180. Słońce

152 17 23
                                    

Gdy się obudziłam i zobaczyłam wtuloną we mnie Zosię, uśmiechnęłam się. Pogłaskałam ją po włosach, a nastolatka zamruczała coś przez sen. Następnie rozejrzałam się po sali i zobaczyłam Wiktora, który opierał się o framugę drzwi i przyglądał mam się z uśmiechem. Na jego widok automatycznie szeroko się uśmiechnęłam. Gdy mężczyzna zorientował się, że nie śpię, podszedł i usiadł obok mnie. Chwycił mnie delikatnie za rękę i powiedział cicho:
- „Hej kochanie. Dobrze się spało?"
Skinęłam głową. Chwilę trwaliśmy w ciszy, aż w końcu Zosia się przebudziła. Zaspana spojrzała na mnie i z uśmiechem rzuciła:
- „Cześć Aniu."
Uśmiechnęłam się do dziewczyny, a ona po chwili zauważyła też Wiktora.
- „O hej tato. Już wróciłeś?
- „Tak i powinnismy już się zbierać do domu. Późno jest."
Zosia posmutniała, ja zresztą też.
- „Ej dziewczyny głowa do góry. Jutro odwiedzimy Cię Aniu, ale dopiero po badaniach i jeśli będziesz się czuła dobrze. Mają Ci przecież wyjąć wreszcie tę rurkę." - oznajmił, a Zosia spojrzała na i po chwili zawołała podekscytowana:
- „Czyli Ania będzie mogła mówić?"
- „Tak. Za dzień, dwa powinna zacząć powoli mówić, a za kilka dni zacznie nam nawijać." - rzucił i zaczął się śmiać.
Jego dobry humor udzielił się również mi, więc też zaczęłam chichotać.
Po tym Wiktor z Zosią pożegnali się ze mną i wrócili do domu. Po ich wyjściu przez chwilę próbowałam zasnąć, ale nie byłam śpiąca, więc sięgnęłam po telefon, który zostawił mi Wiktor. Miałam dziwne wrażenie, że to nie jest mój telefon. I chyba miałam rację, bo nie było w nim żadnych zdjęć ani wiadomości i było tylko kilka podstawowych numerów. Smutna odłożyłam go na szafkę. Chciałam pooglądać zdjęcia, żeby sobie coś przypomnieć, ale nic z tego nie wyszło. Znudzona leżałam i wpatrywałam się w ścianę. Nagle do sali wkroczył jakiś lekarz. Spojrzałam na niego zaniepokojona, ale on uśmiechnął się i powiedział:
- „Dzień dobry Anka. Nawet nie wiesz, jak nas wszystkich wystraszyłaś. Dobrze, że już z nami jesteś."
Po chwili dodał:
- „Pewnie mnie nie pamiętasz, ale jestem dr Czarnecki. Pracowaliśmy razem w ostatnich miesiącach."
Spojrzałam na niego i nagle przed oczami pojawiło mi się wspomnienie, kiedy piliśmy razem kawę i jedliśmy jagodzianki przed jakąś wspólną operacją.
„Rafał? - napisałam, a mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony.
- „Pamiętasz mnie?"
„Trochę."
- „O to świetnie. To znaczy, że nie doszło u Ciebie do żadnych trwałych uszkodzeń mózgu. Po prostu musisz odpocząć i się z tym wszystkim oswoić." - odparł pogodnie, po czym zaczął analizować monitor.
Przyglądałam mu się z ciekawością, aż w końcu napisałam:
„Co tam tak sprawdzasz? Przecież moje parametry są w normie."
Gdy Rafał to przeczytał, zaczął się śmiać, aż w końcu wykrztusił:
- „Zapomniałem, że mam do czynienia z najlepszą lekarką. Tak Aniu wszystko jest w najlepszym porządku, a jutro wreszcie pozbędziemy się tej rurki."
Uśmiechnęłam się, a po chwili ziewnęłam.
- „Prześpij się. Dobrze Ci zrobi. Jutro rano zabiorę Cię na krótki zabieg."
Skinęłam głową i po chwili zasnęłam.

Rano obudziły mnie ciepłe promienie słońca, które łaskotały mnie po twarzy. Z uśmiechem otworzyłam oczy i spojrzałam na okno, z którego docierało miłe ciepło. Zapragnęłam wstać i wyjść na dwór, ale wiedziałam, że nie dam rady. Postanowiłam, że będę musiała poprosić kogoś, żeby w najbliższym czasie mnie tam zabrał. Wystawiając twarz do słońca, czułam, że to będzie bardzo dobry dzień. W tej samej chwili do sali wkroczył Rafał.
- „Widzę, że ktoś już tutaj nie śpi." - stwierdził z pogodnym uśmiechem.
Pokiwałam głową, a on odparł:
- „No to zabiorę Cię najpierw na podstawowe badania, a później Ci to wyjmę, dobrze?"
Trochę mnie to zaniepokoiło i Rafał musiał to zauważył, ponieważ podszedł do mnie, ścisnął mnie delikatnie za dłoń, po czym oświadczył łagodnie:
- „Nie masz się czego bać Aniu. Wszystko będzie dobrze."
W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. A jeśli coś pójdzie nie tak?
Mężczyzna widząc moje wahanie, oświadczył:
- „Anka, spokojnie. Dobra nie wierzysz mi, ale może medycynie uwierzysz. Jako lekarz pewnie wiesz, że przed wyciągnięciem rurki chory powinien dobrze znieść jej zatkanie trwające co najmniej 24 godziny - zakładane są w tym celu tzw. rurki z okienkiem..."
Spojrzałam na niego zaskoczona, a w moich oczach pojawiło się zrozumienie. Rafał widząc to, uśmiechnął się i potwierdził:
- „Tak, dokładnie. Wczoraj zatkałem Ci tę rurki i wręcz książkowo to zniosłaś, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań. To co możemy zaczynać?"
Skinęłam głową. Po tym Rafał zabrał mnie na badania, a potem na salę opatrunkową.

Gdy otworzyłam oczy przez chwilę nie wiedziałam gdzie się znajduję, ani co się dzieje, ale po chwili wszystko sobie przypomniałam. Gwałtownie się poruszyłam i dotknęłam swojej szyi. Zorientowałam się, że po rurce nie ma już śladu i że pozostał wyłącznie opatrunek.
- „Anka spokojnie. Już po wszystkim." - usłyszałam cichy głos Rafała, który podszedł do mnie.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- „Wszystkie przebiegło sprawnie i bez żadnych komplikacji. Jeszcze poobserwuję Cię uważnie przez dobę, ale nie spodziewam się pogorszenia."
Uśmiechnęłam się radośnie. Nareszcie wszystko po mału zaczynało wracać do normy. Chwilę rozważałam czy go o to zapytać, ale wreszcie spojrzałam na niego pytająco.
- „Aniu, co się dzieje?" - spytał, po czym podał mi notes.
Napisałam z pewnym wahaniem:
„Kiedy będę mogła wyjść na dwór? Dziś rano było tak ciepło i było takie piękne słońce."
Rafał po przeczytaniu tych słów uśmiechnął się i stwierdził:
- „Jak wszystko będzie dobrze, to za dwa dni zabiorę Cię do przyszpitalnego parku, ale teraz odpocznij."
Uśmiechnęłam się i oddałam mu notes, następnie zamknęłam oczy i zasnęłam.

Tym razem obudził mnie czyjś cichy głosik. Gdy uchyliłam oczy, zorientowałam się, że to Zosia rozmawia po cichu z tatą. Ich widok od razu mnie rozbudził i rozczulił. Poruszyłam się lekko, co zwróciło ich uwagę.
- „Cześć kochanie." - przywitał się z uśmiechem Wiktor, po czym pocałował mnie w policzek.
Uśmiechnęłam się radośnie.
- „Cześć Aniu." - dodała Zosia, po czym delikatnie mnie przytuliła.
Z radością oddałam uścisk. Potem przysłuchiwałam się z przyjemnością rozmowie Zosi i Wiktora. Cieszyłam się, że są przy mnie. Niestety po jakimś czasie musieli iść, bo Zosia miała zaplanowaną wizytę u ortopedy. Dziewczyna spojrzała smutno na tatę, po czym odezwała się cicho:
- „Ja nie chcę tam iść, ja chcę zostać z Anią."
- „Zosiu, musisz tam iść, ale obiecuję, że po wizycie odwiedzimy jeszcze Anię, dobrze?"
- „Yhm..." - mruknęła z niechęcią nastolatka, po czym przytuliła się do mnie.
Przez chwilę z uśmiechem głaskałam ją po głowie, po czym odezwałam się cichutko:
- „Będzie dobrze, Słońce."
Zosia zamarła, po czym spojrzała na mnie zaskoczona. Wiktor też patrzył na mnie, będąc w niemałym szoku.
- „Anka..., Tty...Tty mówisz..." - wykrztusił w końcu.
Uśmiechnęłam się szeroko i stwierdziłam wesoło:
- „Tak, mówię."

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz