Dzień zaczęłam dość derwowo.
O 6.30 dosłownie zerwałam się z łóżka i popędziłam do kuchni. Po części była to wina głodu, który obudził mnie o czwartej rano (udało mi się zasnąć), a po części koszmaru.
Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło i mam nadzieję, że prędko to się nie powtórzy, ponieważ nienawidzę zaczynać dnia pełna nerwów.
Mama dzisiaj kosiła trawnik, w tym czasie ja ogarnęłam dom i poszłam skosić mniejszą kosiarką te mniejsca, gdzie duża nie dała rady.
Poplewilam kwiatki i o 15 padłam. Byłam tak zmęczona, że drzemka, która miała trwać dwadzieścia minut trwała ponad godzinę.
Jutro dzień ostateczniej decyzji.