9. Dobra opieka

595 18 10
                                    

Obudziłem się w białej sali. Cholera - znów jestem w szpitalu, minął ledwie tydzień odkąd wróciłem do pracy, co tym razem się stało? Nic nie pamiętam.
Nagle do sali wszedł Michał:
- „No! Nareszcie się obudziłeś! Ile można? Wiktor, czy ja Cię nie prosiłem, żebyś się oszczędzał po wypadku? Miałeś udar mózgu, pewnie z przepracowania. I co zadowolony jesteś z siebie? Znowu tydzień jak nie dłużej tutaj posiedzisz."
Udar? Kurczę, niedobrze. Jednak co poradzę na to, że brakuje lekarzy.
- „Teraz, sobie tutaj wreszcie odpoczniesz. Masz nie wstawać przynajmniej przez pięć dni. Zrozumiano?"
- „Aż pięć dni?! Przecież ja tyle nie wytrzymam!" - lekko podniosłem głos.
- „Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć! Sam jesteś sobie winien! Jesteś moim przyjacielem, ale nienawidzę Cię za to jak bagatelizujesz swoje zdrowie. Masz leżeć!" - odparł i ruszył do drzwi, gdzie jeszcze na chwilę się odwrócił i dodał:
- „I nie myśl sobie, że uda Ci się mnie wybłagać. Bo to nie ja będę Twoim lekarzem. Zajmie się Tobą moja nowa lekarka, niezwykle zdolna i przede wszystkim ona nie da sobie wejść na głowę. Ale błagam Cię, nie załam Jej pierwszego dnia tą swoją głupotą! Ona wbrew pozorom jest bardzo delikatna!"
Po czym wyszedł.
Ja - głupotą, phi też wymyślił! O czym on w ogóle mówi, ah ten Michał, zawsze mi dokopie, ale co by nie mówić, jest kochanym przyjacielem.
Po chwili doszły do mnie jego inne słowa, a mianowicie te o nowej lekarce. Ciekawe jaka ona jest. Z tego co mówił Michał jest bardzo zdolna, a on bez powodu tego nie mówi, więc naprawdę musiało tak być. Ciekawe, ciekawe ...
Wtem zobaczyłem, że u pacjenta obok zaczęły wariować parametry. Wstałem, wezwałem Panią doktor i stałem, przyglądając się monitorowi. Wtedy weszła, nie wyglądała na zadowoloną, ale w jej oczach było coś jeszcze głęboko ukryte - jakby no nie wiem, czy to mógł być strach?
Przyjrzałem się kobiecie. Była wręcz chorobliwie, niezdrowo chuda, strój lekarza trochę to maskował, ale dla mojego wprawnego oka, nie dało się tego ukryć. Mogła mieć ze sto siedemdziesiąt ileś wzrostu i z 30 parę lat. Miała króciutkie jasnoblond, gdzieniegdzie prawie białe włosy. Rysy jej twarzy były wyraźnie zarysowane. Jednak największą moją uwagę przyciągnęły jej przepiękne zielone oczy. Gdy tak się jej przyglądałem, poczułem dejà vu. Ja już gdzieś spotkałem tę blondynkę, byłem prawie pewny, tylko gdzie? Tego za nic nie mogłem sobie przypomnieć. Ale napewno ją spotkałem, chyba że był to jej sobowtór, co było mało prawdopodobne.
Musiałem głupio wyglądać, tak się jej przyglądając, ale nic na to nie poradzę. Była taka piękna.
Usłyszałem jej słodki głos. Cholera, Wiktor uspokój się! Co się z Tobą dzieje? Zauroczyłeś się w niej, czy co? Przecież to nie przystoi w twoim wieku! Ogarnij się człowieku! - pomyślałem.
- „Co Pan wyprawia! Miał Pan leżeć i się nie ruszać!"* - zawołała z naganą w głosie.
- „Dlaczego Pan wstaje?"* - dodała.
Trochę zagubiony i zaskoczony jej stanowczością, dopiero po chwili odpowiedziałem, albo raczej próbowałem:
- „Yyyy, bo monitor..."*
- „Wcisnął Pan guzik - wystarczy."* - przerwała mi. - „Na co Pan czeka?! Na zaproszenie?!"*
Zaskoczony i lekko zraniony odpowiedziałem:
- „Dobre słowo by wystarczyło..."*
- „Jest Pan po epizodzie niedokrwienia mózgu i nie powinien się Pan w ogóle ruszać!"* - zawołała widocznie już wyprowadzona z równowagi.
- „Chciałem pomóc, bo..."* - zacząłem, ale znów mi przerwała:
- „Ale co?! Bo Panu się wydaje, że może Pan leczyć, bo się Pan filmów naoglądał o lekarzach?! Naprawdę, ... wszystkim pacjentom w Polsce już się wydaje, że mogą leczyć?!"*
Zaskoczony spojrzałem na nią, naprawdę była stanowcza, jednak w myślach się zaśmiałem. To ona nie wiedziała, że jestem lekarzem? Michał jej nie powiedział? Ale heca! I jeszcze ten jej ostatni tekst, przecież to był mój tekst, przecież ja tak zwykle mówiłem.
Zacząłem znowu coś mówić, jednak standardowo mi przerwała, coraz bardziej poirytowana:
- „Panie Banach. Ja Pana, naprawdę bardzo proszę, nie jest Pan tu jedynym pacjentem, ja muszę się zająć innymi, także bardzo Pana proszę, położyć się do łóżka, a nie się na mnie głupio gapić!"*
Wtedy zrobiło mi się słabo, Michał i ta lekarka mieli rację - nie powinienem wstawać, a już napewno długie stanie również mi nie pomogło. Zachwiałem się i zacząłem opadać na podłogę. Jednak nie uderzyłem o ziemię, przed upadkiem uchroniła mnie lekarka, chwytając mnie szybko. Nie spodziewałem się po niej takiego refleksu, ale byłem jej wdzięczny. Jak mnie chwyciła, wolała tylko:
- „Panie Banach, Panie Banach, Panie Banach."*
Jej głos był wyraźnie zmartwiony i lekko jakby przestraszony?
Pomogła mi usiąść na łóżku, osłuchała, sprawdziła parametry, podała leki i zleciła dodatkowe badania. Wykonując te czynności wyglądała na taką zagubioną i przerażoną, choć usilnie starała się to ukryć. Naprawdę chciałem jej pomóc i obiecałem sobie, że to zrobię.
Przez następne dni jeszcze kilka razy mieliśmy sprzeczki, podczas których ta lekarka zwykle przewyższała mnie w argumentach, jednak w jej oczach nadal widziałem ten sam strach.
W końcu tydzień minął i jeśli wszystko w badaniach końcowych wyjdzie w porządku, to miałem dziś wyjść.
W badaniach na szczęście wszystko wyszło dobrze i wreszcie po tygodniu mogłem wyjść ze szpitala. Czekając na wypis, zacząłem się pakować, kiedy weszli Martynka i Piotruś. Uśmiechnąłem się na ich widok. Zaczęliśmy rozmawiać, najpierw o tym jak się czuje, potem zaczęliśmy o wezwaniach, które mieli jak mnie nie było. Właśnie wtedy weszła lekarka i sprawdziła co słychać u mojego sąsiada. My w tym czasie rozmawialiśmy o dzisiejszym wezwaniu i Piotrek się pochwalił, że odebrał poród. Byłem z niego bardzo dumny, jednak on jak zwykle „skromny" stwierdził, że to tylko dzięki szkole jaką przeszedł u mnie jako doktora, po czym Martynka dodała, że miałem dobrą opiekę. Uśmiechnąłem się.
Widziałem też, że blondynka przysłuchuje się naszej rozmowie, po słowach Piotrka na jej twarzy pojawiło się zdziwienie i coś jeszcze, czego nie potrafiłem rozszyfrować.
Podeszła do nas i niepewnie zapytała mnie czy jestem lekarzem. Na moją odpowiedź, że jestem lekarzem pogotowia w Leśnej Górze, kobieta znacząco pobladła i znów zobaczyłem w jej oczach niepokój.
Czego ona, do cholery, tak bardzo się bała?! I dlaczego tak usilnie próbowała to ukryć?!
Podała mi wypis, stwierdziła, że jestem zdrowy i dziś wychodzę do domu. Podziękowałem jej, a ona szybko wyszła. Była naprawdę blada i prawie niedostrzegalnie drżała. Bardzo się o nią martwiłem. Coś było naprawdę nie tak.
Chwilę jeszcze pożartowałem z Martynką i Piotrkiem, a potem wyszedłem ze szpitala i udałem się do domu. Mam tydzień wolnego, więc wreszcie spędzę trochę czasu z Zosią, zabiorę ją na jakąś wycieczkę, napewno się ucieszy. Dopiero w domu uświadomiłem sobie, że nawet nie wiem jak nazywa się ta lekarka. Pokręciłem głową, no ładnie, nawet jej nie zapytałem, jadnak byłem też lekko zły na nią, przecież nawet się nie przedstawiła. Cóż, trudno, może jak wrócę po zwolnieniu, gdzieś ją spotkam, a jak nie, to zapytam Michała.
Musiałem to przyznać przed samym sobą, ta nowa lekarka naprawdę mi się podobała i to bardzo, a do tego intrygowało mnie jej tajemnicze zachowanie. Myśląc o niej zasnąłem.

*Cytaty pochodzą z odcinka 62.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz