100. To koniec?

352 26 16
                                    

O dziwo obudziłem się pierwszy. Podniosłem głowę i w ciszy przyglądałem się śpiącej spokojnie blondynce, która uśmiechała się delikatnie przez sen. Uśmiechnąłem się, po czym cicho, tak aby jej nie obudzić, wstałem i poszedłem przygotować nam śniadanie. Była 09.30, więc Zosia pewnie była już w szkole. Zszedłem do kuchni, gdzie postanowiłem spróbować zrobić naleśniki. Włożyłem wszystkie potrzebne składniki do miski i wymieszałem je, ale oczywiście jak zawsze ciasto miało inną konsystencję niż powinno. Gdy tak walczyłem z tym ciastem, usłyszałem śmiech Ani, a gdy się odwróciłem, kobieta przywitała się ze mną pocałunkiem, po czym wzięła ode mnie miskę z ciastem i zaczęła je poprawiać. Już po chwili miało odpowiednią konsystencję.
- „Proszę, teraz możesz je smażyć. Tylko ich nie przypal." - odparła, chichocząc.
Zaśmiałem się, po czym zacząłem smażyć naleśniki. Anka w tym czasie poszła się przebrać. Gdy wróciła, zaczęła nakrywać stół, po czym zaparzyła dla nas kawę. Gdy skończyłem smażyć naleśniki, poszedłem się przebrać, a potem zjedliśmy z Anią śniadanie, rozmawiając i żartując. Później poszliśmy na krótki spacer z Fafikiem i Miłką, a gdy wróciliśmy usiedliśmy w salonie.
Dobrze wiedziałem, że nadszedł czas na przekazanie Ani poleceń Artura, ale nie wiedziałem w jaki sposób mam to zrobić.
Anka od zawsze była bardzo spostrzegawcza, więc od razu zorientowała się, że coś mnie gryzie i ściskając mnie za ramię, zapytała:
- „Wiktor, o co chodzi? Przecież widzę, że coś Cię gryzie. Mi możesz powiedzieć o wszystkim."
- „Wiem, tylko nie wiem jak Ci o tym powiedzieć..."
Ania spojrzała na mnie przestraszona, a ja wiedziałem, że muszę jej o tym powiedzieć.
- „Chodzi o to, że... Artur zwołał wczoraj zabranie... i na nim omówił kilka kwestii. A mianowicie, że za tydzień u nas na bazie i u Was na SORze odbędzie się kontrola kogoś z prokuratury..."
- „Ale jak to? Co oni od nas chcą? Coś jest nie tak?" - przerwała mi zaskoczona.
Spojrzałem na nią, a w jej oczach zobaczyłem strach. Przytuliłem ją mocniej do siebie, po czym odpowiedziałem:
- „Nie wiem dlaczego, może po prostu chcą sprawdzić jak się sprawujemy."
- „A co jeśli Potocki coś powie?"
- „Spokojnie, nic nie powie, bo nie o to mu chodzi. On chce mieć Ciebie blisko siebie, a dobrze wie, że jak złamie Waszą umowę, to Cię straci. Nie będzie ryzykował."
Kobieta skinęła głową, po czym zapytała zaciekawiona:
- „O czym jeszcze Artur mówił?"
- „Na przykład o tym, że od jutra będzie pracował z nami jakiś nowy i niedoświadczony ratownik i oczywiście to ja będę musiał go sprawdzić." - stwierdziłem rozdrażniony.
Ania zaśmiała się i odpowiedziała rozbawionym głosem:
- „Oj tam, przesadzasz. Przecież już tyle ludzi sprawdziłeś, wyrzuciłeś lub zatrudniłeś, że dasz sobie radę. Tylko nie bądź na niego zbyt surowy."
- „Jak mam nie być surowy? A jak popełni jakiś błąd?"
- „A przypominam Ci Panie Doktorze, że ja czy Martyna też popełniliśmy błędy na naszym pierwszym dyżurze i jakoś nas Pan Doktor przyjął." - zgasiła mnie, śmiejąc się.
Uśmiechnąłem, ale wiedziałam, że zaraz zepsuję jej ten dobry humor.
- „Ostatnią rzeczą, którą poruszył Artur jest kwestia raportów z ostatnich trzech miesięcy..." - zacząłem niepewnie, a Ania spojrzała na mnie i zapytała:
- „Tak? I co w związku z tym?"
- „No jak zwykle czepiał się źle ułożonych zdań, źle opisanych wyjazdów czy sytuacji, złego użycia terminologii medycznej, wybrakowanych opisów, niestaranności itd. ..." - zawahałem się.
- „Wiktor, co jest?" - zapytała cicho.
- „Bo Artur kazał mi przekazać Ci, cytując: „Ale mam prośbę do Ciebie, przekaż te raporty Ance i niech je dokładnie przejrzy. Nie wiem co ona sobie myśli, albo nie myśli, ale jest w nich pełno nieścisłości, błędów nie tylko ortograficznych, ale też w terminologii medycznej, opisy są wybrakowane lub niedokładne, dodatkowo są bardzo niechlujnie napisane. Jeśli mam być szczery to są nawet gorsze od Strzeleckiego, a to już jest nie lada wyczyn. Więc przekaż jej, że ma to dokładnie poprawić i przepisać."" - powiedziałem i czekałem na reakcję kobiety.
Ania patrzyła na mnie i nic nie mówiła. Zauważyłem jednak, że zaczynają trząść jej się ręce.
- „Aniu?" - zapytałem cicho.
- „Dobrze, gdzie masz te raporty?" - zapytała obojętnie.
- „W torbie, potem Ci dam, ale powiedz mi coś."
- „Ale co? Źle zrobiłam, to teraz muszę to poprawić." - odparła sucho, po czym dodała tak cicho, że ledwo co ją usłyszałem:
- „Znowu wszystko źle. Jestem najgorsza. Do niczego się nie nadaję."
Przyciągnąłem ją do siebie i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.
- „Nawet tak nie myśl kochanie. Po prostu miałaś ostatnio bardzo stresujący okres w życiu. Napewno teraz poprawisz te raporty i znów będą najlepsze w bazie. A z Arturem to ja już sobie pogadam, nie miał prawa obgadywać Cię za plecami."
Zobaczyłem, że Ania znów się uśmiecha, na razie jeszcze delikatnie, ale jednak.
- „Wiktor?"
- „Tak?"
- „Dyżur zaczynamy o 15.00?"
- „Tak." - odpowiedziałem, spoglądając na nią zaciekawiony.
- „To poprawimy szybko te raporty, a potem pójdziemy do tej nowej cukierni na rogu. Co Ty na to?"
- „To świetny pomysł." - zgodziłem się.
Szybko uporaliśmy się z tymi raportami. Ja naniosłem drobne poprawki, a Ania przepisała je, dodając dodatkowe informacje i poprawiając błędy.
Potem pojechaliśmy do cukierni, gdzie zjedliśmy po kawałku pysznej szarlotki, a następnie udaliśmy się na dyżur, który minął nam dość szybko.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz