4.15

5.6K 200 181
                                    

— Ktoś ma urodziny? — Zapytałam wpuszczając do środka Ole z dziećmi i Frankiem.

— Jesteśmy chrzestnymi, więc Marcelowi należą się paczki — Powiedział Franek wchodząc do środka.

— Tak, ale nie co tydzień — Zamknęłam za nimi drzwi.

— Nie potrzebnie zamykasz, zaraz wpadnie Krzysiek i reszta — Franek podszedł do drzwi które otworzył.

— Nie przygotowałam się — Powiedziałam lekko spanikowana tym że za chwile w moim domu zjawi się większość znajomych.

— E tam — Franek machnął ręką — Gdzie Marcel? Gdzie Michał?

— Marcel jest w pokoju, a Michał wyszedł gdzieś jakoś godzinę temu — Powiedziałam.

— No dalej idioto — Ola szturchnęła Wygusia.

— Tak, właśnie co do tego co powiedziałem, nachlałem się i samo wyszło mi z ust, przepraszam — Powiedział Wygnański.

— Nie wzięłam tego do siebie bo wiem jaki jesteś, no ale z Michałem jest trochę inaczej.

— Spokojnie, Michała też przeprosi — Ola posłała ironiczny uśmiech prosto w stronę Wygnańskiego.

— Więc jak już wróciliśmy do normalnych relacji, pozwól że pójdę coś zjeść — Wyguś ominął mnie po czym udał się w kierunku lodówki.

— Jak z dzieckiem — Westchnęła blondynka — Czasami mam wrażenie że Laura myśli lepiej od niego.

Ola pomogła swoim dzieciom ściągnąć kurtki a następnie zaprowadziła je do pokoju Marcela. Na początku młodszy Matczak wydawał się być smutny, nawet wiem z jakiego powodu. Nasz syn zawsze ma nadzieję że to Michał wejdzie do jego pokoju i spędzi z nim trochę czasu, jednak przez to że Matczaka więcej nie ma niż jest tak się nie dzieje a Marcelowi jest po prostu przykro. Wraz z blondynką udałyśmy się na dół. Zaparzyłam nam kawę i usiadłyśmy do stołu. Wyguś jak zazwyczaj siedział już przed telewizorem i oglądał mecz a my rozmawiałyśmy.

— Tak właściwie to gdzie pojechał Michał? — Zapytała Wygnańska.

— Nie mam pojęcia — Odpowiedziałam zgodnie z prawdą — Powiedział tylko że wychodzi i wyszedł, nawet nie zdążyłam zapytać o to gdzie jedzie.

— Oby nie pojechał tam gdzie jeździł wcześniej — Powiedziała.

— Obiecał że skończył z hazardem, wątpię żeby mógł tam pojechać.

— A ty co robisz? — Blondynka zwróciła się w kierunku Wygnańskiego który wskazywał na nas pilotem.

— Próbuje was wyciszyć — Odparł — Ja rozumiem że musicie sobie pogadać, ale fajnie by było jakby sąsiadka nie musiała tego słuchać o i ja też, bo gówno nas interesuje to co gadacie.

— W takim razie idź sobie do tej sąsiadki i oglądaj kurwa telewizje u niej — Odparła Ola.

— Zuza ładna ta wasza sąsiadka? Zgrabna chociaż?

— Oh tak, te jej zgrabne 70-letnie nogi napewno cię skuszą na to żebyś do niej poszedł — Odpowiedziałam.

— Gdybym był Hubertem? To czemu nie? siedemdziesięciolatki to już takie chodzące zwłoki więc...

— O mój Boże, jesteś takim idiotą — Parsknęła Wygnańska.

Wygnańscy nie doczekali się przyjścia Matczaka z resztą ja też. Z każdą minutą dalej, zaczynam się martwić coraz bardziej. Nie dość że jest już grubo po pierwszej w nocy, to na dodatek Michał nie odbiera ode mnie telefonu.
Zadzwoniłam również do pana Marcina, jednak on tak samo jak ja nie wiedział dokąd mógł pojechać jego syn. Chodziłam cały czas od okna do okna i wyglądałam za Matczakiem. Znając Michała i jego umiejętności, mógł leżeć gdzieś przed domem. Dochodziła druga kiedy zadzwonił do mnie nieznany numer. Mimo że zazwyczaj nie odbieram takich połączeń, dziś było inaczej, a to tylko dlatego bo się martwię.

KAŻDEGO DNIA || MATA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz