Harry aportował się do granic Hogwartu w trybie błyskawicznym i pobiegł tą samą trasą, którą szedł już wcześniej na śmierć. Zaczął przeszukiwać ściółkę po chwili denerwując się, że to zbyt duży tern by coś znaleźć. Westchnął i wziął głęboki uspokajający wdech po czym zastanowił się co może zrobić... Palnął się w głowę i rzekł pod nosem
-Idiota...- Wezwał swoją magie i wyciągnął dłoń mówiąc. -Accio kamień wskrzeszenia. - Po dwóch sekundach w jego dłoni znalazł się gładki czarny przedmiot. Uśmiechnął się pod nosem i rzekł do siebie. -No to teraz sobie pogadamy bez świadków czy rzucania w siebie klątwami. -Chłopak zaczął iść w stronę granicy osłon myśląc co chce powiedzieć martwemu mężczyźnie. W sumie go zabił więc czy powinien przeprosić? Nie ma opcji on rzucił w niego avadą pierwszy i nie ma zamiaru przepraszać. Aportował się do domu Riddle'a i usiadł w fotelu myśląc czy to dobry pomysł wywoływać diabła z piekła...Czarny Pan był przebiegły, manipulacyjny, potężny i... Martwy... Przecież trup nie może mu nic zrobić no chyba, że co najwyżej zwyzywać... Stwierdzając, że ma gdzieś wszystkie konsekwencje sprowadzenia widma obrócił kamień trzy razy zamykając oczy i myśląc o Voldemorcie. Gdy otworzył oczy zobaczył przed sobą wysokiego, łysego mężczyznę z wężopodobną twarzą. Był on odziany jak w dniu jego śmierci i wyglądał równie blado jak zwykle, ale był nieco przezroczysty. Obaj wpatrywali się w siebie przez kilka minut nie odwracając wzroku. Czerwone i zielone oczy prowadziły cichą walkę między sobą której żaden nie miał zamiaru przegrać. Gryfon i ślizgon jak za dawnych czasów patrzyli na siebie z wrogością jednak było w tych spojrzeniach coś jeszcze... Szacunek. Obaj wciąż się nienawidzili jednak Czarny Pan ewidentnie pokonany potrafił okazać szacunek potężniejszemu od siebie co choć niewypowiedziane było w jego oczach. Zielonooki zaczął szanować swojego wroga zaledwie kilka tygodni temu, gdy zaczął podążać jego śladami i coraz bardziej rozumiejąc jaką postacią był mężczyzna o twarzy węża... Riddle w końcu rzekł nie spuszczając wzroku z siedzącego w fotelu nastolatka.
-Zabiłeś mnie. -Chłopak pokiwał twierdząco głową i rzekł wzruszając ramionami.
-Jak liczysz teraz na przeprosiny to ich nie otrzymasz. Ty nieudanie trafiłeś mnie avadą dwa razy więc to ty powinieneś przeprosić pierwszy. Poza tym nie po to cię sprowadziłem by otrzymać należne przeprosiny. -Mężczyzna uniósł łysą brew i odparł z uśmieszkiem.
-Więc sprowadziłeś mnie po to by po napawać się zwycięstwem mam racje? Jednak jest w tobie coś mściwego Harry Potterze... Cóż powiedz swoje i zostaw mnie bym spoczywał sobie w spokoju. -Potter prychnął i machnął ręką mówiąc.
-Mściwy jestem, ale nie idzie to w twoim kierunku... Są osoby gorsze od ciebie uwierz mi. -Na niedowierzające spojrzenie skierowane na niego zaczął tłumaczyć. -Po twojej śmierci wszyscy uznali mnie za nowego Czarnego Pana wrobili w trzy morderstwa i wysłali za mną list gończy. Nawet moi przyjaciele zdradzili mnie dla pieniędzy z moich skarbców. Wszystkie twoje prawa nawet te dobre zostały zdelegalizowane i cała twoja praca poszła na marne. Przedtem nie interesowałem się zbytnio polityką i po prostu uznałem, że cokolwiek zrobisz będzie złe... Pomyliłem się, a teraz na prawdę źli ludzie, którym kiedyś ufałem chcą mojej śmierci. Teraz to ty masz większe powody do świętowania, bo miałeś racje. Zawsze byłem i zostanę sam, a sprowadziłem cię abym miał się chociażby do kogo odezwać zamiast gadać do ściany. -Westchnął i rzekł z rezygnacją. -Dobra ja powiedziałem co się stało i możesz się teraz zacząć nabijać z mojej wrażliwości czy upadku wszystko mi jedno po prostu nie chce być sam... - Pokręcił głową i potarł bliznę mówiąc cicho. - Nie czuje twojego kawałka duszy i to tak jakby wszystko stało się bezcelowe. Moja ucieczka przed śmiercią z rąk Ministerstwa czy zabezpieczanie wszystkiego by nikt nie dostał nawet knuta. To wszystko po nic... W życiu nie czułem się tak samotny...- Avadowe spojrzenie przeszyło czerwonookiego na wylot, a młodszy spytał prawdziwie zaciekawiony odpowiedzi. - Jak ty to znosiłeś? Tyle lat bycia samemu bez wsparcia, rodziny czy przyjaciół. Dopiero po twojej śmierci zrozumiałem jakie smutne i samotne było twoje życie, a ja tego nie chce... -Voldemort słuchał zielonookiego z uwagą wyłapując każde słowo i zmianę tonu. Voldemort zawsze był mistrzem w odczytywaniu emocji oraz prawdy w innych, a teraz miał przed sobą swojego młodego zabójcę, który był samotny... Ktoś kogo próbował niejednokrotnie pozbawić życia siedział teraz przed nim czekając na krytykę od wroga tylko po to by mieć kogoś do kogo mógłby się odezwać, nawet jeśli tą osobą był ktoś kto wielokrotnie chciał go zabić... Zmarszczył brwi czując okruchy współczucia dla chłopca który przeżył. Odpędził niechciane emocje i rzekł ignorując pytania osiemnastolatka.
YOU ARE READING
BIAŁA RÓŻA WE KRWI (tomarry)
FanficHarry po bitwie o Hogwart dowiaduje się, że wszystko w co wierzył okazało się kłamstwem. Jego przyjaciele pokazują drugą twarz planując jego śmierć, a Potter nie mając szans na przeżycie ucieka. Podczas swojej samotnej wędrówki postanawia porozmawia...