32

9.5K 313 313
                                    

Dwa dni temu wróciliśmy do Warszawy, chyba każdy z nas dobrze wspominał wycieczkę, właściwie w Les Orres spędziliśmy całe ferie, na pomysł przedłużenia ich wpadł nasz nauczyciel, w czasie gdy wszyscy się zgodzili, na konto pani od wycieczki zaczęły wpływać pieniądze od rodziców, jedni byli zadowoleni, drudzy nie.

— Po lekcji idziemy do Nero — Odezwał się Matczak.

— Na herbatkę? — Zapytał Wyguś.

— Idę z Zuzą, tylko ja i ona — Odpowiedział chłopakowi Matczak.

— A więc Jednak.... zdradzasz mnie — Powiedział Wyguś.

— Jak chcesz iść na herbatę, lub cokolwiek to weź ze sobą Ole — Wzruszył ramionami Matczak.

— Ją to wezmę w inne miejsce — Chłopak się zaśmiał po czym puścił dziewczynie oczko.

— O której dzisiaj kończymy? — Zapytałam.

— Jak dojdziesz — Michał się uśmiechnął.

— To było suche Matczak jak piasek nad Wisłą — Powiedział Krzysiek.

— Kończyny o 14:55 — Odpowiedziała Marcelina.

— Michał stulejarz, tego nie wyplewisz — Powiedział Wyguś.

— Ty chyba nie znasz tego pojęcia — Ola zwróciła się do Franka.

— Nie znam, i znać nie muszę — Wygnański wzruszył ramionami.

________________________________

— Zuza, jak możesz, zanieś laptopa do mojej klasy, i uchyl okna — Poprosiła po lekcji nauczycielka, tak więc udałam się do jej klasy gdzie położyłam laptopa, uchylając okna, do środka wszedł Hubert, przywitał się po czym zapytał o klucze, nie mam pojęcia po co o nie pyta. Po tym jak powiedziałam mu że są one na biurku, chłopak wziął je i zamknął klasę.

— Czemu zamykasz? — Zapytałam.

— Słyszałem, spałaś z Matczakiem, to prawda? — Zapytał.

— Co cię to interesuje? — Zapytałam.

— Odpowiedz mi — Chłopak wyciągnął z kieszeni scyzoryk.

— Hubert, nie rozumiem o co ci chodzi — Zaczęłam cofać się do tyłu.

— Na początku Alan... teraz Matczak, z nim nie będzie takiego problemu — Powiedział spokojnie chłopak.

— O czym ty mówisz? — Zapytałam wchodząc pomiędzy ławki.

— Żaden z nich nie jest i nie był ciebie warty — Chłopak uśmiechnął się jakoś przerażająco.

— Nie podchodź — Powiedziałam załamanym głosem, chwyciłam do ręki wazon, właśnie wtedy zauważyłam jak bardzo trzęsą mi się ręce.

— Boisz się? — Zapytał.

— Nie podchodź!  — Krzyknęłam zrozpaczonym głosem.

— Nie musisz się mnie bać — Powiedział idąc w moją stronę, z każdym jego krokiem w przód, ja robiłam krok w tył... jak mam stąd wyjść, kiedy drzwi są zamknięte, a on ma klucz? Skok przez okno odpada, jesteśmy na drugim piętrze.

— Odejdź — Powiedziałam.

— Pamiętasz moje słodkie esemesy? — Zapytał, przypominając sobie wszystko co pisał zaczęły lecieć mi łzy, nie tylko przez to... z samej bezradności, naprawdę nie wiem jaki jest jego cel, i co zamierza zrobić.

— Daj mi stąd wyjść — Załkałam.

— Najpierw to o co cię prosiłem, jednak miałaś te esemesy w głębokim poważaniu, wolałaś Alana który zrobił kaput — Chłopak się zaśmiał — Dla własnego bezpieczeństwa odłóż ten dzbanek.

KAŻDEGO DNIA || MATA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz