117. Wigilia

377 22 14
                                    

Ubrana zeszłam na dół i weszłam do salonu. Tam przystanęłam i z uśmiechem przyglądałam się przystrojonej przez Wiktora i Zosię choince. Były na niej najróżniejsze ozdoby o rozmaitych kształtach i kolorach. Niektóre własnoręcznie wykonane przez Zosię. Uśmiechając się, podeszłam do niej i powiesiłam jeszcze jedną ozdobę, a mianowicie bombkę, którą dostałam w prezencie od Amandy. Odsunęłam się od niej i przyglądałam jej się uważnie.
Od razu przypomniały mi się rodzinne święta, kiedy mała ja i mały Krystian robiliśmy wiele ozdób. Były to papierowe łańcuchy, składające się z posklejanych ze sobą kolorowych okręgów, powycinane z bibuły aniołki, bałwanki i bombki, łańcuchy stworzone z nieugotowanego, kolorowego makaronu oraz powycinane i ususzone gwiazdki ze skórek z pomarańczy. Pamiętam jak doskonale się przy tym bawiliśmy, w międzyczasie wdychając rozmaite zapachy dochodzące z kuchni, gdzie babcia z mamą przygotowywały przepyszne potrawy. Przypomniałam sobie, jak wieczorem przed Wigilią, tata wracał z pracy z dużą choinką i jak ją potem razem ozdabialiśmy w przygotowane przez nas ozdoby. Pamiętam też jak w Wigilię wieczorem zasiadaliśmy wszyscy odświętnie ubrani do stołu. Najpierw tata jako głowa rodziny czytał fragment pisma świetego, potem była krótka modlitwa i dzielenie się opłatkiem. Następnie siadaliśmy przy stole, rozmawiając i jedząc te pyszne potrawy. A później nadchodził dla nas dzieci najlepszy moment, a mianowicie śpiewanie kolęd, a potem prezenty. Pamiętam jak w któreś święta bardzo się ucieszyłam, bo dostałam piękną szmacianą lalkę, wełniany sweter i paczkę cukierków. Następnie my dzieci (tj. ja, Krystian i nasza dwójka kuzynów: starsza ode mnie o dwa lata Maria i młodszy o trzy lata od Krystiana Paweł) wyszliśmy do pełnego śniegu ogrodu. Mimo że było zimno i ciemno zabawa była przednia. Na koniec Wigilii o północy szliśmy wszyscy razem na pasterkę.
Uśmiechnęłam się, odrywałam się od tych przyjemnych wspomnień i wróciłam do rzeczywistości.
W tej samej chwili podeszła do mnie Zosia i z ciekawością zapytała:
- „O czym tak myślisz?"
- „O świętach, o tym jak spędzałam je jak byłam mała, jak miałam może z 11 lat. Przypomniałam sobie jakie to były miłe święta spędzone razem z rodzicami, bratem i kuzynami." - odparłam zamyślona.
Zosia uśmiechnęła się i oświadczyła:
- „Będziesz mi musiała kiedyś o tym opowiedzieć."
Uśmiechnęłam się, po czym oderwałam wzrok od świątecznego drzewka i weszłam za córką do jadalni. Pierwsze co mi się tam rzuciło w oczy to duży stół stojący na środku pokoju. Był nakryty białym obrusem, spod którego wystawało sianko. Na nim były położone najróżniejsze potrawy i cztery nakrycia: dla nas i dla tajemniczego wędrowca. Ten widok wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- „Wow, kiedy Wy to wszystko zdążyliście przygotować?" - zapytałam.
- „W zeszłym tygodniu." -
odparła Zosia.
- „Tak, Zosia się bardzo postarała." - Wiktor pochwalił córkę.
- „Tato, nie przesadzaj, przecież mi pomagałeś." - dziewczyna zaprotestowała z uśmiechem.
Skinęłam głową, po czym zapytałam żartobliwie:
- „To chyba pierwsza gwiazdka już spadła? Możemy zaczynać Wigilię?"
Wiktor i Zosia z radością się zgodzili, po czym mężczyzna wziął do ręki pismo święte i tak samo jak niegdyś mój tata odczytał jego fragment. Następnie zmówiliśmy krótką modlitwę i podzieliliśmy się opłatkiem. Wreszcie usiedliśmy do stołu. Wiktor nalał nam na talerze czerwonego barszczu z uszkami i zaczęliśmy jeść. Był pyszny, właśnie taki jaki lubię, nie za ostry, ale też nie mdły, po prostu idealny. Jedząc go, zorientowałam się jak bardzo jestem głodna. Po zjedzeniu barszczu rozejrzałam się po potrawach, zastanawiając się czego najpierw spróbować. Postanowiłam zacząć od smażonego karpia. Był równie pyszny, choć denerwowało mnie, że co chwila muszę wyjmować ości. Spojrzałam na moją rodzinę. Wiktor zajadał się śledziami, a Zosia jadła pierogi. Uśmiechnęłam się, nareszcie byłam naprawdę szczęśliwa.
- „Mamo, chcesz spróbować pierogów z kapustą i grzybami? Lepiliśmy je razem z babcią Lusią." - w pewnym momencie zapytała mnie Zosia.
- „Skoro same je lepiłyście, to trzeba ich sprobować." - odparłam, a zadowolona dziewczynka nałożyła mi kilka, po czym nałożyła je również Wiktorowi.
Muszę przyznać, że były pyszne. W smaku bardzo przypominały mi te, które jadłam w dzieciństwie.
- „Są przepyszne." - stwierdziłam, wywołując uśmiech na twarzy nastolatki.
Potem spróbowałam jeszcze śledzi, mojej ukochanej ryby po grecku i sałatki jarzynowej. Na koniec zostawiłam sobie słodkości. Z przyjemnością zjadłam trzy placki z jabłkami i kawałek makowca. Popiłam to wszystko kompotem z suszu, który był wyjątkowo dobry, ponieważ składał się z samodzielnie ususzonych przez moją przybraną mamę owoców.
Teraz byłam już pełna. Niby wszystkiego spróbowałam tylko po trochu, ale najadłam się. Z uśmiechem przyglądałam się znudzonej Zosi, która zdążyła skończyć posiłek jeszcze przede mną i która teraz czekała z niecierpliwością, aż Wiktor skończy jeść. W końcu mężczyzna skończył posiłek i stwierdził:
- „Możesz już iść Zosiu, włącz mam jakąś płytę z kolędami, a ja w tym czasie posprzątam po kolacji, a potem zobaczymy czy przyszedł już Mikołaj."
Zachwycona nastolatka pobiegła do pokoju po magnetofon i płyty. Wiktor zaczął zbierać naczynia, a ja zapytałam:
- „Pomóc Ci?"
- „Nie, poradzę sobie. Idź sobie usiądź w salonie. Ja zaraz przyjdę."
Skinęłam głową, po czym poszłam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie. Chwilę później pojawiły się stęsknione zwierzaki. Fafik wskoczył na kanapę i ułożył się obok mnie, kładąc łepek na moich kolanach i liżąc mnie, a Miłka położyła mi się na kolanach i zaczęła mruczeć rozkosznie. Zachichotałam i szepnęłam, głaszcząc ich:
- „Stęskniliście się za mną? Ja też za Wami tęskniłam."
Po chwili do salonu wróciła Zosia, która położyła magnetofon na stole, po czym włączyła wybraną płytę. Już po chwili w pokoju rozległa się kolęda „Jezus maluteńki". Nastolatka spojrzała na mnie z uśmiechem, po czym zapytała ze śmiechem:
- „Znajdzie się tam jeszcze dla mnie miejsce?"
- „Jasne, chodź do mnie." - powiedziałam, robiąc córce miejsce.
Zosia nie czekając, od razu usiadła obok mnie, po czym przytuliła się, kładąc głowę na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się, po czym odgarnęłam jej włosy z twarzy i pocałowałam w czoło.
Siedziałyśmy tak chwilę, przytulone do siebie, aż w końcu przyszedł Wiktor. Widok, który zastał wywołał uśmiech na jego twarzy. Mężczyzna usiadł obok mnie, biorąc Fafika na kolana, po czym mnie przytulił. Uśmiechnęłam się, przytulając najważniejsze dla mnie osoby. Byłam naprawdę szczęśliwa. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy wtuleni w siebie, słuchając lecących w tle kolęd. Były to: „Cicha noc", „Bóg się rodzi", „Wśród nocnej ciszy", „Dzisiaj w Betlejem", „Gdy śliczna panna", „Pójdźmy wszyscy do stajenki", „Lulajże, Jezuniu" i moja ulubiona „Świeć Gwiazdeczko".
W końcu odezwała się Zosia:
- „Chyba Mikołaj już przyszedł, popatrzcie pod choinkę."
Uśmiechnęłam się, widząc radość w oczach nastolatki.
- „To idź i zobacz, a przy okazji podaj nam prezenty adresowane do nas." - stwierdziłam, a dziewczyna od razu podeszła i zaczęła wyciągać upominki.
Już po chwili każdy z nas miał przed sobą stosik prezentów. Z uśmiechem obserwowałam jak Zosia i Wiktor rozpakowują swoje. Cieszyłam się, że mimo zawirowań udało mi się coś dla nich kupić. Zosia rozpakowała właśnie kolorowy album poświęcony gatunkom roślin w Polsce i zaczęła go z zachwytem przeglądać. Wiktor natomiast rozpakował zegarek na rękę ode mnie i wielofunkcyjny scyzoryk w zestawie z latarką od Zosi. Lekko oszołomiony sprawdzał funkcje zegarka i scyzoryka. Zosia w tym czasie rozpakowała kolejny prezent, którym okazał się śliczny wełniany sweter w jej ulubionym kolorze, czyli błękitnym. Z radością go założyła, a on idealnie do niej pasował. Potem otworzyła jeszcze paczkę ze słodyczami i rozpakowała dwie książki przygodowe ze swojej ulubionej serii. Oprócz tego dostała jeszcze rękawiczki i dwa słodkie włóczkowe misie:

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz