66. MISTRZOSTWA ŚWIATA W QUIDDITCHU CZ 3 (POPRAWIONE)

967 61 6
                                    

Salazar wciąż w większości ukryty pod peleryną Księcia z zainteresowaniem oglądał tłumy i ogromny stadion komentując raz po raz (według niego) dziwne rzeczy, a Harry słuchał paplaniny Korneliusza udając zadowolonego z rozmowy z nim. Członkowie Dworu po kilku chwilach nieco się rozluźnili i z podekscytowaniem zaczęli rozmawiać o możliwym przebiegu meczu, swoich ulubionych drużynach oraz graczach, a chwilę później mecz rozpoczął się prezentacją maskotek obu drużyn. Bułgaria przywiozła na rywalizacje piękne istoty zwane willami, które zachwyciły szczególnie męską część widowni. Zielonooki doskonale pamiętał jak w poprzednim życiu był niezwykle oczarowany pięknymi i zmysłowymi kobietami, których sam wygląd wprowadzał mężczyzn w stan ogłupienia pobudzając ich najniższe instynkty do działania. Nawet w tedy chłopak nie reagował tak jak jego ówczesny przyjaciel Ron czy inni kibice, bo mimo iż podziwiał piękno nieznanych mu dotąd istot daleko mu było do bycia bełkoczącym bałaganem... Obecnie czternastolatek doskonale wiedząc czym są istoty i na czym polega ich czar nie dał się zwieść ich urokowi marszcząc brwi podczas ich małego pokazu tańca, który choć zjawiskowy nie był czymś czemu bliznowaty nie mógł się oprzeć w przeciwieństwie do innych kibiców. Harry mimo iż wciąż był pod wrażeniem choreografii czy zmysłowości tańca co kilka chwil rozglądał się szukając wyjaśnienia, dlaczego nie reagował tak jak większość innych mężczyzn. Po chwili skierował swoje spojrzenie na Draco i bliźniaków widząc, że oni również nie wyglądali na porażonych wyglądem willi. Obserwowali taniec jednak wyglądali jedynie na zaciekawionych, a nie zahipnotyzowanych i Książe zaczął zastanawiać się dlaczego... W pewnej chwili Draco oderwał wzrok od stadionu i szepnął coś na ucho dwóch gryfonów na co ci natychmiastowo skupili całą swoją uwagę na Malfoy'u uśmiechając się do niego, i ściskając ich złączone dłonie. Umysł wybrańca kliknął i zielonooki uśmiechnął się myśląc.

<Nie podnieca mnie to, bo wille to kobiety. To nie moja okolica podobnie jak ich trójki, dlatego taniec ich nie zniewala podobnie jak mnie... Ciekawe kto jeszcze jest na to odporny? >Gdy zielonooki doszedł do tego wniosku odruchowo odwrócił się w stronę reszty swoich ludzi dostrzegając, że Cedrik, Stan i Neville mają wyjątkowo zaróżowione policzki wpatrując się w tańczące wille podczas, gdy Luna beztrosko bawiła się swoimi długimi blond włosami zaczesanymi tego dnia w elegancji warkocz. Następnie wzrok Księcia skierował się na Theo i Blaise'a dostrzegając, że dwójka wyglądała na wpół zainteresowanych tańcem jednak nie wykazywali oni oznak oczarowania urodą żadnej z willi. Wyglądali raczej jakby oglądali zwykły pokaz tańca lub sztukę teatralną co jakiś czas odwracając spojrzenia zerkając na siebie nawzajem i posyłając sobie drobne uśmiechy. Potter zadowolony z w miarę przyzwoitych reakcji swoich ludzi odruchowo spojrzał na Lucjusza zaciekawiony czy szczęśliwie żonaty mężczyzna jest w stanie oprzeć się urokowi willi. O dziwo Lucjusz nawet nie patrzył na stadion najwyraźniej pogrążony we własnych myślach i kompletnie niezainteresowany choćby zerknięciem na piękne istoty. <Nie patrzy na nie, bo myśli o Narcyzie? >Harry spytał sam siebie uznając powściągliwość Malfoy'a za bardzo romantyczną...

Potter słysząc oklaski dobiegające z trybun odwrócił się i zobaczył, że wille w akompaniamencie licznych braw i gwizdów opuszczają scenę podczas, gdy reprezentacja Irlandii przygotowała pokaz leprokonusów*. Stworzonka wydawały się pogodnymi i radosnymi istotami jednak Potter nie był już nowy w magicznym świecie by dać się nabrać na pozornie niewinny wygląd skrzatów. Według tego co wybraniec wiedział o stworzeniach te większość czasu spędzają na szyciu butów, a sama rasa wywodziła się z Irlandii. Nie jest żadną tajemnicą, że strzegły również pradawnych składów zakopanego złota oraz innych skarbów. Według legendy ludzie mogą korzystać z tych bogactw, jednak gdy są dość sprytni, by uwięzić leprokonusa i w zamian za wolność zażądać od niego skarbu. Nie jest to takie proste, gdyż te drobne istotki są bardzo inteligentne i zwykle udaje im się przechytrzyć człowieka, który go schwytał, a Potter musiał przez chwilę zastanowić się czy leprokonusy obecne tego dnia na mistrzostwach były tam z własnej woli... Czarodzieje teoretycznie mogli dogadać się z istotami by te dobrowolnie przyjechały tam z nimi, ale z drugiej strony Harry miał co do tego delikatne wątpliwości, ponieważ magiczne stworzenia nieważne jak rozumne, pożyteczne czy piękne w magicznym świecie były postrzegane gorzej niż zwierzęta domowe. Skrzaty domowe były bite, zabijane czy wymieniane jak towar, wilkołaki były traktowane jak niewarte życia pasożyty chcące jedynie zarazić lub zabić wszystkich wokół siebie, a gobliny mimo iż zarządziły całym złotem czarodziei wieki temu (podczas ostatniej wojny goblinów) zostały pozbawione prawa do używania czy choćby posiadania własnej różdżki... To tylko kilka przykładów jednak Harry wiedział, że ich liczba jest znacznie większa, a każdego dnia gdzieś w Wielkiej Brytanii ginie przynajmniej jedna niczemu niewinna istota za którą nikt nie zapłacze. Potter chciał je uratować... Ocalić je wszystkie jednak nie mógł teraz po prostu wyjść na stadion i kazać uwolnić stworzeń, bo nikt by go nie posłuchał. Mimo swojej sławy, bogactwa czy faktu, że przeżył wojnę w oczach opinii publicznej był dzieckiem, które straciło rodziców i w niewiadomy sposób pokonało potężnego czarnoksiężnika nawet nie mogąc jeszcze wyjść z kołyski...

BIAŁA RÓŻA WE KRWI (tomarry)Where stories live. Discover now