Collway w akcji.

138 4 2
                                    

Pakowanie wszystkiego co należało do nas w domu Russella było mozolne, a biorąc pod uwagę fakt, że gdy pracowałam przy tym kilka godzin w ciągu dnia wcale nie pomagało. Gdybym nie była w ciąży przeprowadzkę mielibyśmy już dawno za sobą, ale przez mój stan oraz to że Eddie dzień w dzień pracował w warsztacie i wracał o późnych godzinach z pracy to zajmowało to już tydzień. Miałam cichą nadzieję że zdążymy się wynieść do końca wakacji, jednak zostało nam około 5 dni, a dalej jesteśmy w lesie.

Tony pozwolił nam zatrzymać wszystkie meble z wyjątkiem pięknej i starej wazy która chciał sobie zachować, co oczywiście nie było żadnym problemem. Kawałek szkła jest ponoc w jego rodzinie od pokoleń i ma przekazać go dalej Arthurowi, jestem pewna że piękny wazon będzie idealnie wyglądał na ich cudownym jasnym stole w salonie. Fakt że Tony sprzedał nam ten dom w tak dobrej cenie sprawił, że nie zdziwiłam się gdyby chciał zabrać nam wszystkie pozostałe meble, jednak cieszyło mnie to że dom zachowa swój cudowny i przyjemny klimat.

Pakowanie wszystkich ciuchów, drobiazgów i różnego rodzaju rzeczy które "może będą potrzebne" było okropne i uświadomiłam sobie jak bardzo dużo zbędnych rzeczy posiadam nie tylko w szafie. Udało mi się pozbyć dużego grona ciuchów których na pewno nie będę nosić. Tak samo jak kilku podartych lub znoszonych do granic możliwości koszulek Eddiego, czy dziesięciu par czarnych spodni przetartych w kroczu. Mój narzeczony musiał mieć naprawdę dużo zabawy kiedy nie byliśmy razem, bo nie pamiętam żebym kiedykolwiek doprowadziła jego spodnie do takiego stanu.

W trakcie tego sprzątania dotarło do mnie jeszcze jedno.. mamy naprawdę bardzo dużo ciuchów dla Mel! Znalazłam miliony pięknych ciuszków o których istnieniu zapomniałam. Chowałam je do osobnych kartonów na których pisałam jej piękne imię i kilka nutek dla czystej zabawy. Chciałam mieć pewność że jej rzeczy trafia bezpośrednio do pokoju, który planujemy przygotować z Eddim, jednak brunet nie miał nadal czasu na to żeby wybrać się ze mną do sklepu w którym rozejrzymy się chociaż za jakimś łóżeczkiem, czy innymi bardziej lub mniej potrzebnymi przedmiotami. Powoli zaczynam się martwić że sama będę musiała wszystko wybrać, czego bardzo nie chce robić, ale chyba jeszcze bardziej nie chce przywitać na świecie mojej córki z myślą, że nie mamy dla niej przygotowanego pokoju.

Zaczęłam wynosić kilka kartonów z ciuchami przed dom z nadzieją, że wsadzę je do wana i będę mogła zawieźć je do naszego nowego miejsca zamieszkania. Eddie od kilku dni jeździ do pracy moim samochodem, a wan stoi zaparkowany na podjeździe, bo "Russell pomaga mi przewozić rzeczy", znaczy.. nie jest to kłamstwem, pomógł mi.. raz. Po tym razie miał okropne bóle pleców i nie miałam serca prosić go o pomoc ponownie, więc zajęłam się tym sama. Przyda mi się trochę aktywności, a przy okazji mogę być pożyteczna. Mel jakoś specjalnie też na to nie narzeka z wyjątkiem kilku kopniaków raz na jakiś czas, jednak da się je przeżyć. Na szczęście ani razu nie powtórzył się okropny atak jaki spotkał mnie podczas naszego weekendu na wsi. Mogłam być tylko wdzięczna, że tak było.

Przenosiłam kartony wypakowane ciuchami do wana kiedy poczułam, że ktoś wyrósł niczym z pod ziemi zaraz przede moimi nogami. Dwie silne dłonie złapały za przedmiot w moich dłoniach i szybko go wyrwały.

- Oszalałaś kruszynko?!

Głos Archera ukoił moje nerwy, w pewnej chwili myślałam że może to być złodziej, który ma pecha i właśnie kradnie ciuchy należące do mojej nienarodzonej córki, jednak był to tylko mój przyjaciel.

- Hej Arch. - powiedziałam i odwróciłam się po kolejne pudełko

- Zostaw to! Amy!! Ty masz odpoczywać. Pić melisę z miodem i pokazywać palcem na mrówki w tym ulu. - pokazał na dom, który był dzisiaj pusty. - A nie pracować, a tym bardziej dźwigać!

Droga przez Ciernie. - Eddie Munson x Amara Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz