138. Poradzę sobie

287 19 13
                                    

Mój dyżur się skończył, więc szybko udałem się do szatni. Tam przebrałem się i zabrałem swoje rzeczy. Wychodząc z bazy, pożegnałem się z Martyną i Piotrkiem, z którymi dzisiaj jeździłem. Zastanawiało mnie czy Anka już skończyła pracę. W zasadzie to powinna ją skończyć godzinę temu, ale może coś jej się przeciągnęło. Ruszyłem w stronę parkingu, gdzie wsiadłem do samochodu, obserwując otoczenie. Po chwili w polu mojego widzenia pojawiła się Ania, która właśnie wyszła ze szpitala. Od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak. Kobieta szła zgarbiona i od czasu do czasu lekko się trzęsła. Coś się musiało stać. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w jej stronę. Jak podszedłem bliżej, zorientowałem się, że Ania jest bardzo blada.
- „Ania!" - zawołałem.
Blondynka podniosła głowę, spojrzała na mnie, a po chwili znów ją spuściła. Po chwili podeszła do mnie. Przytuliłem ją i zapytałem delikatnie:
- „Co się stało?"
- „Nic... Po prostu jestem zmęczona..."
Widziałem, że kobieta faktycznie jest zmęczona, ale znałem ją na tyle dobrze, że wiedziałem, że to nie jest jedyny powód jej złego samopoczucia. Postanowiłem zaryzykować i zapytałem:
- „To znów o niego chodzi?"
Nie otrzymałem odpowiedzi, ale Anka zadrżała lekko, więc wiedziałem, że trafiłem.
Przytuliłem ją mocno, po czym zapytałem:
- „Co tym razem zrobił?"
Ania milczała, nie chcąc odpowiadać, więc delikatnie ją odsunąłem i przyjrzałem się jej dokładnie. Od razu zobaczyłam, że ma mocniejszy makijaż niż rano. To odkrycie wywołało u mnie złość. Wiedziałem już, co jej zrobił. Znów ją uderzył, a biedulka boi się przyznać.
Wyciągnąłem rękę i dotknąłem jej policzka. Naprawdę delikatnie, ale blondynka i tak syknęła cicho z bólu. Spojrzałem na nią ze smutkiem i zapytałem:
- „Gdzieś jeszcze Cię uderzył, czy tylko w policzek?"
- „Tylko w policzki." - wykrztusiła, drżąc lekko, po czym dodała:
- „Ale proszę, nic mu nie rób. Poradzę sobie."
- „Przez tyle lat sobie radziłaś Anka! A i tak prawie zeszłaś nam tam na lotnisku!" - odparłem lekko podniesionym głosem.
Kobieta wzdrygnęła się na wspomnienie tamtych wydarzeń, po czym wtuliła się we mnie. Po chwili poczułem, że moja bluza robi się mokra od jej łez. Ania znów płakała, znów bezgłośnie. Objąłem ją mocno ramionami. Chciałem, żeby czuła się bezpiecznie.
A co Potockiego to wiedziałem, że tak tego nie zostawię, że tym razem mu nie odpuszczę. Przecież wielokrotnie kazałem mu, żeby zostawił ją w spokoju. Jeszcze nie wiedziałem jak, ale sprawię, że Potocki odczepi się od niej raz na zawsze.
Jednak zemsta może poczekać, teraz liczyło się samopoczucie Anki, która była wystraszona tym wszystkim.
- „Chodź Aniu, jedzmy do domu." - powiedziałem spokojnie.
Ania spojrzała niespokojnie na mnie i zapytała:
- „Nie jesteś zły?"
- „Na kogo? Na Ciebie?"
Kobieta niepewnie skinęła głową.
- „Aniu, nic złego nie zrobiłaś. Nie mam powodu, żeby być złym. Chodź." - odparłem, po czym ruszyliśmy w stronę samochodu, wsiedliśmy i ruszyliśmy.
Po 50 minutach jazdy byliśmy pod domem. Wiedziałem, że Zosia nocuje dziś u Natalki, więc będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Wysiadłem z samochodu i spojrzałem na Anię. Kobieta wciąż była niespokojna. Podszedłem do niej i objąłem ją ramieniem. Ruszyliśmy w stronę domu. Tam zdjęliśmy buty i przywitaliśmy się ze zwierzakami.
- „Aniu?" - zacząłem niepewnie.
- „Tak?" - kobieta spojrzała pytająco na mnie.
- „Proszę, zmyj ten makijaż i pokaż mi co on Ci zrobił."
Anka wpatrywała się we mnie. Była lekko spanikowana, jednak po chwili skinęła głową i poszła do łazienki. Ja w tym czasie podłączyłem wczorajszy obiad, żeby się podgrzał. Gdy już się ugrzał, wyłączyłem go i nałożyłem na talerze. Następnie zmartwiony długą nieobecnością Anki, podszedłem do łazienki i zapukałem, pytając:
- „Kochanie, wszystko w porządku?"
Odpowiedziała mi cisza. Zmartwiony zapukałem ponownie i zapytałem, tym razem głośnej:
- „Anka, wszystko w porządku?"
Gdy i tym razem odpowiedziała mi cisza, bez wahania otworzyłem drzwi. Zobaczyłem, że kobieta siedzi na podłodze i jest bardzo blada. Była ledwo przytomna.
- „Aniu..." - szepnąłem przestraszony, po czym szybko znalazłem się przy kobiecie.
Złapałem ją za nadgarstek i na szczęście wyczułem puls. Był lekko przyspieszony. Położyłem rękę na jej czole i zorientowałem się, że blondynka jest lekko rozpalona.
- „Aniu, słyszysz mnie?" - zapytałem.
Kobieta skinęła lekko głową. Odetchnąłem z ulgą i pomogłem Ani wstać, dojść do salonu i usiąść na kanapie. Wziąłem ciśnieniomierz i zmierzyłem jej ciśnienie. Było dość niskie, ale mieściło się się w dolnej normie. Tylko puls miała lekko podwyższony. Cukier miała w normie. Zastanawiałem co wywołało to omdlenie u kobiety.
- „Aniu, co się stało?" - zapytałem zaniepokojony.
- „Zakręciło mi się w głowie, a potem ocknęłam się na podłodze." - szepnęła.
Domyśliłem się co się stało. Po wypadku blondynka miała się oszczędzać i wykonywać same proste czynności, a przede wszystkim nie denerwować. Jednak spotkanie z Potockim zdenerwowało ją do tego stopnia, że jej organizm odmówił posłuszeństwa.
- „Już dobrze, kochanie. W porządku. To pewnie przez stres i zmęczenie, bo przecież po wypadku miałaś się nie denerwować i odpoczywać." - uspokoiłem ją.
Po chwili ponownie zmierzyłem jej parametry i tym razem były w porządku.
- „Jak się czujesz?" - dopytałem z troską.
- „Teraz już dobrze." - odparła, uśmiechając się.
Wiedziałem, że mówi prawdę, bo na jej twarz powróciły kolory.
- „To dobrze. Mogę zobaczyć te Twoje, biedne policzki?"
Blondynka skinęła głową. Delikatnie ująłem jej twarz w dłonie i przyjrzałem się dokładnie, próbując ocenić obrażenia. Zobaczyłem na jej bladych policzkach czerwony ślad po uderzeniu ręką. Gdy go dotknąłem, Ania syknęła.
- „Przepraszam." - mruknąłem zmartwiony, po czym poszedłem po maść przeciwbólową na różnego rodzaju otarcia, siniaki i urazy.
Po tym wróciłem do salonu i usiadłem obok kobiety. Znów ująłem jej twarz w dłonie, po czym delikatnie posmarowałem jej policzki maścią. Po chwili lek zaczął działać i na twarzy blondynki pojawił się wyraz ulgi.
- „Dziękuję." - powiedziała, uśmiechając się z wdzięcznością.
Uśmiechnąłem się do niej, po czym powiedziałem:
- „To może pójdziemy coś zjeść?"
Ania zgodziła się i już po chwili siedzieliśmy w kuchni, jedząc późny obiad. Po zjedzeniu umyłem brudne naczynia, a Ania starła ze stołu. Po posprzątaniu po obiedzie, wróciliśmy do salonu. Usiadłem na kanapie, a Ania wtuliła się we mnie.
- „Aniu?"
- „Tak?" - zapytała niepewnie.
- „Czego chciał od Ciebie Potocki? I dlaczego Cię uderzył?"
- „Chciał, żebym do niego wróciła, a jak się nie zgodziłam, to na siłę mnie pocałował. Więc dostał ode mnie z liścia, co go wkurzyło i później mnie uderzył." - powiedziała z trudem.
Mimowolnie uśmiechnąłem się, gdy Anka wspomniała, że mężczyzna dostał od niej z liścia. Chciałbym to zobaczyć. Jednak po chwili znów zrobiłem się poważny i oświadczyłem:
- „Aniu, chcę, żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć. Cokolwiek by się nie działo. Zawsze możesz do mnie przyjść i poprosić o pomoc. Kocham Cię i nie chcę, żebyś musiała cierpieć."
- „Wiem, Wiktor. Kocham Cię właśnie za to jaki jesteś."
Uśmiechnąłem się, a blondynka delikatnie pocałowała mnie w usta. Oddałem pocałunek i przytuliłem ją. Ania uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- „Wytrzymam z nim te dwa tygodnie, a w marcu wrócę do bazy."
Miałem nadzieję, że właśnie tak będzie. Potem obejrzeliśmy jeszcze krótki film i poszliśmy do sypialni, gdzie szybko zasnęliśmy.
Żadne z nas nie podejrzewało, że najbliższe tygodnie zmienią i zweryfikują wszystko.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz