— Mama! Wstawaj! — Krzyknął mi nad uchem Marcel.
— Już, chwila — Mruknęłam otwierając oczy — Gdzie tata? — Zapytałam nie widząc Michała obok.
— W ogrodzie z dziadkiem, polują na pszczoły — Odpowiedział.
— Co robią? — Zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
— Wujek powiedział że pozbywają się pszczół — Uśmiechnął się — Ale wstań, wujek zabiera mnie dzisiaj na łódkę, i kazał mi się ubrać.
— Zaraz cię ubiorę — Przeciągnęłam się leniwie na łóżku i wstałam. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam z niej kilka ciuchów. Poprosiłam Marcela aby podszedł do mnie i go ubrałam. Kiedy chłopiec zbiegł na dół, wyciągnęłam z walizki swoje ciuchy i rzeczy i udałam się do łazienki. Po godzinie szykowania się zeszłam na dół. W kuchni zastałam panią Arlettę, tak więc śniadanie zjadłam w jej towarzystwie.
— Co to za śmiechy? — Zapytała pani Arletta.
— To chyba Michał — Odpowiedziałam. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się pan Marcin i Michał. Widząc pana Matczaka wybuchłam tak samo śmiechem jak i Michał.
— Wyglądasz jakbyś był po ostrym botoksie — Powiedziała pani Arletta.
— Daj spokój — Wymamrotał przez spuchnięte wargi pan Marcin — Zachciało mi się miodu na stare lata.
— Miód jest w szafce — Powiedziała pani Arletta, wyraz twarzy z jakim spojrzał na kobietę mąż, był bezcenny.
— Dziadek! — Marcel wbiegł szczęśliwy do kuchni. Kiedy zobaczył pana Marcina wystraszył się i schował za Michała.
— Dlaczego się chowasz? — Zapytał Michał śmiejąc się.
— Dziadek jest straszny — Powiedział Marcel wychylając się zza nogi Michała.
— Zaraz zrobię ci jakiś okład na twarz — Powiedziała pani Arletta — Masz okropnie spuchniętą twarz.
— Mam w torbie leki przeciwhistaminowe, zaraz je przyniosę — Powiedziałam i udałam się na górę. Wzięłam jeden listek tabletek i zeszłam z nim na dół. W czasie kiedy pani Arletta robiła okład, ja podałam panu Marcinowi tabletki.
— Szczęście że mamy w rodzinie lekarza — Powiedział mężczyzna patrząc na mnie.
— Tato, dlaczego pobiłeś dziadka? — Zapytał Marcel.
— Twój ojciec miałby mnie pobić? — Pan Marcin prychnął — Do pszczół nawet nie podszedł, a co dopiero miałby mnie pobić.
— Marcin, teraz proszę cię o jedno. Nie ruszaj się — Powiedziała pani Arletta podchodząc do mężczyzny z okładem.
— Jeżeli przez te ukąszenia umrę, to gwarantuje ci że już nigdy więcej się nie ruszę — Powiedział.
— Oh, weź już przestań — Czarnowłosa wywróciła oczami — Uszykowaliście rowery? — Kobieta spojrzała na nas — Zaraz Marcin przyjdzie po Marcela i możemy jechać na przejażdżkę.
— Akurat kiedy zostałam ukąszony, chcesz jechać na przejażdżkę — Pan Marcin spojrzał na swoją żonę.
— Dobrze wiesz że uwielbiam naturę. Jeżeli nie chcesz, nie musisz jechać — Wzruszyła ramionami.
— Teraz jedziemy? — Zapytał Michał.
— Tak, tylko wujek Marcin przyjedzie z Elą ze sklepu — Odpowiedziała.
— Dobra, to my idziemy wyciągnąć rowery — Powiedział Michał.
Udaliśmy się do garażu po rowery. Po wyciągnięciu ich, postawiliśmy je obok rowerów rodziców chłopaka i wróciliśmy do środka. Kiedy pan Marcin i pani Ela wrócili ze sklepu wzięli Marcela na wycieczkę, a my wraz z rodzicami Michała udaliśmy się na przejażdżkę rowerem.

CZYTASZ
KAŻDEGO DNIA || MATA
FanfictionNie poznaję Twoich źrenic, mała, coraz węższe są, a kiedyś umiałem poszerzyć je, wtedy umiałaś mi wierzyć, całym sercem pokochałaś mnie Ale musiałem to spieprzyć, jakoś musimy to przeżyć...