*miesiąc później*
— Dzięki że zgodziłeś się ze mną pójść — Uśmiechnęłam się do Krzyśka.
— Nie ma sprawy — Chłopak odwzajemnił mój uśmiech.
Weszliśmy do środka gabinetu pani Alicji. Kobieta podłączyła pendrive do komputera, następnie wstała i podeszła do szafki. Wyciągnęła z niej żel i poprosiła abym się położyła. Ściągnęłam kurtkę i bluzę a następnie się położyłam i odkryłam brzuch. Kobieta wycisnęła trochę żelu na mój brzuch, usiadła obok mnie i wzięła do ręki sondę. Kobieta zaczęła jeździć urządzeniem po moim brzuchu, było to dość dziwne uczucie. To miłe ze strony Krzyśka że cały czas był obok i trzymał mnie za rękę. Mój wzrok cały czas spoczywał na ekranie aparatu. Kiedy zobaczyłam to maleństwo momentalnie zachciało mi się płakać.
— Okej, wszystko rozwija się prawidłowo — Powiedziała pani Alicja — Wszystkie struktury są prawidłowe także nie ma się o co martwić. Markery zaburzeń genetycznych. Również nic nie widać, co świadczy że dziecko będzie w pełni zdrowe — Uśmiechnęła się — Za chwilę usłyszysz bicie jej bądź jego serca — Powiedziała pani Alicja. Po chwili faktycznie usłyszałam bicie serca malucha, szczęśliwa spojrzałam na Krzyśka który tylko się uśmiechał — Przewidywany termin porodu to trzydziesty pierwszy sierpnia.
— Jest możliwość że urodzi się szybciej? — Zapytałam.
— To zależy od tego jak będzie się rozwijać — Odpowiedziała.
Po zakończonych badaniach otrzymałam zdjęcia, oraz pendrive z filmikiem usg.
Wyszliśmy z gabinetu i udaliśmy się do mojego mieszkania. Postanowiłam że zrobię nam obiad. W czasie kiedy gotowałam Szczepański rozłożył wszystko na stół. Kiedy makaron się ugotował odcedziłam go i nałożyłam na dwa talerze. Zaczekałam chwilę na to aż sos się zagotuje. Kiedy się zagotował polałam nim makaron.— Mam nadzieję że się nie otruję — Zaśmiał się — Więcej warzyw dać się nie dało? — Zapytał.
— A chciałbyś więcej? — Zapytałam biorąc do ręki talerz — Warzywa dobrze wpływają na rozwój dziecka — Wzruszyłam ramionami.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Po skończonym obiedzie odstawiliśmy brudne naczynia do zmywarki. Krzysiek musiał pójść do Adama i pomóc chłopakowi w czymś. Kiedy tylko Szczepański opuścił moje mieszkanie ja skierowałam się do łazienki w celu wzięcia kąpieli.
____________________________Prawie cały dzisiejszy dzień przesiedziałam z Olą. Krzysiek zaprosił mnie na kolację której nie mogłam mu odmówić. Czuję się dziwnie z myślą że dzisiejszy walentynkowy dzień spędzę z Szczepańskim. Boje się tego że może być trochę niezręcznie.
— Franek? Gdzie mnie zabierzesz? — Zapytała Ola.
— Do łóżka. Moim prezentem będzie plemnik — Odpowiedział.
— Chciałabym zobaczyć małego Wygusia — Powiedziałam.
— Za kilka miesięcy zobaczysz małego Matczaka — Powiedział Wygnański.
— Siedziałeś cicho? To siedź i się nie odzywaj — Powiedziała Ola — To będzie mały bądź mała Narkiewicz.
— Albo Szczepański — Powiedział Franek — Laura dostała moje nazwisko — Wzruszył ramionami.
— Narkiewicz kurwiu — Ola pacnęła chłopaka w głowę — Zapamiętaj.
— Zastanowię się nad daniem ci plemnika — Powiedział.
— Dobra. Będę się już zbierać. Muszę się jeszcze ogarnąć zanim pójdę na kolację z Krzyśkiem.
— Złota rada, nie daj mu się wyruchać — Powiedział Wyguś.
— Zapamiętam — Zaśmiałam się.
Po opuszczeniu mieszkania Oli i Franka poszłam do mojego mieszkania. Wykąpałam się i ubrałam czerwoną sukienkę. Kiedy stanęłam przed lustrem w celu pomalowania się dostrzegłam że mój brzuch już trochę się zaokrąglił. Stałam i patrzyłam tak na siebie przez kilka minut jak zahipnotyzowana. Zaczęłam zastanawiać się czy poradzę sobie z dzieckiem. Najbardziej przykrą rzeczą jest to że będzie wychowywać się bez ojca. Zauważyłam że od niedawna mam ogromne wahania nastroju. Raz się śmieje, raz płaczę... powoli zaczyna mnie to przytłaczać.
Podeszłam do szafki i wzięłam z niej kosmetyczkę. Podeszłam z powrotem do lustra i zaczęłam się malować. Kiedy skończyłam wyprostowałam włosy i udałam się do korytarza gdzie ubrałam buty i kurtkę. Możliwe że dziś nie wrócę do mieszkania, poszłam szybko do kuchni i wzięłam odpowiednie witaminy. Jedno z pudełek włożyłam do torebki i wyszłam z domu. Krzysiek stał już pod mieszkaniem. Zanim wsiadłam do samochodu chłopak wręczył mi ogromny bukiet róż i złożył całusa na moim policzku.
Wsiadłam do samochodu i odjechaliśmy.
__________________________— Dzięki za dziś — Uśmiechnęłam się do Krzyśka.
— To ja dziękuje — Chłopak odwzajemnił uśmiech.
— Napewno nie chcesz wejść? — Zapytałam.
— Mimo że bym chciał, to nie mogę. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw — Odpowiedział.
— Tak, wiem — Odparłam — No to... do jutra? — Bardziej zapytałam niż powiedziałam.
— Do jutra — Odpowiedział — Zuza?
— Hm? — Spojrzałam na chłopaka. Krzysiek pochylił się i wpił w moje usta a ja oddałam pocałunek. Kiedy oderwaliśmy się od siebie pożegnaliśmy się drugi raz, ja udałam się do mieszkania, za to Krzysiek wsiadł do samochodu i odjechał. Pod moimi drzwiami zauważyłam dość duże pudełko koloru czerwonego, owinięte było wstążką, zdziwiły mnie dość duże dziurki przy każdej ściance. Tak jakby coś było w środku. Otworzyłam drzwi i wzięłam pudełko do rąk, było dość ciężkie. Kiedy zamknęłam drzwi coś zaczęło ruszać się w pudełku, zaniosłam je do salonu i otworzyłam. W środku znajdował się mały piesek.
— O mój Boże — Powiedziałam sama do siebie. Wzięłam pieska do rąk i przyjrzałam mu się dokładniej. Miał obroże, a do niej dołączoną karteczkę. „Jeżeli go widzisz mała, no to podrap go ode mnie ;)". Pierwsze co przyszło mi do głowy, to stara piosenka Michała. Zaczęłam zastanawiać się czy piesek jest napewno od niego, jeżeli tak, to dlaczego mi go dał?

CZYTASZ
KAŻDEGO DNIA || MATA
FanfictionNie poznaję Twoich źrenic, mała, coraz węższe są, a kiedyś umiałem poszerzyć je, wtedy umiałaś mi wierzyć, całym sercem pokochałaś mnie Ale musiałem to spieprzyć, jakoś musimy to przeżyć...