172. To nie tak miało być

169 19 12
                                    

Dzisiaj od rana miałem dyżur za dyżurem, ani chwili wytchnienia. Byłem już tym pomału zmęczony. Wreszcie po ostatnim dyżurze, mogłem się przebrać i wrócić do domu. Tam przywitała mnie Zosia z obiadem. Chwilę porozmawiałem z córką, po czym poszedłem spać.

Następnego dnia obudziłem się wcześnie rano. Wstałem, przyszykowałem się do pracy i wyszedłem. Niestety na mieście były tak wielkie korki, że spoźniłem się do pracy. Ledwo wszedłem, przywitał mnie rozdrażniony Góra:
- „I gdzie Ty się podziewasz Wiktor?! Przez Ciebie musiałem wziąć Twoje wezwanie!"
- „Korki były." - mruknąłem, po czym poszedłem się przebrać.
Później dostaliśmy pierwsze wezwanie. Było do próby samobójczej. Na szczęście negocjatorowi policyjnemu udało się przekonać chłopaka, żeby nie skakał. Zabraliśmy go na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Następnie wróciliśmy do bazy. Naszym kolejnym wezwaniem było podtopienie na basenie. Na miejscu zajęliśmy się poszkodowaną i zabraliśmy ją do szpitala, następnie mieliśmy wezwanie do wypadku i do udaru. Potem do złamania i zatrucia. Na koniec dostaliśmy jeszcze do upadku z rusztowania. Zabraliśmy poszkodowanego do szpitala, po czym wróciliśmy na bazę. Z racji, że skończyłem już dyżur przebrałem się, pożegnałem się z ratownikami i wyszedłem. Dojechałem do domu, zjadłem obiad, po czym wziąłem Fafika na smycz i ruszyłem truchtem w stronę lasu. Gdy już wbiegłem między drzewa, spuściłem go ze smyczy i szybko pobiegłem przed siebie. Nie myślałem dokąd biegnę, po prostu chciałem się zmęczyć i przestać myśleć o czymkolwiek. Biegłem już naprawdę długi czas, aż w końcu musiałem się zatrzymać. Nie miałem siły. Przysiadłem na mchu i zakryłem twarz dłońmi. Nie potrafiłem zapomnieć ani przestać o Niej myśleć. Ona była dla mnie wszystkim, dodawała sensu mojemu istnieniu. Nie wyobrażałem sobie życia bez Niej. Łzy same zaczęły płynąć mi z oczu. Ja tak dłużej nie wytrzymam. Nie wytrzymam tej niepewności, tego że nie wiem, czy Ona się w ogóle obudzi. Ja chcę już poznać prawdę. Nie chcę Jej stracić, nie mogę. Bez Niej nic już nie ma sensu. Siedziałem tak pogrążony w nieprzyjemnych myślach, a Fafik niespokojnie kręcił się wokół mnie, starając się mnie pocieszyć.

Właśnie skończyłem dyżur, więc postanowiłem udać się do szpitala. Tam założyłem strój ochronny i wszedłem do sali. Usiadłem obok Ani i chwyciłem ją za rękę. Pocałowałem ją, po czym stwierdziłem:
- „Witaj kochanie. Jak się dzisiaj mamy? Lepiej?"
Potem wyjąłem szczotkę i przeczesałem jej włosy.
- „Pięknie wyglądasz kochanie. Tylko proszę obudź się wreszcie. Naprawdę chciałbym już zobaczyć te Twoje piękne oczy i zobaczyć ten Twój piękny uśmiech oraz usłyszeć ten Twój słodki głos. Kocham Cię Aniu i naprawdę Cię potrzebuję."
Nagle kobieta otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- „Aniu?" - szepnąłem.
Blondynka nie mogła mówić, ale spoglądała zaskoczona na mnie.
- „Hej kochanie. Obudziłaś się wreszcie." - zawołałem radośnie.
Kobieta uśmiechnęła się, po czym dotknęła mojej twarzy swą ręką. Chwilę bawiła się moimi włosami. Wpatrywałem się w nią zauroczony, aż nagle kobieta zamknęła oczy, a ciszę panującą w pokoju przerwał ciągły dźwięk aparatury. Zaskoczony nie zareagowałem od razu, jednak po chwili zerwałem się na równe nogi i krzyknąłem zrozpaczony:
- „NIE! NIE ZOSTAWIAJ MNIE! NIE DAM RADY BEZ CIEBIE! ANKA SŁYSZYSZ?! NIE ZOSTAWIAJ MNIE!"
Zaraz potem na salę wpadł lekarz, który podbiegł do kobiety.
- „Zatrzymanie akcji serca!" - krzyknął, po czym rozpoczął masaż.
Po chwili wpadła pielęgniarka z respiratorem. Ja stałem zszokowany, nie mogąc się ruszyć. Po chwili jeden z pielęgniarzy siłą wyprowadził mnie z pokoju. Obserwowałem, więc przez szybę jak walczą o moją ukochaną. Jednak z każdą kolejną chwilą przestawałem wierzyć w powodzenie tej akcji. W końcu załamany zsunąłem się po ścianie na podłogę i schowałem głowę w kolanach. Płakałem, błagając w myślach o litość, o to, żeby nie zabierali mi jeszcze Anki, żeby lekarzom udało się ją uratować. Nie wiem, ile czasu tak siedziałem. Wreszcie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do lekarza. Spojrzałem na niego pytająco.
- „Przykro mi. Nic już nie mogliśmy zrobić." - stwierdził, a dla mnie czas stanął w miejscu.
Nie dotarło do mnie co powiedział lekarz. Stałem w miejscu, wpatrując się w ścianę, nic nie widząc. Jednak w końcu dotarło do mnie wszystko.
- „NIE TO NIEPRAWDA! ONA NIE ZOSTAWIŁABY MNIE! ANIA! ANKA BŁAGAM CIĘ! ANKA!" - krzyczałem przerażony.
Zrozpaczony odepchnąłem lekarza i wpadłem do sali, w której leżała Anka. Dopadłem do niej i pocałowałem jej zimne usta. Załamany położyłem głowę na jej nieunoszącej się klatce piersiowej i rozpłakałem się.
- „Aniu, dlaczego? Dlaczego mnie zostawiłaś? Aniu, ja Cię kocham. Tak bardzo. Aniu..." - wyszeptałem przez łzy.
Zaraz potem zostałem siłą od niej zabrany. Przez kolejne dni zachowywałem się jak zombie. Aż w końcu nadszedł ten dzień. Znalazłem się z Zosią w kościele, a potem na cmentarzu. Kiedy wkładali jej trumnę do ziemi, załamałem się. To nie tak miało być! Do cholery to nie tak miało być! Dlaczego Anka?! Dlaczego mnie zostawiłaś?! Zaniosłem się płaczem.

- „Tato! Tato, obudź się!" - ocknąłem się, słysząc głos Zosi. Zaskoczony z trudem otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Zobaczyłem nad sobą błękitne niebo.
- „Tato?" - usłyszałem niepewny głos córki.
Z trudem się podniosłem i zorientowałem się, że siedzę na łące, a obok mnie klęczy przerażona Zosia, a kawałek dalej siedzi Fafik i skomle.
- „Tato?"
Zignorowałem córkę, wstałem i ruszyłem w stronę domu. Powłóczyłem nogami, zastanawiając się czy to zdarzyło się naprawdę, czy to tylko sen. Bardzo szybko dogoniła mnie Zosia, która starała się dowiedzieć co się wydarzyło. Nie miałem pojęcia. Wiedziałem natomiast, że z każdym kolejnym krokiem robi mi się coraz bardziej słabo. Myślałem o Ani i zastanawiałem się, czy jej już naprawdę nie ma, czy to był tylko okropny koszmar. Bałem się, że to wszystko okaże się prawdą. W końcu nie dałem rady. Zachwiałem się i upadłem na ziemię. Przed oczami miałem mroczki i mocno kręciło mi się w głowie. Obraz przed oczami bardzo mi się rozmazywał. Po krótkiej chwili zobaczyłem Elę. Śmiała się i biegła po łące, zaraz potem kobieta znalazła się w górach i zobaczyłem jak spada w przepaść. W jej miejscu zobaczyłem roześmianą małą dziewczynkę, tak bardzo do niej podobną, po chwili dziewczynka urosła. Biegła po tej samej łące co Ela i goniła motyla, krzycząc: „Tata, pacz!". Zaraz potem zobaczyłem tę samą dziewczynkę, siedzącą na moście. Po chwili spadła z niego. Następnie obraz zmienił się. Zobaczyłem wystraszoną, niepewną blondynkę w białym fartuchu, która po chwili zmieniła się w uśmiechniętą, pewną siebie lekarkę pogotowia. Kobieta siedziała na pomoście i śmiała się, a po chwili pobiegła przed siebie, piękną łąką. Niestety obraz ponownie się zmienił i zobaczyłem, jak leży bez życia w szpitalu.
- „Ania..." - szepnąłem, tracąc przytomność.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz