25. O krok od tragedii

521 22 7
                                    

Dziś dyżur zaczynam o 09.00. Wiem, że Wiktor z Piotrkiem i Adamem będą cały dzień zabezpieczać zorganizowany dla dzieci piknik, więc inne zespoły przejmą ich wezwania. Ja jeżdżę dziś z Martynką i Aro.
Od razu dostaliśmy wezwanie do dużego wypadku drogowego. Na miejscu był już zespół 23S, czyli Artur, Renata i Bartek. Na szczęście szybko udało nam się opatrzyć rannych i zabrać do szpitala, gdzie zajęli się nimi Stanisław, Michał i pielęgniarki. Potem było kilka wezwań do udarów, zawałów i złamań kończyn.
Ok. 16.00 dostaliśmy wezwanie na lotnisko, to samo, na którym odbywał się piknik. Na miejscu spotkaliśmy Adama, który poinformował nas, że pilot zasłabł za sterem i że w kabinie przebywa jeszcze dziecko, oraz że w punkcie kontroli lotniska robią wszystko, żeby sprowadzić ich bezpiecznie na ziemię, ale czarno to wszystko widzi. Przeraziłam się i od razu poszłam do centrali, tam zastałam Wiktora, Piotrka i dwóch kontrolerów. Robili wszystko co w ich mocy, żeby sprowadzić samolot na ziemię.
- „Co się dzieje? Co wiemy?" - spytałam Wiktora.
- „Pilot pomieszał antydepresanty z lekami na przeziębienie przez co najpewniej dostał zawału. Rozmawiałem z nim, ale oczywiście mnie nie posłuchał, poleciał i zemdlał. Na pokładzie jest dziecko. Teraz próbujemy się z nim skontaktować."
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Szybko w głowie obliczyłam, że skoro dziecko chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej to ma z 6-7 lat. Nawet nie wyobrażam sobie, jak bardzo przerażone musiało być i co czuło.
Wtem usłyszeliśmy przerażony dziecięcy krzyk:
- „Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! Proszę!"
Patrzyłam przerażona na samolot, który zaczął niebezpiecznie obniżać lot. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Ten głos - wydał mi się tak bardzo znajomy. Usłyszałam, że kontroler próbuje dogadać się z dziewczynką, ale była za bardzo przerażona. Usłyszałam głos Piotrka:
- „Przecież ona zaraz zacznie się hiperwentylować!"
Po chwili znów usłyszeliśmy cichy głos dziecka:
- „Ja nie mogę, ja nie mogę oddychać."
Teraz byłam już prawie pewna. Momentalnie podjęłam decyzję. Podeszłam i wyjęłam radio z rąk zaskoczonego kontrolera.
- „Asia?" - zapytałam niepewnie.
- „Ania? Ania to Ty?"
- „Tak, to ja. Asiu spokojnie, zaraz będziecie na ziemi. Wszystko dobrze." - starałam się uspokoić przerażoną dziewczynkę, mimo że sama odczuwałam strach.
Wiktor spojrzał na mnie zaskoczony, po czym podszedł i uspokajająco położył mi rękę na ramieniu. Poczułam się pewniej, ale nadal byłam wystraszona.
- „Asiu, posłuchaj mnie teraz uważnie. Sprowadzimy Was na ziemię, ale musisz nam pomoc. Teraz zrobisz wszystko tak jak ci powie pan kontroler, dobrze?"
- „Ania, ja się tak bardzo boję. Ja nie dam rady."
- „Będzie dobrze, dasz radę, spokojnie."
Podałam radio kontrolerowi, a ten odezwał się:
- „Asiu - pociągnij mocno za wolant."
- „Za co?!"
Walnęłam się w myślach w głowę. Czy on naprawdę myśli, że sześcioletnie dziecko, do tego tak bardzo przerażone będzie wiedziało co to jest „wolant". Widziałam, jak Piotrek przewrócił oczami z politowaniem. Zabrałam kontrolerowi radio.
- „Asiu, pociągnij mocno do siebie kierownicę."
Po chwili zobaczyliśmy, że samolot ustabilizował swój lot. Spojrzałam pytająco na kontrolera.
- „Ona musi nacisnąć niebieski przycisk przy kierownicy. Niebieski z napisem AP - Autopilot. Wtedy samolot sam wyląduje, ale niestety ktoś będzie musiał posadzić go na ziemię." - poinformował mnie.
- „Asiu, musisz nacisnąć taki niebieski przycisk przy kierownicy. Taki z literkami A i P. A jak Asia i P jak Piesek. Dobrze?"
- „Mam. Nacisnąć go?"
- „Tak, wciśnij go."
- „Już. Co teraz?"
Kontroler zapytał co z pilotem.
- „Asiu, co się dzieje z pilotem?"
- „Trzyma się za serce, ciężko oddycha i jęczy z bólu."
- „A jest przytomny?"
- „Tak, trochę."
- „Dobrze, rozepnij mu koszulę i odchyl mu głowę do tyłu. Otwórz też te małe okienka po obu stronach."
- „Już"
Spojrzałam bezradnie na Wiktora, zadając mu nieme pytanie:
- „Co teraz?"
Wiktor spojrzał na kontrolera i oznajmił:
- „Pilot po chwili przyzwyczai się do bólu, jednak w każdej chwili może ponownie stracić przytomność. Asia musi wiedzieć co ma zrobić w takim wypadku."
Kontroler skinął głową i przekazał pilotowi, że zaraz będą bezpieczni, tylko musi pokazać Asi co trzeba zrobić. Pilot zaczął tłumaczyć, jednak po chwili usłyszeliśmy krzyk:
- „On stracił przytomność! Pomocy!"
Kontroler złapał radio i zwrócił się do dziewczynki:
- „Asiu, będzie dobrze. Zaraz będziecie na ziemi. Teraz uważnie mnie posłuchaj. Policzę do trzech. Na trzy delikatnie pociągnij kierownicę do siebie. Dobrze?"
- „Dobrze."
Patrzyłam ze strachem, jak samolot obniża lot. Tak bardzo się bałam. Wiktor i Piotrek też byli przestraszeni. Po chwili usłyszałam głos kontrolera:
- „Dobrze, teraz na trzy: raz, ... dwa, ... trzy. ... Ciągnij!"
Zobaczyliśmy, jak samolot powoli podchodzi do lądowania. Po chwili delikatnie osiadł na ziemię.
Udało się! Asia i pilot byli bezpieczni! - odetchnęłam z ulgą.
Szybko udaliśmy się na miejsce lądowania, zgarniając po drodze Martynkę, Aro i Adama.
Będąc na miejscu szybko zajęliśmy się pilotem, podczas gdy Piotrek poszedł zobaczyć co z dzieckiem. Przełożyliśmy pacjenta na nosze i sprawdziliśmy parametry. Zatrzymał się, kazałam go sczytać z łyżek. Było migotanie. Wiktor kazał dać wyładowanie 200 dżuli, po czym pilot wrócił i po chwili odzyskał przytomność. Wiktor kazał przygotować go do transportu.
- „Ania! Ciociu!"
Nagle usłyszałam za sobą wołanie. Momentalnie się odwróciłam i schyliłam, łapiąc biegnącą dziewczynkę prosto w ramiona. Przytuliłam ją mocno. Długo tuliłam ją do siebie, nie chcąc puścić. Z oczu płynęły mi łzy. Tak bardzo się bałam, że ją stracę.
Po chwili dziewczynka wyswobodziła się z moich ramion i spojrzała na mnie zaskoczona. Odezwała się niepewnie:
- „Ciociu, nie płacz. Już dobrze przecież. Jestem tutaj."
Uśmiechnęłam się przez łzy i powoli zaczęłam się uspokajać. Wszystko było w porządku. Asia była bezpieczna. W tej samej chwili podszedł do nas Wiktor.
- „Aniu? W porządku?" - po moim potwierdzeniu, dodał: - „Zabieramy pilota do szpitala, wy zabierzcie Asię, niech w szpitalu się upewnią, czy aby napewno wszystko jest w porządku. Jej mama została powiadomiona, dojedzie do szpitala."
Skinęłam mu lekko głową, po czym mężczyzna razem z Piotrkiem i Adasiem zabrali pacjenta do karetki i odjechali.
Spojrzałam na przytuloną do mnie dziewczynkę.
- „Wszystko w porządku? Coś Cię boli?"
- „Teraz już w porządku. Nie boli." - odpowiedziała lekko sennym głosem.
Uśmiechnęłam się, wzięłam ją na ręce i powoli ruszyłam w stronę karetki. Tam położyłam ją na nosze. Osłuchałam i zmierzyłam parametry. Wszystko było w normie, tylko ciśnienie miała lekko podwyższone, ale to normalne po takiej ilości stresu. Przypięłam dziewczynce kroplówkę wzmacniającą i kazałam Arowi jechać do szpitala. Dziewczynka po chwili jazdy wykończona wrażeniami dzisiejszego dnia zasnęła. Ja co chwila sprawdzałam, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Byłam wyjątkowo spokojna i cicha, co od razu zauważyła Martynka, bo zapytała:
- „Aniu? Wszystko w porządku?"
- „Tak, chyba tak..." - odpowiedziałam dość niepewnie.
- „Kim ona dla Ciebie jest?"
- „Wnuczką Pani Ludwiki, wiesz tej starszej Pani, u której mieszkam. Ona traktuje mnie jak ciocię, a ja ..."
- „A Ty ją kochasz." - dokończyła ratowniczka.
- „Tak, kocham i tak bardzo się bałam, że ją stracę." - szepnęłam i znów do oczu napłynęły mi łzy.
Martynka od razu kucnęła przy mnie.
- „Cicho, już dobrze, już jest bezpieczna." - powiedziała, przytulając mnie.
Podziękowałam jej z uśmiechem.
W końcu dojechaliśmy do szpitala i wypakowaliśmy dziewczynkę, która od razu się obudziła, rozejrzała i spojrzała na mnie.
- „Spokojnie, już jesteśmy w szpitalu, tutaj zrobią Ci wszystkie potrzebne badania i jak wszystko będzie w porządku, będziesz mogła wrócić do domu."
- „Boję się..."
- „Nie bój się. Wszystko będzie dobrze."
Weszliśmy na SOR, gdzie przywitał nas nie kto inny jak Stanisław. Był wielce z siebie zadowolony, co mi się wcale nie podobało.
- „O! Witam naszą bohaterkę!" - powiedział kpiąco, patrząc mi prosto w oczy. Nie wytrzymałam tego spojrzenia i lekko wzdrygając się, odwróciłam głowę.
- „6-letnia dziewczynka, stan dobry, brak widocznych obrażeń, cukier i saturacja w normie, ciśnienie lekko podwyższone. Zrób jej podstawowe badania, żeby upewnić się, czy aby napewno wszystko jest dobrze."
- „To nie Ty będziesz mi mówiła co mam zrobić!" - odparł lodowato i zbliżył się do dziecka. Chciał je osłuchać, ale dziewczynka cofnęła się ze strachem, prawie spadając z noszy. Uratował ją Aro, łapiąc szybko i stawiając na podłodze. Asia wyrwała mu się i podbiegła do mnie. Gdy ją chwyciłam, zobaczyłam, że drży i płacze. Po chwili szepnęła mi na ucho:
- „Ciociu, ja nie chcę, nie chcę tego Pana. On jest straszny. Zabierz mnie stąd. Proszę."
Za wszelką cenę starałam się ją uspokoić. Nie myślałam, że aż tam mocno zareaguje na Stanisława. Była przerażona.
Podniosłam wzrok. Stanisław stał ze skrzyżowanymi ramionami i głupkowato się szczerzył.
Czy jemu naprawdę sprawiało przyjemność, że aż tak bardzo przestraszył Asię?
Wtem na SOR wszedł Michał. Rozejrzał się i już po chwili domyślił się, co się stało. Przykucnął przy mnie i przytulonej do mnie Asi, i odezwał się tym swoim cichym, spokojnym i kojącym głosem, który tak wiele razy uspokajał mnie, gdy miałam ataki paniki:
- „Hej, co się stało? Spokojnie. Jestem dr Michał, a Ty?"
Asia niepewnie na niego spojrzała i po chwili cicho odpowiedziała:
- „Asia."
- „Jakie piękne imię. Miło mi Cię poznać. To Ty jesteś tą bohaterką z samolotu?"
- „Ja jestem tą z samolotu, ale nie bohaterką. Bohaterką to jest Ciocia, Ciocia Ania. To ona mnie uratowała."
Zaskoczona i wzruszona spojrzałam na dziewczynkę.
- „Nieprawda, żadna ze mnie bohaterka." - odpowiedziałam cicho.
- „Nie mów tak, znowu oszukujesz." - zawołała Asia.
Michał się zaśmiał.
- „Właśnie, Anka. Słuchaj Asi. Nie ładnie tak oszukiwać." - zażartował ze śmiechem.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- „Michał, zabierzesz ją na te badania?"
Widziałam, że Stanisław jest wkurzony, ale nie chciałam narażać Asi.
- „Jasne. To co Asiu? Zrobimy badania, a potem oprowadzę Cię po szpitalu, tam gdzie pracuje Ciocia Ania." - zapytał Michał.
Asia niepewnie spojrzała na mnie.
- „Nie bój się. Idź z Michałem, on się Tobą zaopiekuje. Twoja mama niedługo będzie, a ja potem zajrzę do Ciebie. Dobrze?"
- „Dobrze." - odparła cicho dziewczynka, wtulając się we mnie. Po chwili dodała: - „Kocham Cię, Ciociu."
- „Ja też Cię kocham." - odpowiedziałam całując ją w czoło i mocno przytulając.
Chwilę później Asia poszła z Michałem na badania, a ja zostałam sama z Potockim, bo Martyna i Aro wcześniej udali się do bazy.
Poczułam strach. Byłam sama z nim, ze Stanisławem.
- „Co to miało być, co?!" - odparł wkurzony.
- „Jak to, co?! Wystraszyłeś Asię!" - odparłam zdenerwowana.
- „Ta jasne. A Ty lepiej uważaj na słowa! Chyba nie chcesz, żebym znowu mocno pomasował Ci brzuszek!" - zawołał, odchodząc bardzo z siebie zadowolony. W drzwiach odwrócił się jeszcze i zawołał:
- „Lepiej uważaj z kim się zadajesz! Twój kochanek trafi do więzienia za złamanie tajemnicy lekarskiej, a Ty znowu zostaniesz sama! Sama niedługo będziesz mnie błagać o przebaczenie i wrócisz do mnie!"
Po tych słowach wyszedł, lekko trzaskając drzwiami.
Ja stałam w miejscu, jakby sparaliżowana. W głowie mieszały mi się jego słowa: „znowu pomasuję Ci mocno brzuszek", „twój kochanek", „więzienie", „zostaniesz sama", „wrócisz do mnie". Nie wytrzymałam, znów się rozpłakałam, tak bardzo się go bałam. Zrobiło mi się słabo, więc oparłam się o szafkę z lekami.
Znowu wszystko zniszczyłam! Znowu Wiktor ma przeze mnie problemy? Co ja robię źle?
Po chwili otarłam łzy i wyszłam z SORu, udając się w stronę bazy. Chciałam przeprosić Wiktora za to, że przeze mnie znowu ma kłopoty i poinformować, że może wszystko zrzucić na mnie, że to ja poniosę za wszystko karę.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz