— Zuza, nie mogę od tak wszystkiego zmienić bo ty tak chcesz. Przykro mi — Powiedział odchodząc.
— Proszę cię — Powiedziałam idąc za ojcem.
— Zuza, nie. To moje ostateczne słowo. A teraz idź podać Michałowi leki. Nie chcemy aby cierpiał z bólu.
— Dobrze — Powiedziałam z poddaniem. Udałam się do szpitalnej „apteki" z której wzięłam odpowiedni lek i z nim udałam się do sali w której leży Michał — Wybacz, ale będziesz na mnie zdany — Powiedziałam podając mu jedną tabletkę metamizolu i wodę — Prosiłam ojca o zmianę ale się nie zgodził.
— Dlaczego prosiłaś o zmianę? — Zapytał.
— Nie chcesz mnie widzieć — Zacisnęła usta w cienką linię patrząc na niego.
— To nie tak... To znaczy. Wciąż tego nie rozumiem. Wczoraj zareagowałem tak pod wpływem emocji — Spojrzał na mnie — Dziś rano myślałem że to wszystko mi się śniło, w zasadzie to nadal do mnie nie dociera że żyjesz — Westchnął — Nie wiem jak mam opisać to co czuje, napewno nie jest to złość. Jest to coś na rodzaj żalu.
— Musisz wiedzieć że nie zrobiłam tego dla siebie. Chciałam tylko twojego bezpieczeństwa — Powiedziałam — Okej, idę — Odezwałam się po chwili ciszy która zapanowała między nami.
— Dobry wieczór — Do sali weszła brunetka.
— Musi mi pani wybaczyć, ale muszę panią wyprosić — Powiedziałam.
— Niech da mi pani dziesięć minut, tak jak wcześniej — Poprosiła.
— Chciałabym ale nie mogę — Powiedziałam.
— Julia, przyjdź jutro — Powiedział Michał.
– Kochanie, to będzie dziewczynka — Powiedziała radośnie do Michała — Właściwie to chciałam porozmawiać z mężem tylko na ten temat. Ale skoro nie mogę, to przyjdę jutro.
— Z mężem? — Zapytałam bez zastanowienia.
— Tak? — Powiedziała.
— Dobrze musi pani wyjść — Spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem.
— Odprowadzi mnie pani do drzwi? — Zapytała.
— Jasne — Powiedziałam.
— Mógłbym prosić o wodę? — Zapytał Michał.
Szczerze mówiąc byłam zaskoczona jego pytaniem, bo dopiero co przyniosłam mu butelkę wody.— Tak, za chwilę — Powiedziałam wychodząc z kobietą z sali.
Odprowadziłam brunetkę do samych drzwi. Po czym udałam się do sklepu szpitalnego z którego wzięłam dużą butelkę wody dla Michała. Po raz kolejny tego wieczoru weszłam do sali w której leży Matczak.
— Przyniosłam wodę — Powiedziałam kładąc butelkę na szafce nocnej obok głowy chłopaka.
— Dzięki, ale nie jest mi potrzebna. Chciałem dokończyć rozmowę — Powiedział patrząc na mnie.
— Chcesz mi dalej mówić jaki to nie jesteś zły przez to co zrobiłam? — Zapytałam patrząc na niego — Jeżeli tak, to wolę wyjść.
— Nie, chcę tylko wiedzieć jak to wszystko wyglądało z twojej perspektywy. Chcę wiedzieć co dokładnie wydarzyło się pięć lat temu — Powiedział.
Wzięłam do ręki taboret który postawiłam przy łóżku chłopaka a następnie na nim usiadłam. Ponad godzinę opowiadałam mu o wszystkim co działo się u mnie przez ostatnie pięć lat. Chłopak również otworzył się przede mną i opowiedział o tym jak spędził te pięć lat. Kiedy opowiadał o Julii i o tym że będzie ojcem był bardzo szczęśliwy i mimo że to boli, cieszę się z tego że jest szczęśliwy.
— Chyba powinnam już pójść. Musisz iść spać — Wstałam.
— Dzięki za rozmowę — Powiedział — Mimo tego wszystkiego co się stało, nie chcę żebyśmy byli do siebie wrogo nastawieni. Ale nie obiecuję też że będziemy przyjaciółmi, po prostu chcę żyć z tobą w koleżeńskich relacjach.
— Jasne, w pełni to rozumiem — Powiedziałam — Dobranoc.
— Dobranoc — Odpowiedział.
Opuściłam sale i udałam się na dół do biura ojca. Opowiedziałam mu w skrócie o tym jak potoczyła się nasza rozmowa. W zasadzie cieszę się że Michał nie jest zły. Od pięciu lat wyobrażałam sobie naszą rozmowę i jej zakończenie które za każdym razem kończyło się źle. Całe szczęście że żadne zakończenie które sobie wyobrażałam nie ziściło się naprawdę.
_____________________________Tydzień temu Michał opuścił szpital. Bez chłopaka zrobiło się dość nudno, bo kiedy leżał na sali dużo rozmawialiśmy, w dodatku czas leciał szybciej. Od tygodnia też odwiedza mnie Julia, która dziękując za opiekę nad Michałem przynosi mi różne wypieki. Dziś również wpadła w odwiedziny i przyniosła mi bezę. Jej odwiedziny za każdym razem mnie przytłaczają.
— Jestem — W szpitalu pojawił się Krzysiek.
— Hej — Uśmiechnęłam się do chłopaka.
— Chyba jesteś nieco zmęczona — Zaśmiał się patrząc na mnie.
— Chyba? — Spojrzałam na niego — Mamy jedenastą, od wczoraj nie zmrużyłam oka.
— Praca — Wzruszył ramionami — Zbierasz się? — Zapytał.
— Tak — Powiedziałam ziewając.
— Widzę że Julia była w odwiedzinach — Zaśmiał się patrząc na bezę.
— Przyszła o ósmej rano — Powiedziałam — Zostawię to ojcu, zje wieczorem.
— Jutro weekend, będziesz mogła odpocząć i pospać trochę dłużej — Uśmiechnął się.
— Czekałam na to cały tydzień.
Po opuszczeniu szpitala udaliśmy się do samochodu Krzyśka. Chłopak zaproponował abyśmy pojechali do niego, na co się zgodziłam, nie lubię siedzieć sama w domu, wtedy za dużo myślę, najczęściej są to czarne myśli które mnie przytłaczają. Po dojechaniu do mieszkania Szczepańskiego od razu poszłam spać.
__________________________Po wstaniu rano za namową Krzyśka zagrałam z nim w fifę. Kiedy skończyliśmy grać ubraliśmy się i pojechaliśmy do mojego mieszkania w którym ogarnęłam się i przebrałam. Umówiliśmy się na spotkanie z Olą i Frankiem. Tak też narzeczeni wraz z dzieckiem po godzinie znaleźli się w moim mieszkaniu.
— Nie wiem czy to będzie dla ciebie dobra informacja czy też zła, ale wczoraj po alkoholu Tadek wygadał się wszystkim o tym że żyjesz — Powiedział Franek.
— To było do przewidzenia że się wygada — Westchnął Szczepański — Ale chyba najważniejsze że Michał dowiedział się prawdy od Zuzy a nie od Tadka.
— Zdecydowanie — Powiedziała Ola — Zuza, ślub już za dwa tygodnie. Zgodzisz się zostać moim świadkiem?
— Oczywiście — Powiedziałam uśmiechając się.
— A ty? Kogo wybrałeś na świadka? — Krzysiek spojrzał na Franka.
— Matczaka — Odpowiedział.

CZYTASZ
KAŻDEGO DNIA || MATA
FanfictionNie poznaję Twoich źrenic, mała, coraz węższe są, a kiedyś umiałem poszerzyć je, wtedy umiałaś mi wierzyć, całym sercem pokochałaś mnie Ale musiałem to spieprzyć, jakoś musimy to przeżyć...