81. Co się stało?

357 19 15
                                    

Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Ze zdziwienia nie potrafiłam wykrztusić z siebie żadnego słowa. W końcu po dłuższej chwili wpatrywania się, zawołałam:
- „Zośka?!"
Wyszło to trochę ostrzej niż zamierzałam.
Ale faktycznie za drzwiami stała Zosia w asyście dwóch policjantów. Olgierd poinformował mnie:
- „Złapaliśmy ją w pociągu w relacji Warszawa-Kraków. Konduktor ją rozpoznał i zawiadomił nas. Zdążyliśmy ją złapać przed odjazdem."
- „Tak, a tego co udało nam się ustalić Pani córka dwa dni spędziła na dworcu, a dziś próbowała uciec do Krakowa. Oczywiście będziemy musieli zebrać jej zeznania, ale to już nie dzisiaj. Proszę porozmawiać z córką, może zapewnić jej psychologa i jej pilnować, a do końca następnego tygodnia zgłosić się na komisariat." - dodał Krystian.
- „Dobrze. Tak zrobimy. Dziękuję bardzo." - odparłam lekko oszołomiona.
Policjanci odjechali, a ja stałam zamyślona. Nie mieściło mi się to w głowie. Ja i Wiktor zamartwialiśmy się o nią, że coś jej się stało, a ona tak po prostu uciekła. Czemu i dlaczego akurat Kraków?
Odwróciłam się do stojącej cicho Zosi.
- „Co Ty sobie wyobrażasz?! Wiesz jak Wiktor się o Ciebie martwił?! A Ty co, uciekasz?!" - krzyknęłam, trochę zbyt ostro.
Po tym wyszłam z domu. Musiałam ochłonąć. Już i tak za bardzo naskoczyłam na dziewczynę, a nie chciałam przesadzić. Dobrze wiedziałam, jak czuje się osoba, na której ktoś wyląduje strach lub złość oraz taka, której nie da się nic wyjaśnić. Doskonale pamiętałam wszystkie razy, kiedy Potocki lub Wiktor mi tak robili. Wiedziałam jak to boli i nie chciałam, żeby Zosia czuła się tak samo. Postanowiłam ochłonąć, a potem porozmawiać z dziewczyną na spokojnie.
Szłam leśną ścieżką, próbując się uspokoić, ale nie potrafiłam. Wciąż czułam ten sam niepokój. W końcu ponownie wyjęłam papierosy i zaczęłam palić jeden po drugim, co zakończyło się tym, że cały czas kasłałam.
Po jakimś czasie postanowiłam wrócić. Szłam powoli, a z oczu zaczęły lecieć mi łzy. To wszystko mnie przytłaczało. Jeszcze nie zdążyłam do końca oswoić się z porwaniem i strachem, że to koniec, a teraz dochodziła ucieczka Zosi i nowy niepokój. Jakby tego było mało przypomniałam sobie sytuację z rana i krzyk Wiktora. Wzdrygnęłam się, bałam się jak zareaguje Wiktor, jak wróci i zobaczy to co zniszczyłam i dowie się, że Zosia uciekła.
Nim się obejrzałam, byłam pod domem. Schowałam prawie skończoną paczkę papierosów, a pozostałości wypalonych papierosów, wyrzuciłam do kosza. Następnie otarłam łzy i weszłam do domu.
W domu panowała cicha. Szybko poszłam do pokoju Zosi. Nie było jej tam. Zresztą nigdzie jej nie było. Poczułam nieprzyjemne dejá vu.
- „Zosia?!" - zawołałam przerażona.
Nadal było cicho, ale po chwili usłyszałam cichy dźwięk.
Szybko udałam się w jego stronę. Doprowadził mnie do łazienki. Otworzyłam drzwi, które na szczęście nie były zamknięte i stanęłam jak wryta.
Po chwili się ocknęłam i zawołałam:
- „Zosia, NIE! Coś Ty zrobiłaś?!"
Widok, który zastałam, był straszny. Nastolatka stała w kałuży krwi, a w ręce trzymała odłamek szkła. Nadgarstki miała zakrwawione, a cięcia były dosyć głębokie. Widać było, że zostały zrobione nagle, pod wpływem impulsu, ponieważ cięcia były strasznie chaotyczne.
Szybko podeszłam do dziewczynki, zabrałam jej szkło, po czym ucisnęłam jej nadgarstki, podnosząc jej ręce do góry. Następnie szybko wyjęłam opatrunki i bandaże z apteczki, po czym zatamowałam jej w miarę krwawienie, założyłam opatrunki i zawinęłam bandażem.
Gdy skończyłam mocno przytuliłam zapłakaną nastolatkę i wyprowadziłam ją z łazienki. Usiadłyśmy na kanapie, a ja próbowałam ją uspokoić, co po pewnym czasie mi się udało.
- „Zosiu, dlaczego to zrobiłaś? Co się stało?"
- „Mamo, ja już nie daję rady. Mam wszystkiego dosyć. Kasia mówiła, że to pomoże, a wcale nie czuję się lepiej." - odparła zapłakana.
Przytuliłam ją mocno, a milion myśli przelatywało mi przez głowę.
- „Powiedz mi, co się stało?"
- „Jak tata zaginął, to było mi bardzo ciężko, jednak nie chciałam zawracać Ci głowy, bo widziałam, jak źle to znosisz.
Potem był pierwszy dzień w nowej szkole. Myślałam, że będzie super, bo przecież dostałam się na mój wymarzony profil, faktycznie z początku było, ale potem już nie.
Poznałam Kasię i Igora. Bardzo szybko ich polubiłam.
Zaczęliśmy chodzić z Igorem. Był kochany, dbał o mnie, ale po trzech tygodniach to się zmieniło.
Wtedy nie wiedziałam czy tata wróci i potrzebowałam jego wsparcia, a on zaczął mnie ignorować, a zaraz potem zaczął mi dokuczać. Mówił mi przykre rzeczy, nasyłał swoich kumpli. Bardzo szybko stałam się pośmiewiskiem w klasie.
Pewnego dnia na biologii ściągał ode mnie na kartkówce, a potem jak nauczycielka poruszyła ten temat po sprawdzeniu kartkówek, zwalił wszystko na mnie i oczywiście nauczycielka mu uwierzyła. Jakby tego było mało, to jeszcze przy całej klasie oznajmiła, że nie wie jakim cudem dostałam się na ten profil i że ściąganiem niczego nie osiągnę, oraz że napewno nie przejdę do drugiej klasy. To była najgorsza lekcja w moim życiu, a przecież ja uwielbiam biologię. Potem na każdej kolejnej lekcji było coraz gorzej, ta nauczycielka po prostu się na mnie uwzięła. Igor też robił się coraz gorszy.
A potem przyszła ta lekcja z pedagogiem, kiedy mieliśmy się lepiej poznać. Pani pedagog kazała nam się przedstawić, powiedzieć coś o swojej rodzinie, a potem coś o sobie. Kiedy przyszła moja kolej przedstawiłam się i powiedziałam, że mój tata jest lekarzem i że moja pierwsza mama zmarła w Himalajach, a druga mama też jest lekarką. Wtedy po tych zajęciach Igor zawołał, że nie możesz być moją mamą, a poza tym że jesteś oszustką, idiotką i że się ... puszczasz. Że nie pasujesz do taty i że powinnaś być z Potockim, bo to szanowany lekarz, a nie taki idiota jak mój tata. Nie wiem, skąd on to wiedział, nigdy mu o Tobie nie mówiłam.
I właśnie dwa dni po tym porwali Was. To było straszne. Tak się bałam, że zostanę z tym wszystkim sama. Na szczęście wróciliście, a potem w szkole Igor mi oświadczył, że jesteś Aniu podła i że powinnaś czym prędzej zginąć.
Wtedy już miałam wszystkiego całkiem dosyć, więc zapytałam Kasię, co mam zrobić, a ona powiedziała, że nigdy tego nie próbowała, ale wie, że przynosi to ulgę.
Z początku nie chciałam tego próbować, bałam się, więc pomyślałam, że wyjadę i wszystko przemyślę, ale nie udało mi się. A potem jak na mnie krzyknęłaś, czułam, że już nie mam siły i zrobiłam to, ale to wcale nie pomogło...
Aniu, Igor opowiadał o Tobie naprawdę straszne rzeczy, a najgorsze, że wszyscy łącznie z nauczycielami w to wierzyli.
Mamo, ja mam już dosyć..." - opowiedziała zapłakana Zosia.
Słuchałam tego przerażona. Przecież nastolatka przeżyła piekło przez te dwa miesiące. Co mnie martwiło to to, że dziewczynka tak jak ja dusiła to w sobie, co prawie skończyło się tragedią. Nie dowierzałam też, że istnieją tak przykrzy ludzie.
Przytuliłam Zosię i powiedziałam:
- „Zosiu, dobrze, że mi powiedziałaś o tym wszystkim. Tak jak obiecałam, pomogę Ci ze wszystkim. Zosiu, pamiętaj, że jak następnym razem nie będziesz dawała sobie z czymś rady, nawet nie wiem co by się nie działo i tak masz mi albo Wiktorowi powiedzieć. Pomożemy Ci, od tego w końcu jesteśmy."
- „Wiem Aniu. Byłam taka głupia..."
- „Zosia, nie byłaś głupia, tylko zagubiona. Te ostatnie wydarzenia wszystkich nas przytłoczyły."
- „Co teraz?" - zapytała zapłakana dziewczyna.
- „Teraz pojedziemy do szpitala. Michał musi obejrzeć te rany. Cięcia są dość głębokie i wciąż krwawią, a potem przedstawię Ci dobrą Panią Psycholog. Jestem pewna, że Ci pomoże, mi pomogła, więc i Tobie pomoże."
- „Ja nie chcę, boję się."
- „Zosiu, spokojnie, cały czas będę z Tobą."
- „No, dobrze."
Po tym pomogłam założyć Zosi kurtkę i buty, po czym pojechałyśmy autobusem do szpitala.
Oczywiście, po wejściu musiałyśmy wpaść na nikogo innego jak Potockiego.
- „O, widzę, że zguba się znalazła." - przywitał się kpiąco.
Poczułam, że nastolatka zaczyna drzeć, więc minęłam Potockiego bez słowa i zaprowadziłam Zosię do gabinetu Michała.
Michał na nasz widok się ucieszył.
- „Jak dobrze Cię widzieć, Zosiu." - oparł, przytulając dziewczynkę.
- „Ciebie też wujku." - odparła cicho Zosia.
- „Michał, spojrzysz na te rany, czy przypadkiem nie trzeba ich zszyć?" - zapytałam, pokazując na ręce dziewczynki.
Michał delikatnie je obejrzał, po czym powiedział:
- „Cięcia są dość głębokie, na szczęście nie uszkodziłaś ważnych naczyń. Zszyję Ci i założę opatrunki."
Po czym zaprowadził Zosię do zabiegowego. Tak jak jej obiecałam, cały czas przy niej byłam. Michał szybko się z tym uporał, po czym zapytał:
- „Zosiu, dlaczego?"
Widząc, że dziewczynka nie wie co powiedzieć, sama odpowiedziałam na pytanie:
- „Zosia nie radziła sobie z wyprawą Wiktora, a potem z naszym zaginieciem. Dodatkowo, gnębili ją w szkole."
Michał tylko skinął rozdrażniony głową, po czym mruknął pod nosem:
- „Niektórzy ludzie są naprawdę podli, uwielbiają się znęcać nad innymi i jeszcze przynosi im to satysfakcję."
Po tym powiedział:
- „Będzie dobrze Zosiu. Aniu, zaopiekujesz się nią i zabierzesz ją do psychologa?"
- „Tak, oczywiście. Zabiorę ją do Marty, a przy okazji sama z nią porozmawiam. Te ostatnie wydarzenia wciąż nie dają mi spokoju i nawiedzają mnie w nocy."
Po tym Michał pożegnał się z nami, każąc pamiętać, że zawsze możemy na nim polegać.
Następnie zabrałam Zosię do kliniki Marty. Miałam nadzieję, że będzie miała czas i nas przyjmie, tak bez zapowiedzi.
Od razu po wejściu do budynku, nastolatka zaczęła się rozglądać z przerażeniem. Tak bardzo przypominała mi mnie samą, kiedy po raz pierwszy przyprowadził mnie tu Wiktor. Uklęknęłam przy niej i spojrzałam jej w oczy.
- „Spokojnie Zosiu. Nie ma się czego bać. Będę cały czas z Tobą."
Dziewczynka skinęła niepewnie głową, po czym mocno złapała mnie za rękę.
Poszłyśmy w stronę gabinetu, a po drodze spotkałyśmy Martę.
- „O, cześć Aniu. Co Cię sprowadza?"
- „Cześć Marta. To Zosia, córka Wiktora. My potrzebujemy Twojej pomocy, jako psychologa."
- „Jasne, chodźcie. Akurat mam okienko."
Potem poszłyśmy z Martą do gabinetu, gdzie opowiedziałam Marcie o wszystkim co się wydarzyło u mnie i u Zosi przez ostatnie dwa miesiące. Marta uważnie słuchała, a potem przeprowadziła rozmowę zapoznawczą z Zosią. Zdiagnozowała u dziewczynki lekką postać depresji i stwierdziła, że zalecałaby taką sesję, jak dziś najpierw trzy razy w tygodniu. Zosia bardzo polubiła Martę, więc się zgodziła, tylko niepewnie zapytała:
- „A czy Ania będzie mogła być na tych sesjach? Przy niej czuję się bezpiecznie i tak dobrze."
- „Oczywiście, że może. A skoro czujesz się przy niej bezpiecznie, to nawet lepiej, żeby była, bo to może przyspieszyć terapie." - odparła Marta.
Po tym Zosia wyszła na korytarz, a ja opowiedziałam Marcie o wszystkich moich lękach i niepokoju. Kobieta zdiagnozowała u mnie lekką postać zespółu stresu pourazowego, ale obiecała, że mi pomoże. Najpierw zaleciła mi, żebym poważnie porozmawiała o tym z Wiktorem, żebym miała w nim oparcie. Powiedziała też, że wyśle mi mailem kilka pomocnych artykułów i że po sesji z Zosią będzie ze mną porozmawiać. Dodała też, że powrót do pracy, pomaganie ludziom i czucie się potrzebnym, z pewnością pozwoli mi uporać się z traumą. Podziękowałam lekarce, po czym razem z Zosią wróciłyśmy do domu.
Po rozmowie z Martą dziewczynka była w dużo lepszym nastroju i uśmiechała się do mnie. Wiedziałam, że jeszcze minie trochę czasu nim wszyscy pogodzimy się z tym co się stało, ale byliśmy na dobrej drodze.
- „Zosiu, razem z Wiktorem zajmiemy się sprawą Twojego prześladowania w szkole. Dopilnuję, żeby wszyscy winni ponieśli karę. Nikt nie jest bezkarny."
- „Dobrze, Aniu. Ale ja już nie chcę tam chodzić. Czuję się tam niekomfortowo, a ludzie są okropni."
- „Oczywiście Zosiu. Jeśli chcesz poszukamy jakieś innej dobrej szkoły z Twoim wymarzonym profilem, bo przecież jesteś doskonała z biologii."
- „Dziękuję mamo i przepraszam za wszystko."
- „Już dobrze. Będzie dobrze. Ja też Cię Zosiu przepraszam, że krzyczałam na Ciebie, ale tak bardzo się o Ciebie bałam. Kocham Cię, słoneczko."
Nastolatka przytuliła się z uśmiechem do mnie, a po chwili zapytała:
- „Mamo, pomożesz mi z wyborem nowej szkoły?"
- „Jasne kochanie. A jak Wiktor wróci, to o wszystkim mu opowiemy."
- „Ale tata będzie zły..."
- „Zosiu, tata tak samo jak ja bardzo się o Ciebie martwił. Napewno będzie zły, że uciekłaś, ale wiem, że zrozumie dlaczego to zrobiłaś i Ci pomoże. Spokojnie, będzie dobrze." - uspokoiłam dziewczynkę.
Po chwili nastolatka przytulona do mnie, usnęła. Delikatnie położyłam ją na kanapę i przykryłam kocem.
Miałam nadzieję, że Wiktor choć raz najpierw wysłucha Zosi, a dopiero potem zareaguje. Dziewczyna teraz najbardziej potrzebuje jego wsparcia, a nie oskarżania.
Niestety wiedziałam też, że Wiktor potrafi być porywczy i bardzo łatwo wybucha złością. Jakby tego było mało bardzo często kogoś oskarża, nie dając mu dojść do słowa, a potem się obraża. Niestety wielokrotnie przekonałam się o tym na własnej skórze. Miałam jednak nadzieję, że teraz będzie inaczej.
Naprawdę kocham Wiktora, ale nieraz w ogóle nie potrafię zrozumieć jego toku rozumowania i często mam do niego o to żal. Naprawdę miałam nadzieję, że teraz będzie inaczej, ale bałam się co będzie, jak wróci z pracy.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz