4.5

4.5K 201 226
                                    

Z samego rana wraz z Matczakiem udaliśmy się w miejsce wyznaczone przez jego rodziców. Kiedy doszliśmy na miejsce było tam już całkiem sporo ludzi w tym pan Marcin i pani Arletta.

— Cześć — Rzucił Michał witając się z rodzicami.

— Jedziemy na pustynie a nie na Antarktydę — Powiedział pan Marcin lustrując nas wzrokiem.

— Ponad czterdzieści stopni w słońcu będzie a wy w bluzach — Dopowiedziała pani Matczak.

— Ściągniemy po drodze — Michał wzruszył ramionami.

Pół godziny po naszym przyjściu przyjechali po nas przewodnicy. W czwórkę wsiedliśmy do jednego z białych jeep-ów i pojechaliśmy na pustynię. Na miejscu czekało trochę ludzi oraz stado wielbłądów. Kiedy dotarło do mnie że mam jechać na jednym z nich zaczęłam się stresować.

— Możecie wysiadać — Powiedział czarnoskóry mężczyzna. W czwórkę opuściliśmy pojazd i skierowaliśmy się do stojącej grupy ludzi. Tam podszedł do nas kolejny przewodnik który dokładnie przedstawił nam plan wycieczki po pustyni. Po przedstawieniu informacji każdy zaczął wybierać sobie towarzysza do jazdy. Niepewnie podeszłam do białego wielbłąda. Jeden z mężczyzn widząc moje zakłopotanie podszedł i pomógł mi wsiąść na zwierzę.

— Aż bym zjarał Camela — Usłyszałam siedzącego za mną Matczaka.

Kiedy wszyscy znaleźli się na wielbłądach ruszyliśmy. Trzymałam lejce z całych sił i modliłam się o to aby nie spaść. Kiedy Michał pojawił się obok poczułam się jakoś bezpieczniej. Mężczyzna widząc moją minę i to jaka jestem spięta zaczął się śmiać.

— Nie śmiej się — Spojrzałam przerażona na Matczaka.

— Japierdole — Michał roześmiał się jeszcze bardziej przez co zwrócił na siebie uwagę pozostałych osób. Kiedy chłopak zapomniał o trzymaniu lejec i je puścił spadł z wielbłąda. Wystraszyłam się jednak nie mogłam pomóc chłopakowi będąc na wielbłądzie. Na szczęście mężczyzna który prowadził naszą wycieczkę zareagował natychmiastowo. Wszystkie wielbłądy się zatrzymały a Matczakowi została udzielona mała pomoc. Po całym zajściu chłopak wrócił na swojego towarzysza i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Kiedy zaczęło się ściemniać wróciliśmy. Ponownie przyjechał po nas przewodnik który odwiózł nas do miasta. Pan Marcin i pani Arletta udali się na pokaz świateł, a ja wraz z Michałem udałam się na bazar.

— Same antyki — Powiedział Michał przyglądając się przedmiotom.

— Może weźmy coś dla Marcela? — Zapytałam biorąc do ręki brelok który wpadł mi w oko.

— Brelok? — Zapytał śmiejąc się.

— On jest dla ciebie, może ta czapka? — Wskazałam na rzecz.

— Przypomniałem sobie jak kiedyś nagrywaliśmy teledysk do aromatycznych przypraw, typ miał wtedy identyczny kolor koszuli jaki ma ta czapka.

— Myślisz że będzie na niego dobra?

— Myślę że tak — Odparł.

Po zakupieniu kilku rzeczy na bazarku udaliśmy się do pobliskiej restauracji. Jednak szybko ją opuściliśmy po zobaczeniu tego co tam serwują. Smażony penis byka to nie najlepsza rzecz do zjedzenia na kolacje. Po wejściu do kolejnej restauracji również wyszliśmy, i tak w kółko do czasu aż zorientowaliśmy się że w tym miejscu nie ma normalnych restauracji a są te które serwują naprawdę dziwne rzeczy.

— Szczerze mówiąc mam już wyjebane na to co zjemy — Michał otworzył drzwi lokalu do którego weszliśmy. Po zajęciu miejsc wzięliśmy do rąk menu. Tak jak w innych restauracjach było równie urozmaicone. Wybraliśmy chyba najbardziej normalne jedzenie. A przynajmniej tak myśleliśmy do czasu aż zostało nam ono podane.

KAŻDEGO DNIA || MATA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz