8. Nowa praca?

594 20 10
                                    

Jestem już 2 godziny w tym urzędzie. Wciąż odsyłano mnie od okienka do okienka. Powoli zaczynam tracić nadzieję. To się napewno nie uda! Przecież potrzebuje wielu dokumentów. Zrozpaczona usiadłam na krześle, stojącym w korytarzu i schowałam głowę w rękach. Wcześniej wysłali mnie na policję, żebym zabezpieczyła kartę bankową i inne konta bankowe, żeby nikt mnie nie okradł, bo przecież „zgubiłam" wszystkie dokumenty poza dowodem i paszportem. Na szczęście udało się to zrobić szybko, a Stanisław nie zdążył jeszcze wypłacić moich pieniędzy. Teraz już na szczęście tego nie zrobi. Dzięki tym środkom udało mi się wynająć malutki pokój u starszej kobiety, mieszkającej niedaleko szpitala. Kobieta obniżyła mi stawkę, w zamian za małą pomoc (robienie zakupów, sprzątanie domu, wyprowadzanie psa, zawiezienie do szpitala, urzędu, sklepu) i dotrzymywanie towarzystwa. Zgodziłam się od razu, dla mnie to było nic takiego, a jej pomogę, a przede wszystkim nie będę sama, przez co może nie będą nawiedzać mnie koszmary.
Myśli przerwało mi wołanie:
- „Pani Potocka-Reiter!"
Znów przekręcono moje nazwisko, przecież czyta się je „Raiter", a nie „Reiter" tak jak się pisze. Nie mówiąc już o tym znienawidzonym „Potocka". Jak to wszystko ogarnę i dostanę stałą pracę, to wyślę do sądu pozew rozwodowy. Muszę się pozbyć Potockiego z mojego życia.
Wstałam i ruszyłam za kobietą do pokoju. Tam okazało się, że udało się zdobyć wszystkie dokumenty, a to tylko dzięki pomocy prof dr Jana Smith'a. Delikatnie się uśmiechnęłam, to mój ukochany lekarz ze szpitala, w którym odbywałam staż zaraz po studiach. Przyjął mnie pod swoje skrzydła i się mną zaopiekował. Nauczył mnie wszystkiego. Oprócz Potockiego był jedyną osobą, która mi pomogła w Stanach. Mimo że staż skończyłam dobre kilka lat temu, to nadal utrzymywaliśmy kontakt, dzwoniąc często do siebie. Był też jedyną osobą, która przejrzała Potockiego i domyśliła się, że z jego strony dzieje mi się krzywda, nawet jeśli nic mu nie powiedziałam. Jeszcze bardziej stało się dla niego to jasne, gdy po tym jak Stanisław doprowadził do mojego zwolnienia i zamknął mnie w domu, nasz kontakt się urwał. Jednak jak widać profesor wciąż o mnie pamiętał i znów mi pomógł. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Będę musiała mu podziękować, jest dla mnie jak ojciec, zawsze mogłam i jak widać nadal mogę na niego liczyć.
Wyszłam z urzędu z potrzebnymi dokumentami i wydrukowanym CV, po czym postanowiłam od razu udać się do Michała, nim się rozmyślę.
Będąc przed jego gabinetem, niepewna przystanęłam, bojąc się zapukać. Wtem drzwi się otworzyły i wyszedł z nich właśnie Michał, który przystanął zdziwiony.
- „Aniu? Co Ty tutaj robisz? Coś się stało? Źle się czujesz?" - zapytał mnie zmartwiony.
- „Nie, Michał. Dobrze się czuję. Możemy porozmawiać?" - zapytałam niepewnie.
Lekarz gestem zaprosił mnie, żebym weszła i usiadła przy biurku.
- „Więc, co Cię do mnie sprowadza? Słucham." - zapytał.
Niepewnie mu się przyglądałam, nie wiedziałam jak zacząć. W końcu po prostu podałam mu dokumenty i CV, i ze strachem czekałam na jego reakcję. Zaskoczony lekarz wziął ode mnie papiery i zaczął je przeglądać, co robił wyjątkowo długo i skrupulatnie.
To się nie uda! - pomyślałam załamana. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że siedzę skulona na krześle, wpatrzona w ziemię i że znowu zaczynam drżeć, dopóki nie usłyszałam Michała, który momentalnie był przy mnie.
- „Aniu, słyszysz mnie? Spokojnie, cii już dobrze. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Bałaś się? Nie ma czego, wszystko jest dobrze." - powiedział, próbując mnie uspokoić.
- „Z takim stażem i referencjami od jednego z najlepszych profesorów, mogłabyś zrobić karierę najlepszej lekarki w Stanach i nie tylko. Znam profesora Smith'a, wiem że jeśli kogoś chwali, to jest to prawdą. A o Tobie już słyszałem. Gdy rozmawiałem z profesorem, to często wspominał o bardzo uzdolnionej młodej lekarce, Ani Reiter, „jego Anulce" jak lubił mówić. Jednak nie wiedziałem, że to właśnie Ty. Nigdy też nie przypuszczałem, że będę miał okazję z nią porozmawiać, ani przyjemność pracować." - dodał z uśmiechem Michał.
Patrzyłam na niego zaskoczona, no takich rewelacji to się nie spodziewałam. Michał wciąż patrzył na mnie z uśmiechem, a ja z zaskoczenia i wzruszenia nie mogłam wykrztusić żadnego słowa. Po jakimś czasie udało mi się powiedzieć:
- „Czyli, że mam tę pracę? Będę mogła pracować tutaj w szpitalu?"
- „Oczywiście, Aniu. Witam w zespole. Za tydzień, jak skończy Ci się zwolnienie, chcę Cię widzieć na dyżurze. Pokaże Ci wszystko co trzeba. Szczegóły wyślę Ci SMS-em."
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc wyszeptałam:
- „Michał, ... ja nie wiem co powiedzieć, ... ja dziękuję."
- „Nie ma za co. Sama sobie na to zapracowałaś. Miło mi, że mogę poznać tak podobno bardzo zdolną osobę. Mam nadzieję, że się nie zawiodę."
- „Nie, oczywiście, że nie."
- „Dobrze, to do zobaczenia w poniedziałek, Aniu. A teraz spokojnie odpoczywaj, nabierz sił i wreszcie się uśmiechnij." - odparł, śmiejąc się Michał.
Niepewnie i delikatnie uśmiechnęłam się, choć w głębi czułam prawdziwą radość i ekscytację. Wreszcie będę robić to co kocham!
Wróciłam do mojego pokoju, pomogłam Pani Ludwice w przygotowaniu dżemów na zimę i chwilę porozmawialiśmy. Ucieszyła się, gdy usłyszała, że dostałam wymarzoną pracę w szpitalu, śmiejąc się, że wreszcie będzie miała lekarza w domu. Później pożegnaliśmy się, życząc sobie dobrych snów i poszłam się do pokoju położyć.
Po raz pierwszy od dawna byłam tak naprawdę szczęśliwa.
Przed snem zadzwoniłam jeszcze podziękować profesorowi i chwilę rozmawialiśmy. Profesor cieszył się, że znalazłam pracę i powiedział, że pod skrzydłami Michała nic mi nie grozi. Oznajmił też, że dobrze, że uwolniłam się od Stanisława. Prosił, żebym dzwoniła do niego i nie zapomniała o nim. Obiecałam mu to. Tak bardzo się cieszyłam, że mogę z nim wreszcie porozmawiać. Tak bardzo mi tego brakowało. Na koniec profesor oznajmił, że za dwa tygodnie się zobaczymy, ponieważ ma wtedy wykłady w instytucie badawczym w Warszawie i zamierza odwiedzić Leśną Górę, więc wtedy porozmawiamy.
Zakończyłam rozmowę i zmęczona wrażeniami, ale bardzo szczęśliwa zasnęłam.

Następny tydzień minął mi bardzo szybko, na robieniu potrzebnych zakupów, załatwianiu niezbędnych formalności w urzędach oraz pomocy i rozmowach z Panią Ludwiką.
Kładąc się spać w niedzielę, myślałam, że jutro jest poniedziałek i mój pierwszy dzień w nowej pracy. Ciekawe jak będzie. Już nie mogę się doczekać!

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz