189. Olśnienie

151 17 4
                                    

Widok Stanisława rozmawiającego z Anką bardzo mnie zaskoczył. Moje zdziwienie bardzo szybko przerodziło się w złość. Jak on śmiał po tym wszystkim tak po prostu z nią rozmawiać?! Oczywiście nie pohamowałem się i od razu mu to wygarnąłem. Niestety wtedy włączyła się Anka i jej też się dość mocno oberwało, choć to w ogóle nie była jej wina. Ledwo Stanisław wyszedł, kobieta znów próbowała coś powiedzieć, jednak gwałtownie jej przerwałem, krzycząc na nią. Nie mogąc znieść jej zranionego wyrazu twarzy, wyszedłem z sali, a następnie ze szpitala. Usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłoniach. Byłem załamany swoim zachowaniem i tym, że zraniłem Anię. Ile bym dał, żeby cofnąć czas i nie powiedzieć jej tylu przykrych rzeczy. Po kilkunastu minutach wstałem z zamiarem powrotu do Ani i przeproszenia jej, jednak zatrzymała mnie Gabi.
- „Wiktor?" - zaczęła niepewnie.
- „Tak?"
- „Wiem, że masz urlop, ale był poważny wypadek w centrum i już nie mam kogo tam posłać."
Byłem zły, że akurat w tej chwili się to stało, ale wiedziałem, że to nie jest wina Gabi. Dodatkowo sumienie nie pozwalało mi odmówić.
-„No dobrze. To z kim mam jeździć?"
- „Z Lidką i Kubą." - odparła.
Cholera, naprawdę? Nie dość, że nie przeproszę Anki, to jeszcze przez cały dyżur będę musiał się męczyć z tym zbyt pewnym siebie chłopakiem, który nigdy nie słucha bardziej doświadczonych od siebie.
- „Okej. Tylko się przebiorę i możemy jechać." - oznajmiłem.
Kobieta skinęła głową i podała mi radio. Wziąłem je i szybko udałem się do stacji, gdzie się przebrałem. Zabrałem radio i kurtkę i udałem się do karetki.
- „Dzień dobry." - przywitałem się z ratownikami.
- „Dzień dobry doktorze." - stwierdziła Lidka, wsiadając z tyłu karetki.
- „Dzień dobry." - mruknął Kuba, po czym zajął miejsce za kierownicą.
Usiadłem obok niego na miejscu pasażera i ruszyliśmy w stronę centrum. Zamyśliłem się, zastanawiając się, w jaki sposób powinienem przeprosić Ankę.
- „Doktorze?" - odezwała się w końcu Lidka.
- „Tak?"
- „Jak się czuje Ania?"
- „A dobrze. Coraz więcej pamięta."
- „To dobrze. Chciałabym, żeby już do nas wróciła."
- „Ja też." - stwierdziłem.
Więcej nie mieliśmy czasu rozmawiać, bo dojechaliśmy na miejsce.
- „Lidka torba i respirator, Kuba deska!" - zawołałem, po czym podbiegłem do Artura, który był już na miejscu.
- „Artur, co mamy?"
Mężczyzna zdziwiony spojrzał na mnie, jednak nie było czasu, więc mnie powiadomił:
- „Mamy czterech poszkodowanych: dwóch czerwonych, jeden żółty i jeden jak na razie zielony. My zabieramy jednego czerwonego i żółtego. Wy zajmijcie się drugim czerwonym i zielonym."
- „Jasne."
Zespół Artura zabrał poszkodowanych do karetki i odjechał. Ja zająłem się naszymi poszkodowanymi.
- „Dzień dobry, Wiktor Banach pogotowie ratunkowe. Czy mnie pani słyszy?" - zapytałem, podchodząc do kobiety od strony nóg, tak aby mnie widziała i nie musiała się poruszać. Mogła mieć uszkodzony kręgosłup szyjny, a gwałtowny ruch mógł spowodować nawet przerwanie rdzeniu kręgowego.
Nie dostałem odpowiedzi, więc klęknąłem obok niej i od razu usztywniłem jej szyję. Powtórzyłem pytanie, jednak znów nie było reakcji. Sprawdziłem, czy kobieta oddycha. Na szczęście oddychała.
- „Kuba, dawaj kołnierz!" - zawołałem, po czym go założyłem.
Następnie zrobiłem urazówkę i zorientowałem się, że kobieta ma twardy brzuch.
- „Cholera, leje do środka! Kuba dawaj deskę!"
Przełożyliśmy kobietę na deskę i zabraliśmy do karetki.
- „Lidka, jak u Ciebie?" - zapytałem, spoglądając na kobietę, która zajmowała się drugim poszkodowanym.
- „Dobrze. Złamana ręka."
- „To dawaj go tu."
Po chwili Lidka pomogła małemu chłopcu usiąść na siedzeniu i zapięła mu pasy. Kuba ruszył.
- „Co z mamusią?" - zapytał malec.
- „Będzie dobrze. Zabierzemy ją do szpitala, gdzie zajmą się nią lekarze. Będzie wszystko dobrze." - zapewniłem go łagodnie.
Chłopczyk pokiwał głową.
- „Nie boli Cię?" - zapytałem.
- „Nie. Ta pani dała mi coś i już nie boli."
- „To dobrze. W szpitalu zrobią Ci rentgen, czyli takie zdjęcie, na którym będzie widać wszystkie kości w Twojej ręce, dzięki czemu lekarze zorientują się, które są złamane. Potem wsadzą Ci rękę w gips." - wytłumaczyłem mu.
- „A to zdjęcie boli?" - zapytał lekko wystraszony.
- „Nie spokojnie, po prostu położysz rękę pod taką maszynę i ona zrobi Ci zdjęcie." - zapewniłem.
- „A będę mógł zobaczyć to zdjęcie?"
- „Jak poprosisz lekarza, to na pewno tak."
- „A mama?"
- „Mama będzie pewnie miała USG, czyli badanie, podczas którego lekarze zobaczą co się dzieje w jej brzuchu, potem podejmą inne kroki i jej pomogą."
- „Dobrze. Jest pan super." - odparł chłopczyk, a ja się uśmiechnąłem.
Chwilę potem dojechaliśmy przed szpital, więc Lidka i Kuba wyjęli nosze z mamą chłopca, a ja pomogłem chłopcu wyjść. Przekazałem ich Rafałowi, po czym wróciłem do karetki. Chwilę potem dostaliśmy wezwanie do udaru, potem kolejne złamanie i zatrucie. Potem z racji tego, że Lidka i Kuba skończyli już dyżur dołączyli do mnie Piotrek i Nowy. Najpierw dostaliśmy wezwanie do utraty przytomności o nieznanej przyczynie. Ruda poinformowała nas, że przy kobiecie jest jej mąż, ale nie umie się z nim porozumieć, bo mężczyzna chyba jest w szoku.
- „Jak Wam idzie? Stan pacjentki się pogorszył i jej mąż jest chyba w szoku, panikuje i..."*
- „Dobra Ruda, wyślij mi jego numer"*
Potem próbowałem go uspokoić i kazałem udrożnić mu drogi oddechowe kobiecie. Mężczyzna wciąż panikował. Na szczęście zaraz potem zjawił się jego syn, który był studentem medycyny. Chłopak był bardziej opanowany i prowadził masaż serca do naszego przyjazdu. Gdy przyjechaliśmy, zajęliśmy się kobietą. Zbadałem kobietę i wznowiłem masaż, Nowy zmierzył jej parametry, a Piotrek podpiął monitor. Było migotanie, więc strzeliłem ją. Kobieta wróciła po dwóch strzałach, więc przełożyliśmy ją na nosze. Nowy utorował nam przejście, przesuwając stolik. Gdy to zrobił, na taras spadł pierścionek. Chłopak podał mi go, a ja oddałem go mężowi kobiety. Powoli zacząłem rozumieć, co tu się wydarzyło. Następnie zainstalowaliśmy kobietę w karetce i ruszyliśmy w stronę szpitala. Mąż pacjentki zabrał się z nami. Ponownie zbadałem kobietę. Nic mi się nie zgadzało. Objawy kobiety i jej parametry nie pasowały mi ani do zawału ani do wylewu, choć na to wskazywał jej ogólny stan. W końcu spojrzałem na męża kobiety i zapytałem:
- „Pan jej coś zrobił?"*
- „Ja? Nie rozumiem."*
- „Proszę pana taka reakcja może wystąpić w sytuacji skrajnego szoku. Żona zdjęła obrączkę. Kłóciliście się? Nie pytam prywatnie."* - zawołałem już lekko poirytowany.
- „Nie potrzebnie jej powiedziałem ale na prawdę nie chciałem jej oszukiwać dłużej. To przez to? Przecież ja całe życie kochałem tylko ją."* - zaczął tłumaczyć się mężczyzna.
- „Czyli jednak zawał albo wylew."* - stwierdził Piotrek, jednak ja miałem inne przypuszczenia.
- „Katapleksja."* - odpowiedział Nowy, jakby czytając mi w myślach.
- „Dobrze Nowy, dobrze, katapleksja."* - potwierdziłem.
- „Katapleksja to bardzo rzadka reakcja na szok. Jak u zwierząt organizm przechodzi w stan podobny do hibernacji."* - wytłumaczył mężowi naszej pacjentki Piotrek.
Jednak to wciąż nie tłumaczyło do końca stanu kobiety. Dopytałem mężczyzny, czy nie doszło u niej do żadnego urazu i czy kobieta nie uderzyła się w głowę. Po zaprzeczeniu zacząłem podejrzewać, że kobieta ma guza. Gdy dojechaliśmy, wyjęliśmy nosze z kobietą i oddałem ją pod opiekę lekarzy. Zaraz potem do szpitala dojechał syn kobiety. Jego ojciec przyznał mu wtedy, że od 10 lat ma kochankę. Chłopak zdenerwował się, rzucił się na niego i zaczął krzyczeć jak bardzo go nienawidzi i że już nie ma ojca. Piotrkowi i Nowemu udało się go w końcu odciągnąć.
Potem mieliśmy jeszcze wezwanie do zadławienia, następnie do złamanego nosa, a na koniec jeszcze do przedawkowania.
Po oddaniu ostatniego pacjenta, szedłem właśnie korytarzem szpitala w kierunku wyjścia, gdy zobaczyłem tego młodego studenta, do którego mamy mieliśmy wcześniej wezwanie. Stał przy jednej sali i spoglądał przez szybę na matkę i ojca. Podszedłem do niego.
- „Wszystko w porządku?"* - zapytałem, widząc, jak bardzo jest przygnębiony.
- „Ja jestem najlepszy na roku, rozumie pan? A gdy przyszło pomóc własnej matce, to spieprzyłem najprostsze badanie. Gdyby nie Wy, umarłaby."* - stwierdził załamany.
- „Tak to jest. Lekarzowi zawsze najtrudniej jest leczyć samego siebie i swoich najbliższych."* - uspokoiłem go, po czym zapytałem:
- „Jak mama?"*
- „Wykryli jej guza. Niestety miał pan rację."* - stwierdził.
- „Dysfunkcja mózgu."*
- „Na szczęście niezłośliwy i operowalny, ale gdyby jeszcze urósł, gdyby nie ten cały wypadek, to ja nie wiem co by było. Ona nic nie pamięta, a on ze wszystkiego się wymigał. I teraz nie wiem czy mam jej mówić czy nie mówić. A co jeśli znowu dostanie tego ataku?"* - zapytał zagubiony.
- „Czasami chyba lepiej nie pamiętać. Po tak silnej traumie może to z siebie wypierać."* - zacząłem i od razu pomyślałem o Ani. Kobieta też doświadczyła bardzo silnej traumy.
- „Myśli pan że to taka reakcja obronna?" - zapytał zaciekawiony chłopak.
- „Dysocjacja poznawcza."* - stwierdziłem.
- „Dysocjacja poznawcza... mieliśmy to na studiach. W tym wypadku nawet jak jej powiem, to ona i tak to wyprze, prawda?"* - dopytał chłopak.
- „Niestety. Podświadomie wszystko pamięta, ale nie chce... nie chce do tego wracać..., bo chce, żeby było jak przedtem..."*
Mówiąc to do chłopaka, przed oczami miałem Ankę. To idealnie do niej pasowało. Przecież jedyne czego kobieta nie pamiętała dotyczyło wypadku, Potockiego i mnie. Zorientowałem się, że Ania tak naprawdę pamięta te wydarzenia, ale je wypiera, bo nie chce wracać do tych najboleśniejszych wspomnień, bo pragnie, żeby było jak dawniej, wtedy kiedy czuła się bezpiecznie.
Rażony tym spostrzeżeniem od razu udałem się do gabinetu Mariana, jednak nie było go tam. Znalazłem go dopiero pod salą Anki. Oznajmiłem mu moje przypuszczenia, że Anka może cierpieć na dysocjację poznawczą.
- „Dysocjacja poznawcza?"* - zapytał.
- „Tak jest, Anna wszystko pamięta, dlatego tak świetnie sobie radzi na testach, ale przypomina sobie tylko to, co chce. Część wspomnień wypiera."* - potwierdziłem, argumentując moje spostrzeżenia.
- „Chce pamiętać szczęśliwe małżeństwo, dlatego wypiera..."* - zaczął Marian, po czym spojrzał zakłopotany na mnie.
- „Przepraszam."* - mruknął.
- „Dlatego wypiera mnie. Nie masz za co przepraszać, tak to wygląda."* - stwierdziłem przekonany, że mam rację.
- „Tylko jak to sprawdzić?"* - zastanawiał się na głos Marian
- „Jest jeden sposób..."* - oznajmiłem, a mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
- „Znam lekarza, który kiedyś praktykował nieco kontrowersyjną metodę..."* - zacząłem, jednak mężczyzna mi przerwał:
- „Nie..., od lat tego nie robiłem."*
- „Przypomnisz sobie."* - stwierdziłem stanowczo.
W końcu po kilku minutach udało mi się go przekonać, żeby to zrobić. Marian poszedł wszystko przygotować, a ja wszedłem do sali Ani. Blondynka spała, więc usiadłem obok niej. Nie wiedziałem, czy dobrze robię, prosząc Mariana, żeby zrobił to kobiecie. Bałem się, że to jeszcze bardziej ją zrani, ale wiedziałem, że musimy spróbować, bo im szybciej kobieta wszystko sobie przypomni, tym szybciej będzie mogła otrzymać psychologiczną pomoc.

*Cytaty pochodzą z odcinka 213.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz