Wielki dzień.

159 7 20
                                    

Eddie nie był zadowolony kiedy wrócił do domu i powiedziałam mu co się stało, jednak humor poprawiła mu informacja ja, Mel i Axel jesteśmy cali. Nasz piesek nigdy nie dostał tyłu smaczków od swojego właściciela co tego wieczoru.

Przez noc stres sprawiał że nie mogłam spać, a słońce powitałam ponownie w toalecie z mdłościami wielkości wierzy Eifla. Musiałam być dość głośno, bo chwilę po tym jak trafiłam do łazienki za moimi plecami pojawił się Ed.

- Może powinniśmy iść z tym do lakarza kochanie? - zapytał przecierając oczy i klękając obok mnie żeby przytrzymać moje włosy

- Nie. - odpowiedziałam szybko i cicho, ale nadal najbardziej skupiłam się na rozmowę z toaletą

- Księżniczko martwię się o ciebie. Od tygodnia, dzień w dzień wymiotujesz. To cię wykończ. - powiedział głaszcząc moje plecy.

- Wszystko będzie dobrze Ed. - odpowiedziałam kiedy moje mdłości się uspokoiły

Widziałam ogromną ilość troski znajduje się  na jego twarzy, tak samo jak zmartwienie gdy pomagał mi wstać z ziemi, czy później obserwował gdy myłam usta i zęby. Jak zwykle martwił się mną bardziej niż powinien.

- To nic takiego. - zapewniłam go delikatnie się uśmiechając

- Jeśli to stres spowodowany ślubem, dlatego że masz jakiekolwiek wątpliwości.. Ja naprawdę zrozumiem że chcesz jeszcze zaczekać, przemyśleć wszystko. - powiedział troskliwie łapiąc mnie przy tym za ramię

- Eds to nie ślub i nie mam żadnych wątpliwości. - powiedziałam tuląc się do niego. - Od kiedy spotkaliśmy się te prawie cztery lata temu wiedziałam że będę chciała związać się z tobą na resztę mojego życia. Jestem tak bardzo szczęśliwa że dzisiaj spotkamy się przy ołtarzu. - powiedziałam z delikatnymi łzami w oczach

- Napewno? Jeśli zmieniłaś zdanie.. - przerwałam mu od razu

- Edward. Aktualnie nie marzę o niczym więcej jak o zostaniu twoją żoną.

Jego uśmiech rozpalił płomień w moim sercu, a ciepło rozlało się po całej reszcie mojego ciała. Eddie złapał mnie za policzki i spojrzał głęboko w oczy.

- Nie uważasz że powinniśmy poćwiczyć kilka rzeczy? - zapytał rozbawiony

- Co masz na myśli kochany? - zapytałam domyślając się już o co może mu chodzić

Brunet nachylił się do mnie i złączył nasze usta w delikatnym, ale pewnym pocałunku. Jego dłonie masowały moje policzki, a moje powędrowały niczym poparzone do jego burzy loków.

- Na przykład to. - powiedział oddalając się o kilka milimetrów od moich ust

- Wydaje mi się że potrzebujemy baaardzo dużo ćwiczeń. - odpowiedziałam ściskając ręce na jego szyi

Jego szarmancki uśmiech znowu sprawił że moje serce ominęło kilka uderzeń, a powtórzyło się to gdy poczułam jego dłonie na moich udach i zanim się obejrzałam zostałam zaniesiona ponownie do łóżka. Ćwiczyliśmy przez cały poranek, bardzo, bardzo długo i wyczerpująco, aż do momentu gdy Mel zaczęła płakać z jasnym dla nas sygnałem że musimy już przestać i niestety wstać.

Eddie zajął się małą, kiedy zeszłam na dół żeby przygotować dla nas poranną kawę. Wyciągnęłam z szafki dwa duże kubki i czekałam aż ciemny napar będzie gotowy. Dopiero gdy nalewałam kawę do kubków zorientowałam się że nie powinnam jej pić. Dotknęłam mojego brzucha i zaśmiałam się cicho sama do siebie. Sekundę później do kuchni wszedł Ed z ubraną w kolorową piżamkę Mel. Uśmiechnęłam się widząc jak prowadzą, a przynajmniej starają się prowadzić dyskusje dotycząca soczku od którego mała musiała się uzależnić w jakiś sposób.

Droga przez Ciernie. - Eddie Munson x Amara Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz