198. Niedługo wszystko się ułoży

174 14 4
                                    

Właśnie rozmawiałem z Zosią o jej wczorajszych zajęciach fotograficznych, gdy zadzwonił mi telefon. Widząc, że to Ania, od razu odebrałem.
- ,,Hej kochanie, co tam?" - przywitałem się, a w słuchawce usłyszałem jej podekscytowany głos:
- ,,Nie uwierzysz co się stało!"
- ,,O, a co takiego?" - dopytałem zdziwiony.
- ,,Dostałam wypis!" - zawołała, a ja z niedowierzaniem spytałem:
- ,,Co?! Naprawdę?!"
- ,,Tak!"
- ,,To wspaniale! Odebrać Cię?" - zaproponowałem.
- ,,Jakbyś mógł i ... ja muszę Ci coś powiedzieć..."
Usłyszałem w jej głosie niepokój, więc zapytałem zmartwiony:
- ,,Coś się stało?"
- ,,Tak... to znaczy... nie... choć może..." - zaczęła się lekko plątać.
- ,,Nie denerwuj się kochanie. Za chwilę będę i porozmawiamy na spokojnie. Dobrze?"
- ,,Tak... Będę czekać..." - odparła, rozłączając się.
Spojrzałem na Zosię, a ta zapytała z ciekawością:
- „Kto dzwonił?"
- „Ania."
- „O, a co chciała?"
- „Dostała wypis ze szpitala."
- „Wow! Naprawdę?"
- „Tak. Właśnie wyszła ze szpitala i mam ją odebrać."
- „Ale super! Wróci do nas?" - zapytała z nadzieją.
- „Nie wiesz Zosiu..."
- „Ale jak to?"
- „Jak z nią rozmawiałem, to była jakoś zdenerwowana. Nie wiem co się stało, ale coś jest nie tak."
- „Yhm... To jedz do niej i się dowiedz."
- „No pojadę. Cześć Zosiu."
- „Cześć tato." - odparła, po czym wyszła do ogrodu, gdzie zaczęła bawić się z Fafikiem i Miłką.
Sam założyłem buty i pojechałem do szpitala. Po kilkunastu minutach byłem pod szpitalem. Zobaczyłem siedzącą na ławce Anię. Kobieta była zamyślona i trochę nieobecna. Podszedłem do niej, zastanawiając się, o co może chodzić i co takiego, aż tak przestraszyło kobietę. Usiadłem obok niej i przyjrzałem jej się.
- „Cześć." - przywitałem się.
- „Hej." - mruknęła cicho i niepewnie.
Widząc, że coś ją gryzie, zapytałem z troską:
- „Co się stało?"
Kobieta nie odpowiedziała. Siedziała tylko, wpatrując się przed siebie. Była blada i drżała. Cholera, czego ona się tak boi? - pomyślałem mocno zaniepokojony.
Chcąc dodać jej otuchy przysunąłem się do niej i objąłem ją ramieniem. Spojrzałem prosto w te jej piękne, zielone oczy i zapewniłem ją:
- „Nie bój się. Cokolwiek to nie jest, postaram się zrozumieć."
W końcu po dłuższej chwili blondynka odezwała się niepewnie:
- „Nie wiem jak Ci to powiedzieć..."
- „Najlepiej prosto z mostu." - odparłem łagodnie.
- „Bo ja nie czuję się jeszcze na tyle dobrze, żeby ponownie z Tobą zamieszkać... Wciąż jeszcze nie pogodziłam się z tym wszystkim... Ja potrzebuję pobyć przez chwilę sama i poukładać sobie wszystko..." - wykrztusiła w końcu, spuszczając głowę.
Zaskoczyło mnie to mocno. Niegdy nie myślałem o takim scenariuszu. Zawsze myślałem, że jak Ania wyjdzie już ze szpitala, to wróci do domu i znów będę miał ją przy sobie. Ale rozumiałem ją. Nawet bardzo dobrze ją rozumiałem. Sam po moim wypadku też nie miałem ochoty na niczyje towarzystwo i wolałem być sam. Odepchnąłem wtedy od siebie nawet Zosię. Spojrzałem na Ankę i zrozumiałem, że blondynka obawia się mojej reakcji.
- „Aniu, spójrz na mnie." - stwierdziłem delikatnie.
Niepewnie spojrzała na niego. Uśmiechnąłem się do niej szczerze i zapewniałem:
- „Rozumiem Anka. Po czymś takim to nic dziwnego, że potrzebujesz czasu."
Kobieta zapytała mnie zdziwiona:
- „Nie jesteś zły?"
- „Nie, dlaczego niby miałbym być?"
- „No bo nie chcę z Tobą mieszkać..."
- „Najważniejsze żebyś czuła się bezpiecznie i komfortowo. Poukładasz sobie wszystko, odpoczniesz." - stwierdziłem, po czym dodałem smutny:
- „Mam nadzieję, że kiedyś ponownie będę miał Cię przy sobie."
Anka obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem i zapewniła mnie:
- „Wiktor, ja Cię nie odpycham, ja nadal Cię bardzo potrzebuję, po prostu..."
- „Rozumiem i zapewniam Cię, że zawsze możesz na mnie liczyć." -  stwierdziłem, uśmiechając się, po czym poprosiłem ją:
- „Tylko proszę Cię Anka, nie zamykaj się w sobie."
- „Nie zamknę. Poza tym możesz zawsze do mnie zadzwonić czy mnie odwiedzić." - zapewniła mnie.
Szczerze i szeroko się uśmiechnąłem i zamknąłem ją w swoich ramionach, tuląc mocno.
- „Już dobrze słonko." - szepnąłem delikatnie.
Anka chwilę się do mnie przytulała, po czym zachwycona zawołała:
- „Dostałam wypis a za dwa tygodnie będę mogła wrócić do pracy!"
- „Naprawdę?! Och to wspaniale!" - ucieszyłem się.
O tym, że dostała wypis to już przez telefon mi powiedziała, ale nie wiedziałem, że wróci do pracy już za dwa tygodnie. Ucieszyło mnie to, bo po pierwsze wiedziałem jak Ance tego brakuje, a po drugie wtedy nareszcie będzie blisko mnie i będę mógł z nią rozmawiać. Tak bardzo pragnąłem, żeby móc ją znowu przytulać i całować.
- „A gdzie zamierzasz się zatrzymać?" - zapytałem z ciekawością.
- „Wynajęłam mieszkanie w bloku na Karowej 17." - poinformowała mnie, a ja zaproponowałem, że ją podwiozę.
Zgodziła się, więc wziąłem jej rzeczy i wsadził je do auta. Następnie otworzyłem jej drzwi od strony pasażera. Ania wsiadła i ruszyliśmy. Podczas drogi rozmawialiśmy na przeróżne tematy, śmialiśmy się i żartowaliśmy. To była bardzo udana podróż. Humory nam dopisywały i świetnie się nam rozmawiało. Niestety bardzo szybko dojechaliśmy pod blok, w którym miała mieszkać teraz Anka. Zaparkowałem i spojrzałem na nią. Anka przyglądała mi się chwilę, po czym zapytała:
- „Może wejdziesz?"
Miałem się właśnie zgodzić, jednak zadzwonił mój telefon. Niechętnie odebrałem go:
- „Halo?
- „Cześć Wiktor..." - usłyszałem głos Gabi i już wiedziałem, że pewnie potrzebuje mnie w stacji.
- „Co tam?"
- „Dr Góra się rozchorował i..."
- „Mam przyjechać?"
- „No, jakbyś mógł... ja wiem, że jesteś już po dyżurze i że rano masz kolejny, ale..." - stwierdziła zakłopotana.
- „Jasne, będę za 40 minut." - odparłem i się rozłączyłem.
Byłem zły. Nie chciałem zostawiać Ani samej, tym bardziej od razu po wyjściu ze szpitala, ale nie miałem wyjścia. Jak na złość jutro też nie miałem czasu. Rano miałem dyżur a potem obiecałem tacie, że go zawiozę do lekarza, a Zosi, że ją odbiorę. Spojrzałem na blondynkę i stwierdziłem smutno:
- „No to niestety Anka, ale nie dam rady, ale może pojutrze bym do Ciebie wpadł?"
- „A dlaczego nie jutro?" - zapytała Ania i przerażona spojrzała na mnie.
Nie wiedziałem czemu aż tak bardzo się wystraszyła, jednak w tej samej chwili blondynka zawołała z paniką w głosie:
- „Nie... to nie tak... ja wiem, że masz ważniejsze sprawy... to znaczy..."
- „Anka spokojnie! Ej kochanie już dobrze." - zawołałem, próbując ją uspokoić.
Ania była wystraszona i mocno się trzęsła. Nie zastanawiając się długo, przytuliłem ją mocno. Blondynka po chwili się uspokoiła i spojrzała na mnie.
- „Już dobrze?" - zapytałem z troską.
- „Tak, przepraszam."
Nie rozumiałem za co ona mnie właściwie przeprasza, bo przecież nic złego nie zrobiła.
- „Nie przepraszaj. A jutro nie mogę, choć bardzo bym chciał, bo rano mam dyżur, po południu muszę zawieźć tatę na wizytę do kardiologa, potem odebrać Zosię z zajęć fotograficznych i będzie już późno." - wyjaśniłem jej spokojnie, po czym zaproponowałem:
- „Ale pojutrze mam wolne, więc z chęcią wpadnę."
Anka uśmiechnęła się słodko i stwierdziła:
- „Będę czekać z niecierpliwością."
- „Jakby cokolwiek się działo lub po prostu chciałabyś porozmawiać, to dzwoń." - poprosiłem ją, po czym przytuliłem ją i pocałowałem w policzek na pożegnanie.
Po tym pojechałem do bazy, gdzie ledwo zdążyłem się przebrać, bo od razu dostaliśmy wezwanie. Podczas dyżuru mieliśmy dużo trudnych wezwań. Dyżur skończyłem zmęczony i zły. Przebrałem się i wróciłem do domu. Ledwo wszedłem, przywitała mnie Zosia:
- „Cześć tato."
- „Hej."
- „Ania nie przyjedzie?" - zapytała smutna.
- „Nie, wynajęła sobie mieszkanie." - odparłem, dodając:
- „Potrzebuje pobyć sama, żeby odpocząć i wszystko sobie na spokojnie przemyśleć i poukładać, ale spokojnie możesz do niej dzwonić i ją odwiedzać."
- „Dobrze... mam nadzieję, że wkrótce dojdzie do siebie. Tęsknie za nią." - stwierdziła.
Zobaczyłem w jej oczach ból i wielką tęsknotę. Wiedziałem, że Zosi brakuje Ani tak samo mocno jak mi. Przytuliłem ją i zapewniłem:
- „Nie martw się kochanie. Ania niedługo do nas wróci i wszystko się ułoży."
Skinęła głową i oświadczyła:
- „Masz podgrzany obiad, ja idę poczytać książkę."
- „Dobrze, tylko nie siedź za długo."
Dziewczyna wyszła, a ja nałożyłem sobie obiad i go zjadłem. Potem przyszykowałem się do spania i położyłem się do łóżka. Zasnąłem od razu, gdy moja głowa dotknęła poduszki.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz