127. RANNI (POPRAWIONE)

2.4K 162 77
                                    

Gdy dwaj ich panowie kazali im zniknąć z pokładu wszyscy posłusznie się zastosowali. Nawet Luna, Theo, Neville, Draco oraz Blaise którzy nie umieli się aportować zostali złapani przez ich starszych towarzyszy i zabrani do sali tronowej. Gdy wszyscy byli już na miejscu Theo wciąż trzymał w ramionach przestraszoną Felicję którą regularnie gwałcono podczas lat przebywania w więzieniu nie zamierzając opuszczać dziewczyny póki ta nie poczuje się bezpiecznie. Kilka osób miało powierzchowne rany, a kilka osób dość obficie krwawiło ponieważ mimo iż plan był genialny aurorzy również nie byli amatorami. Severus zdjął maskę wyjął z kieszeni szaty eliksiry i rzekł na głos.

-Kto potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej lub eliksiru przeciwbólowego niech podejdzie do mnie. -Do mistrza eliksirów podeszło dwóch członków Ligii Cieni i sześciu Śmierciożerców, a Snape opatrzył ich rany najlepiej jak potrafił. Blaise miał dość mocno rozcięty lewy bok co starszy zdezynfekował i zasklepił zaklęciem. Snape podał mu eliksir przeciwbólowy i uzupełniający krew po czym chłopak podziękował, i wrócił na miejsce czując się lekko osłabionym, ale nie mniej szczęśliwy ponieważ jego pierwsza prawdziwa misja zakończyła się sukcesem. Kolejną ranną osobą był kuśtykający na jedną nogę i podtrzymywany przez bliźniaków Mcflay. Severus zdjął but Śmierciożercy który zagryzł wargę z powodu silnego bólu jaki odczuwał w zmiażdżonej kończynie, a Fred rzekł pogodnie.

-Severus zaraz poskłada cię do kupy i jeszcze zatańczysz na niejednej imprezie Śmierciożerców. -Starszy prychnął krzywiąc się z bólu i odparł.

-Śmierciożercy mają co najwyżej bankiety, które nie są za bardzo rozrywkowe więc z tymi tańcami to nie wielka pociecha... -George nie zrażony pesymizmem towarzysza uśmiechnął się mówiąc psotnie.

-Najwyraźniej nie mieliście na żadnej imprezie mnie i mojego brata. Nasza dwójka raz dwa rozrusza to zdrętwiałe towarzystwo więc będziesz miał okazję zatańczyć gwarantujemy ci to. -Śmierciożerca uśmiechnął się lekko po czym zaklął gdy warzyciel zaczął zajmować się jego stopą sklejając zmiażdżone i połamane kości co było dość nieprzyjemnym, lecz szybkim procesem. Gdy czarnowłosy skończył podał Mcflay'owi eliksir przeciwbólowy, a Fred spytał unosząc brew.

-A nie mogłeś mu tego dać przed rozpoczęciem składania kości? -Profesor eliksirów prychnął pod nosem mówiąc.

-Jak rannych nic nie będzie bolało to nigdy się nie nauczą żeby uskakiwać przed lecącymi w ich stronę klątwami. -Bliźniaki uniosły brwi, a Mcflay przewrócił oczami po czym powoli pokuśtykał na swoje miejsce wciąż asekurowany przez rudzielców.

Kolejne osoby trzy osoby były poobijane i gdzie nie gdzie krwawiły, ale nie były to poważne obrażenia dzięki czemu czarnowłosy szybko pomógł rannym idealnie w momencie gdy pojawili się Czarni Panowie. Harry bardzo szybko puścił ramię kochanka i odsunął się od niego na kilka cali starając się wyglądać jakby przed paroma chwilami nie obściskiwał się z Lordem. Warzyciel zrobił kilka kroków w stronę dwójki po czym pochylił przed nimi głowę mówiąc pokornie.

-Podczas waszej nieobecności moi panowie pozwoliłem sobie na udzielenie pomocy kilku rannych w bitwie osób, ale to były tylko powierzchowne zadrapania. -Mcflay, który kilka chwil temu miał zmiażdżoną stopę i przez przynajmniej kilka kolejnych dni będzie musiał wypoczywać prychnął pod nosem, a stojący obok niego gryfoni posłali sobie rozbawione spojrzenia widząc nietęgą minę starszego Śmierciożercy.

BIAŁA RÓŻA WE KRWI (tomarry)Where stories live. Discover now