Byłam w zusie. Dostałam kolejne zaświadczenia do wypełnienia, więc czeka mnie dużo jazdy.
Prawdopodobnie stanę przed komisją lekarską.
Czuję, jagbym stała w martwym punkcie. Nie robię nic, tylko czekam na rozwój wydarzeń.
Ta historia kiedyś będzie miała swój koniec. Dobry, albo zły, ale kiedyś się skończy.
Czasem mam wrażenie, że jestem tylko kolejną anorektyczką, która nikogo nie obchodzi.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego terapeucie tak na mnie zależy. Czuje się winny, że przez dwa tygodnie nie utrzymywał ze mną kontaktu i dlatego mam zjazd.
Mam wrażenie, że jestem ciężarem dla rodziców, a zwłaszcza dla taty.
Boli mnie to, że kiedyś byłam z nim blisko, a teraz... Teraz dzieli nas przepaść, a nasze kontakty ograniczyły się do "cześć" na przywitanie i buziaka w policzek na pożegnanie.
Czasem zdarzy się, że w ciągu jego dwutygodniowej nieobecności zadzwoni do mnie, a nasza rozmowa trwa pół minuty.
Anoreksja zabrała mi wiele. Ale najgorsze jest to, że oddaliła mnie od ojca.