39.PODSUMOWANIE DRUGIEGO ROKU (POPRAWIONE)

1.6K 87 38
                                    

W dniu powrotu uczniów ze szkoły Voldemort wysłał swojego sługę w mugolską część Londynu by czarodziej odnalazł wybrańca i dowiedział się, gdzie ślizgon będzie przebywał znaczną część lata. Tego samego dnia wieczorem Barty przybył i zdał raport swojemu panu opowiadając o tym co ślizgon robił od momentu wyjścia ze stacji do samego zmroku. Animag z ogromną fascynacją opowiadał o tym jak Potter zaraz po powrocie do domu torturował wuja i ciotkę wieloma bolesnymi niewerbalnymi oraz bezróżdżkowymi zaklęciami sądząc po ilości bólu jaki mugole mieli na twarzy. Sam animag nie mógł stwierdzić dokładnie czego konkretnie używał bliznowaty, bo ten bardzo rozważnie nałożył wpierw zaklęcia wyciszające na dom. Voldemort zaciekawiony zażądał wspomnień mężczyzny ciekaw czy on byłby w stanie rozpoznać zaklęcia po efektach działania oraz chcąc na własne oczy przekonać się jak teraz wygląda prawie trzynastoletni Książe węży. Po obejrzeniu torturującego mugoli chłopaka rozpoznał prawie wszystkie z rzuconych przez niego zaklęć i musiał sam przed sobą przyznać że zielonooki rozwinął swoje umiejętności w zastraszająco szybkim tempie potrafiąc wykonać ciemną oraz skomplikowaną magię na poziomie jaki Voldemortowi udawało się około siedemnastu może osiemnastu lat... Torturowanie krewnych trwało i trwało wydawać by się mogło godzinami lecz wkrótce do domu przyszedł młody gruby chłopak mniej więcej w wieku zielonookiego który dość uprzejmie się z nim przywitał od razu przynosząc z avadookiemu jakąś kopertę z szerokim uśmiechem. Potter przyjął list i po przeczytaniu go wyglądał na bardzo zadowolonego poklepując mugola po plecach. Następnie wyższy i dwa razy większy od Księcia Slytherinu chłopak spojrzał na leżących na ziemi rodziców wyglądając na niepewnego jak zareagować widząc ich w takim stanie. Harry jakby czytając mu w myślach wzruszył ramionami coś tłumacząc a następnie machnął dłonią na schody prowadzące na górę zapraszając kuzyna na górę. Gdy obaj chłopcy wyszli z salonu wielki mężczyzna z paskudnym wąsem prawie wyczołgał się z salonu otwierając drzwi tarasowe i klnąc pod nosem rzekł cicho do żony.

-Trzeba było to utopić w rzece lub oddać do przytułku zaraz jak się tu zjawiło... -Bardzo szczupła kobieta, z ust której wyciekała krew na drżących nogach doczłapała się do męża uciszając go.

-Zamilcz Vernon. Jak cię usłyszy będzie gorzej a wiesz, że jest zdolny do wszystkiego... -Wąsacz splunął i rzekł.

-Przeklęty dziwak... -Kobieta o końskiej twarzy pokiwała twierdząco głową a kruk widząc, że już raczej niczego ciekawego nie wypatrzy wzbił się w niebo wracając do domu swojego pana zdać mu raport.

Przez następne prawie dwa tygodnie ptak dyskretnie śledził wybrańca, który najwyraźniej już po kilku dniach odkrył, że jest obserwowany, bo od czasu do czasu niepozornie się rozglądał jakby czegoś (lub kogoś) szukając. W końcu czujne oko Voldemorta wychwyciło jak avadooki znalazł przypatrującego mu się kruka i Czarny Pan codziennie umacniał się w swoich podejrzeniach, że ślizgon zdaje sobie sprawę, że jest obserwowany. Chłopak przynajmniej trzy razy dziennie dyskretnie zerkał na siedzącego na gałęzi ptaka by po kilku sekundach upewnienia się, że zwierzę wciąż tam jest wrócić do czytania. Barty mimo tego, że był bystry tego nie zauważył, ale Riddle nie miał z tym problemów znając nieco lepiej sprytnego chłopca który przeżył. Voldemort był ciekawy jak ślizgon to rozwiąże oraz czy jego sługa przeżyje starcie z Księciem Slytherinu który raczej nie odpuści sobie przesłuchania podglądacza... Choćby czerwonooki bardzo chciał nie mógł zaprzeczyć, że odkąd zobaczył bliznowatego po raz pierwszy na Nokturnie ten nigdy całkowicie nie opuścił jego głowy, bo zawsze kłębiły się tam jakieś pytania co do jego natury, sposobu myślenia czy ciemnej magii kłębiącej się pod alabastrową skórą. Od roku czuł też przytłaczającą chęć by zobaczyć młodszego na własne oczy by z nim porozmawiać, może uścisnąć mu dłoń czy przejechać palcem po zrobionej jego różdżką bliźnie w kształcie błyskawicy... Niestety Czarny Pan choć bardzo chciał nie mógł tego zrobić, gdy był w odrażającym i słabym ciele Kwintusa które mógł porzucić dopiero gdy wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik a do tego było jeszcze bardzo daleko. Runy do rytuału wciąż nie były skończone, horkruksy niezebrane, a krew Harry'ego oraz ręka sługi niedostępne. Dodatkowo Voldemort podczas swojej wielomiesięcznej pracy odkrył, że potrzebował nie dwóch horkruksów (jak wcześniej zakładał), ale trzech inaczej efekt jego pracy mógł być niezadawalający a jego zdrowie psychiczne, wygląd czy magia nie tak dobre jak pragnął. Po przemyśleniu wielu opcji Tom miał zamiar wykorzystać swój stary dziennik, medalion Slytherina oraz pierścień Gauntów które były najbardziej dla niego dostępnymi oraz największymi kawałkami jego rozbitej przed laty duszy. Diadem Roweny Ravenclaw był w szkole, a jego zdobycie mogłoby zakończyć się schwytaniem go lub zbyt szybkim ujawnieniem jego przetrwania, dlatego szybko odrzucił myśl o zdobyciu tego przedmiotu. Kielich Helgi Hufflepuff był wciąż w skarbcu Bellatrix Lestrange więc również dla niego niedostępny, bo nawet będąc Czarnym Panem nie mógłby wejść do skarbca, który był jednym z najpilniej strzeżonych w całym Gringocie. To pozostawiało mu tylko te trzy wybrane przez niego przedmioty, bo szóstego horkruksa nie udało mu się stworzyć (miał to zrobić po zabiciu Potterów) a siódmym fragmentem miał być on sam co zapewniałoby mu magiczną ochronę. Tom, odkąd był bardzo młody często w księgach jakie czytał trafiał na wzmianki o magicznej potędze tej cyfry i uznał, że jeden horkruks to za mało a dzięki posiadaniu ich większej ilości ostatecznie oszuka Śmierć co w sumie mu się udało jednak cena była zbyt wielka do zapłaty nawet jak dla niego... Kolejnymi niezbędnymi w procesie elementem była ręka sługi i mimo iż Crouch z pewnością byłby gotów użyczyć do tego jego własnej Riddle nie chciał okaleczać użytecznego i lojalnego Śmierciożercy który i tak już zbyt wiele przeszedł. Potrzebował kogoś mało istotnego i kogo nie dążył zbytnim szacunkiem, lecz na razie nikt taki nie przychodził mu do głowy więc stwierdził, że poczeka z tym na stosowną okazję.

BIAŁA RÓŻA WE KRWI (tomarry)Where stories live. Discover now