązkach sprawił że uświadomiłam sobie jak bardzo zaawansowana była moja ciąża. Biorąc głęboki oddech usiadłam na kanapie w salonie i położyłam ręce na bardzo dobrze widocznym ośmiomiesięcznym uwypukleniu na moim ciele. Eddie zmywał naczynia, a Mel biegała po parterze razem z Axelem. Nasza dwuletnia dziewczynka stawała się coraz bardziej jak jej ukochany ojciec. Niegrzeczna i super aktywna. Zaśmiałam się gdy po raz kolejny przebiegała wokół stolika, a zaraz za nią podążał nasz piesek.

- Mel, chodź do mamy. - powiedziałam wyciągając do niej ręce.

Mała szybko przybiegła do mnie i z niewielką ilością pomocy wspięła się na kanapie siadając obok. Spojrzała na mój brzuch i nacisnęła go palcem.

- Dzidzia. - powiedziała zadowolona

- Nie możesz się doczekać żeby zobaczyć swojego brata? - zapytałam tuląc ją i całując w głowę

- Bat! - powiedziała ściskając mnie mocniej

Zaśmiałam się, nie miałam pojęcia skąd brało się w niej tyle ekscytacji, bo nie wydawało mi się że do końca rozumie co będzie oznaczało posiadanie przez nią rodzeństwa, jednak cieszyłam się że nie musieliśmy przechodzić przez okropny płacz czy złość o którym wspominały inne mamy podczas spotkań w domu rodzenia. Złapałam za jedną z książeczek z obrazkami która była pod ręką i zaczęłam wypytywać Mel o różne postacie, przedmioty i wszystko co znajdowało się w środku. Obserwowanie tego jak jej mózg się rozwija, jak szybko uczy się nowych rzeczy było niesamowite. Eddie dołączył do nas po kilku minutach, usiadł po drugiej stronie Mel, obejmując mnie ramieniem i podnosząc małą na swoje kolana.

- Co tu macie? - zapytał całując mnie w policzek, a Mel w głowę

- Japo!! - krzyknęła Mel wskazując czerwone jabłko na rysunku

- Woow! Nowe słowa! - powiedział równie podekscytowany co mała. - Wiesz że soczek jest z jabłka.

- Soszek... Japo.. Tata! Soszek japo!

- I po co przypominałeś jej o soku? - zapytałam przekręcając oczami wiedząc dokładnie że nie zajdziemy już dalej z lekcją owoców i warzyw

- Soszek!! - krzyczała dalej Mel ciągnąć bruneta za koszulkę żeby pozwolił jej zejść ze swoich kolan

- Za późno. - powiedział Ed do Mel, a ta spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

- Tataaa... - Mel zaczęła udawać że płacze, sprytna bestia wiedziała jak złapać swojego ojca za serce

- O nie kruszynko. Nie ma mowy. Nie. - odpowiadał jej stanowczo, jednak widziałam że w końcu się ugnie. Zawsze to robił.

Dwójką prowadziła swoje "dyskusje" przez jakiś czas. Mel głośno domagała się soczku, a Eddie odmawiał jej za każdym razem, nawet w momencie w którym z jej pięknych brązowych oczu wylała się dropna łza.

- Tata be! - powiedziała i spojrzała się na mnie szukając wsparcia

Zaczęłam się śmiać widząc minę Eddiego, jego szczęka opadła na ziemię, a oczy wyglądały na prawdziwie zdumione i urażone.

- Ty mały łobuzie! - powiedział rozbawiony udając że jest urażony słowami Mel

Eddie posadził ją głębiej w swoich kolanach i zaczyna mocno łaskotać jej boki. Mała popłakała się ze śmiechu, a za każdym razem gdy próbowała uciekać z kolan bruneta ten wciągał ją z powrotem. Przyglądając się temu obrazkowi i wiedziałam, że nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Kiedy mój mąż przestał łaskotać małą ta dawno już zapomniała od czego zaczęła się ich mała sprzeczka. Eddie wskazał ponownie książeczkę dla dzieci i Mel chętnie zaczęła znowu wskazywać następne i następne obrazki i jeszcze chętniej słuchała następnych słów które starała się powtarzać.

Droga przez Ciernie. - Eddie Munson x Amara Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz