133. Jestem...

309 17 17
                                    

Gdy się obudziłem dochodziła 12.00. Tabletki nasenne bardzo pomogły i czułem się w miarę wypoczęty. Spojrzałem na leżącą obok mnie Zosię. Dziewczyna jeszcze spała, więc postanowiłem jej nie budzić. Wstałem, ubrałem się i udałem się do kuchni. Tam nakarmiłem zwierzaki i wypuściłem je do ogrodu. Postanowiłem zrobić jakieś śniadanie, więc otworzyłem lodówkę. Dość długo przyglądałem się jej zawartości, zastanawiając się co by tu dla nas przygotować. Z nerwów nie miałem ochoty jeść i po raz kolejny rozumiałem Ankę, gdy ta z nerwów lub strachu nie mogła nic przełknąć. W końcu zdecydowałem się na tosty z białym serem i dżemem. Włożyłem chleb tostowy do opiekacza i czekałem aż się zrobi. W czasie gdy tosty się piekły, włączyłem wodę na herbatę i kawę, a następnie zaparzyłem je i rozrobiłem ser ze śmietaną i cukrem. Tosty się już upiekły, więc wyjąłem je na talerz i położyłem na stół razem z serem i dżemem.
Zdążyłem usiąść, gdy do kuchni weszła Zosia. Była w piżamie i miała roztrzepane włosy. Zauważyłem, że dziewczynka jest bardzo smutna.
- „Zosiu, córeczko, chodź tu do mnie." - powiedziałem, rozkładając ramiona.
Nastolatka nie czekała, tylko od razu się do mnie przytuliła.
- „Hej, kochanie, już wszystko jest w porządku. Wieczorem mają wybudzić Anię." - powiedziałem uspokajająco.
- „A jeśli się nie uda?" - zapytała drżącym głosem.
- „Uda się. Na pewno się uda." - odpowiedziałem pewnie, po czym dodałem:
- „A teraz siadaj i jedź, bo tosty i herbata wystygną."
Po tym zabraliśmy się za jedzenie. Po zjedzeniu śniadania, Zosia poszła się przebrać, a ja posprzątałem, po czym poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie, pogrążony w myślach. Po chwili jednak wstałem i podszedłem do szafki z książkami. Chwilę im się przyglądałem, po czym wyciągnąłem jedną z nich i wróciłem na kanapę. Była to encyklopedia medyczna. Otworzyłem ją na spisie treści, po czym szybko odszukałem rozdział poświęcony urazom głowy. Przewróciłem na odpowiednią stronę, po czym znalazłem część poświęconą krwiakom nadtwardórkowym. Szybko przebiegłem artykuł wzrokiem i zatrzymałem się dopiero na przebiegu operacji i jej powikłaniach. Ponownie przeczytałem to, o czym tak naprawdę już wiedziałem, a mianowicie:

„Po postawieniu rozpoznania konieczne jest natychmiastowe leczenie operacyjne w postaci trepanacji czaszki. Trepanacja czaszki jest zabiegiem pozwalającym na szybkie odbarczenie krwiaka i przywrócenie prawidłowych objętości poszczególnych wewnątrzczaszkowych komponentów. Pod pojęciem trepanacji rozumiemy wykonanie jednego lub kilku otworów w czaszce za pomocą specjalnej wiertarki zwanej trepanem. Wiertarka ta może być zarówno ręczna jak i elektryczna. Pole operacyjne przed wykonaniem zabiegu musi być odpowiednio przygotowane (rozumiemy przez to np. usunięcie włosów). Dalsze postępowanie zależne jest od konkretnych wskazań do przeprowadzenia trepanacji. Jeśli przyczyną był krwiak mózgu (krwiak nadtwardówkowy lub podtwardówkowy), może on zostać odbarczony, co zmniejsza ryzyko poważnych powikłań. Po zakończeniu procedur związanych z trepanacją otwory mogą zostać zamknięte przy pomocy wosku kostnego, a skóra zostaje zszyta.
Również sam zabieg trepanacji niesie ze sobą pewne ryzyko powikłań, a pośród nich takie jak:
• zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych;
• infekcja rany operacyjnej;
• obrzęk mózgu;
• zaburzenia krążenia krwi mogące doprowadzić do udaru mózgu.
Powikłania te mogą być leczone farmakologiczne, czasem jednak wymagają ponownej operacji."*

Gdy skończyłem czytać, znów do oczu napłynęły mi łzy, jednak powstrzymałem je, bo do pokoju weszła Zosia.
- „Hej tato. Co tam czytasz?" - zapytała, a ja szybko zakryłem okładkę książki.
- „Nieważne. Nic takiego." - odparłem, niezbyt przekonująco.
- „Znów się katujesz czytając o operacji mamy? Przecież sam mówiłeś, że będzie dobrze i że dziś się wybudzi. Daj spokój. Będzie dobrze." - oznajmiła, po czym zabrała mi książkę i odłożyła ją na stolik.
Po tym usiadła obok mnie i przytuliła się do mnie.
- „Masz rację. Nie ma co gdybać i zakładać najgorsze. Kocham Cię." - odpowiedziałem, całując córkę w czoło.
Po tym zdecydowaliśmy, że obejrzymy jakąś kreskówkę. Bajka była dość głupiutka, ale w sam raz do oderwania myśli od smutnej rzeczywistości. Pod koniec jej trwania zauważyłem, że Zosia zasnęła wtulona we mnie, więc okryłem ją kocem. Sam dokończyłem oglądanie kreskówki, po czym przełożyłem nastolatkę na kanapę, po czym udałem się do kuchni. Tam zorientowałem się, że dochodzi 16.00 i że od dwóch godzin powinienem być na dyżurze. Sięgnąłem po telefon i zorientowałem się, że Artur nawet nie dzwonił. To było do niego niepodobne, bo zwykle mężczyzna dzwonił z każdą nawet najmniejszą drobnostką. Postanowiłem, że sam zadzwonię i jakoś się usprawiedliwię. Mężczyzna odebrał po drugim sygnale.
- „Artur, ja przepraszam, ja wiem, że powinienem być na dyżurze, ale..."
- „Daj spokój Wiktor, teraz masz ważniejsze sprawy na głowie. Zajmij się rodziną, zaopiekuj Anką i niczym się nie martw. Wszystko jest załatwione." - przerwał mi.
- „Dziękuję..." - zdołałem wykrztusić.
- „Nie ma za co. Wpisałem Ci tydzień urlopu. Zaopiekuj się naszą Panią doktor i jak się wybudzi, daj znać w jakim jest stanie."
- „Jasne, dam znać. Dzięki."
- „Trzymaj się tam Wiktor, muszę kończyć, mam wezwanie."
- „Cześć."
Po skończonej rozmowie poczułem się lepiej. Postanowiłem, że zamówię nam coś na obiad, bo do gotowania nie miałem głowy. Zamówiłem pizzę i usiadłem przy stole, czekając i rozmyślając. Po jakiś 30 minutach przywieźli pizzę, więc zapłaciłem i zaniosłem ją do domu. Włączyłem wodę na herbatę i poszedłem obudzić Zosię. Już po chwili razem jedliśmy szybki obiad. Następnie Zosia wyszła do ogrodu  pobawić się ze zwierzakami, a ja zacząłem czytać gazetę. Chwilę przed 18.00, usłyszałem dzwonek telefonu. Pełen obaw odebrałem go i usłyszałem głos dawnego nauczyciela:
- „Cześć Wiktor. Nie przeszkadzam?"
- „Nie, no jasne, że nie. Coś z Anką?" - zapytałem zaniepokojony.
- „Nie, z Panią Anią wszystko jest w porządku. Zrobiłem jej dodatkowe badania i wyszły poprawnie. Jej parametry też się już unormowały. Owszem wciąż są trochę za niskie, ale to normalnie. Dzwonię, bo około 19.00 będziemy próbowali ją wybudzać i pomyślałem, że może chciałbyś być w szpitalu."
- „Dzięki za informację. Będę razem z Zosią za jakieś 45 minut."
- „To do zobaczenia."
Po skończonej rozmowie szybko przebrałem się w coś bardziej nadającego się do wyjścia i zawołałem Zosię.
- „Co się dzieje tato?"
- „O 19.00 mają spróbować wybudzić Anię. Będziemy mogli porozmawiać z lekarzem. Chcesz ze mną pojechać?"
- „Jasne, że chcę!" - zawołała, po czym szybko założyła kurtkę i buty. Po tym wyszliśmy z domu, a ja wezwałem taksówkę, bo nasz samochód wciąż stał pod bazą.
Po dotarciu do szpitala od razu skierowałem się w stronę gabinetu profesora. Lekarz akurat wychodził, jednak gdy nas zauważył, zatrzymał się i poczekał na nas. Gdy podeszliśmy, spojrzałem pytająco na niego. On poprowadził nas w stronę OIOMu, po czym odezwał się:
- „Poczekajcie tutaj na korytarzu, jak będę coś wiedział, to dam Wam znać."
Skinąłem głową, po czym razem z Zosią siedzieliśmy, wpatrując się przed siebie. Po jakiś 30 minutach lekarz wyszedł z sali. Uśmiechał się, więc wziąłem to za dobry znak.
- „I co? Co z mamą?" - zapytała zestresowana Zosia.
Mężczyzna chwilę milczał, ale wreszcie oznajmił:
- „Obudziła się. Jest jeszcze mocno osłabiona, ale wygląda na, że nie ma żadnych powikłań. Oczywiście niektóre z nich mogą się pojawić z opóźnieniem, ale jak na razie wszystko jest w porządku."
Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na Zosię. Dziewczyna wtuliła się do mnie, a po policzkach spływały jej łzy.
- „Już dobrze Zosiu. Już jest dobrze." - odparłem z lekkim uśmiechem.
Profesor patrzył na nas z uśmiechem, aż w końcu się odezwał:
- „Możecie do niej wejść, ale tylko na 5 minut i proszę nie męczcie jej. Pani Ania wciąż jest mocno osłabiona i potrzebuje snu i odpoczynku."
Skinąłem głową i niepewnie wszedłem do sali. Przystanąłem chwilę przy ścianie, przyglądając się Ani. Blondynka miała otwarte oczy i rozglądała się lekko zaniepokojona. Wciąż była bardzo blada, miała zabandażowaną głowę, a jej wzrok był lekko zamglony. Spojrzałem na Zosię. Dziewczyna spoglądała z niepokojem i lekkim szokiem na kobietę. W końcu ocknąłem się i powoli podszedłem do łóżka, na którym leżała Ania. Usiadłem na stojącym obok krześle i przyglądałem się jej. Blondynka jeszcze chwilę błądziła półprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu, aż w końcu spojrzała wprost na mnie. Widząc jej otwarte, zielone oczy uśmiechnąłem się. Kobieta patrzyła na mnie, coraz bardziej przytomnym wzrokiem. Była tak bezbronna, osłabiona i blada, że aż ściskało mnie w sercu. Siedziałem tak, przyglądając się jej. Po chwili usłyszałem jej ledwo słyszalny szept:
- „Wiktor?"
- „Jestem Aniu." - odparłem ciepło, biorąc do ręki jej drobną dłoń.
- „Jestem." - powtórzyłem z uśmiechem.
Blondynka uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- „Zosia?" - szepnęła ledwo słyszalnie.
Stojąca do tej pory przy drzwiach dziewczyna, niepewnie zbliżyła się do nas i lekko drżącym głosem powiedziała:
- „Już dobrze mamo..."
Ania uśmiechnęła się. Było widać, że jest zmęczona i senna, ale też szczęśliwa.
- „Odpoczywaj sobie Aniu i o nic się nie martw. Już wszystko jest w porządku. Wpadniemy jutro rano." - powiedziałem, a kobieta skinęła lekko głową.
- „Kocham Cię kochanie Ty moje. Śpij dobrze." - dodałem, całując blondynkę w policzek. Zosia uścisnęła lekko dłoń kobiety na pożegnanie. Zaraz potem Anka zasnęła, więc wyszliśmy pozwalając jej odpocząć.
Gdy wyszliśmy na korytarz, Zosia przytuliła mnie mocno. Przytuliłem ją i powiedziałem:
- „Chodź, wstąpimy jeszcze do bazy, a potem wracamy do domu."
- „Do bazy?" - zapytała zdziwiona.
- „Tak, obiecałem, że dam znać co z Anką, a poza tym powinienem w końcu odebrać klucze od naszego samochodu."
- „Masz rację. Martyna pewnie umiera z niepokoju."
Ruszyliśmy w stronę bazy. W środku zastaliśmy zespół 30S, który miał właśnie przerwę. Byli to Martyna, Artur i Piotrek.
- „Doktorze? Co Pan tu robi?" - zapytał zaskoczony Piotrek, po czym dodał, zauważając Zosię:
- „Cześć młoda."
- „Byliśmy u Ani..." - zacząłem, ale przerwała mi Martyna:
- „Co u niej?"
- „Obudziła się. Jest jeszcze mocno osłabiona, ale lekarze są dobrej myśli, ponieważ do tej pory nie pojawiły się żadne skutki uboczne." - odparłem z uśmiechem, po czym dodałem:
- „Rozmawialiśmy z nią chwilę, a teraz odpoczywa."
Martyna rozpłakała się z ulgi, a Zosia przytuliła ją.
- „Tak się bałam... Tak bardzo się o nią bałam..." - wykrztusiła przez łzy ratowniczka.
- „Martynka już dobrze. Też się bardzo o nią bałem, ale Anka jest silna." - odparłem, przytulając dziewczynę i Zosię. Po krótkiej chwili Martyna uspokoiła się i otarła łzy.
- „Jak dobrze, że Pani Doktor się obudziła. Niech teraz będzie już tylko lepiej." - dodał Piotrek z widoczną ulgą.
- „Dobra dzieciaki, miłego dyżuru. Uważajcie na siebie."
- „Jasne, doktorze." - odpowiedzieli równocześnie Martyna z Piotrkiem już w dużo lepszym nastroju.
Po tym dostali wezwanie, więc wyszli razem z Arturem do karetki. Zostałem w bazie sam z Zosią.
- „Dobra, wezmę tylko ten klucz i wracamy do domu."
Poszedłem do szatni i zapasowym kluczem otworzyłem szafkę Ani. Czułem się źle, grzebiąc w jej rzeczach, ale już po chwili znalazłem klucz od naszego samochodu. Wziąłem go, po czym zamknąłem szafkę na klucz, odkładając go na miejsce. Wróciłem do Zosi i razem wróciliśmy do domu. Po powrocie zamówiliśmy sushi na kolację. Zjedliśmy je, chwilę porozmawialiśmy, po czym zmęczeni wcześniejszymi wydarzeniami bardzo szybko zasnęliśmy.

* Informacje pochodzą z:
• https://wylecz.to/uklad-nerwowy-i-psychiatria/krwiak-nadtwardowkowy/
• https://wylecz.to/uklad-nerwowy-i-psychiatria/trepanacja-czaszki-co-to-jest-na-czym-polega-wskazania-i-powiklania/

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz