89. Nieprzyjemna rozmowa

334 20 10
                                    

Tego dnia zaczynałam dyżur o 05.00 tak samo jak Wiktor. Przez to, że Adaś wziął urlop, żeby zająć się rodziną, znów brakowało rąk do pracy. Ciągłe dyżury były bardzo męczące.
W stacji byłam już o 04.30, więc postanowiłam zajrzeć jeszcze do szpitala. Weszłam i sprawdziłam w rozpisce kto ma dyżur na SORze w godzinach mojego dyżuru. Jak mogłam przypuszczać był to „szanowny" Dr Potocki. Domyślałam się, że robi to specjalnie, ale nie miałam na to wpływu. Mogłam tylko zacisnąć zęby i go ignorować.
Poszłam dalej, aż nagle przechodząc obok pokoju pielęgniarek usłyszałam ciekawą rozmowę. Postanowiłam podsłuchać o co chodzi.
- „Słyszałyście?"
- „Ale co?"
- „Podobno to Basia pomyliła leki i podała pacjentowi nie te co trzeba. Przez to się zatrzymał i gdyby nie reanimacja dr Potockiego to pacjent zmarłby."
- „Ale jak to? Basia i pomylenie leków? Przecież to niemożliwe."
- „Nie wiem, ale tak słyszałam, ale najgorsze jest to, że jeśli Potocki doniesie o tym dyrektorowi szpitala to Basia straci pracę, a dodatkowo może trafić do więzienia, jeśli dojdzie to do prokuratury."
- „Co?! Przecież to chore. Przecież Basia leży na OIOMie i ma malutkie dziecko."
- „Nie wiem, może to tylko plotki."
- „A wiecie co ja słyszałam?"
- „Co?"
- „Że podobno jej mąż, ten jak mu tam..."
- „Adam?"
- „A właśnie, Adam walnął Potockiego pięścią w szczękę, aż ten wylądował na podłodze."
- „Hahaha ciekawie byłoby to zobaczyć. Ten cały Potocki zasłużył na to."
- „Może i tak, ale Adamowi grożą poważne konsekwencje. Za atak na funkcjonariuszu publicznym i uszczerbek na zdrowiu grozi mu zapłacenie wysokiego odszkodowania, a nawet wiezienie."
- „A jaki niby to był uszczerbek na zdrowiu?"
- „Niby wybił mu jakiegoś zęba, uszkodził szczękę i dodatkowo stracił ileś tam procent słuchu na jedno ucho."
- „Przecież to bajki! Widziałam go dzisiaj, nic mu nie było."
- „Może i tak, ale to Potocki - jemu wolno więcej."
- „Biedna Basia i biedny Adam. Zamiast cieszyć się narodzinami dziecka, to będą musieli się tłumaczyć prokuraturze."
- „No, niestety, ale niektórzy ludzie są za bardzo wpływowi."
- „A słyszeliście o tej jego żonie?"
- „Chciałaś powiedzieć byłej żonie."
- „Tak byłej. Niby taka pokrzywdzona i w ogóle, a nic nie robi, tylko..."
Tego już nie słuchałam, doskonale wiedziałam jaka opinia o mnie panuje wśród personelu medycznego. Znałam na pamięć wszystkie plotki krążące na mój temat.
Spojrzałam na zegarek, a widząc, że dochodzi 05.00, szybko ruszyłam do bazy. Tam się przebrałam i usiadłam zamyślona, czekając na wezwanie. Rozmyślałam nad tym co podsłuchałam i nie dawało mi to spokoju. Wiedziałam, że jeśli to prawda, to tak naprawdę Potocki to wszystko wyreżyserował, chcąc się zemścić na mnie.
Po chwili do bazy wszedł Wiktor, który widząc, że jestem przygnębiona, od razu wyciągnął ze mnie co się stało. Też nie wyglądał na zadowolonego plotkami, ale pocieszył mnie, że wszystko się ułoży. Mam nadzieję, że ma rację. Niestety po chwili naszą rozmowę przerwało wezwanie.
Szybko pożegnałam się z meżczyzną i poszłam do karetki. Dziś jeździłam z Lidką i Bartkiem.
Najpierw dostaliśmy wezwanie do chłopaka, który chciał odebrać sobie życie. Na miejscu okazało się, że nałykał się tabletek usypiających i popił je alkoholem, czyli najgorsze możliwe połączenie. Szybko zabraliśmy go do szpitala. Potem dostaliśmy wezwanie do bójki w szkole, następnie dwa do zawałów, a na koniec do pogryzienia przez psa. Jednak okazało się, że nic takiego się nie stało, bo to był mały york. Okazało się, że dziewczyna, która drażniła pieska to, ta sama, która doprowadziła do próby samobójczej chłopaka z rana. Postanowiłam dać jej nauczkę, a że jej koledzy nagrywali całe zajście, kazałam jej zdjąć spodnie, bo muszę obejrzeć miejsce, w które podobno ugryzł ją pies. Dziewczyna zarumieniła się ze wstydu. A co tam niech ma nauczkę. Niech zobaczy jak to jest, jak nagrywasz kogoś w kompromitującej sytuacji, a potem wrzucasz to do sieci. Oczywiście potem kazałam chłopakom usunąć filmik, a dziewczynie zrobiłam pogawędkę i zabrałam do szpitala, gdzie wezwani zostali jej rodzice. Niech się dowiedzą czym zajmuje się ich córka i do czego prawie to doprowadziło. Na szczęście tego chłopaka udało się uratować. Właśnie skończyłam dyżur i miałam iść do bazy, kiedy zatrzymała mnie dziewczyna tego chłopaka z rana, ta sama która wezwała pomoc. Zapytała mnie czy mogłaby odwiedzić chłopaka. Zgodziłam się i zaprowadziłam ją do odpowiedniej sali. Na miejscu zatrzymał nas Potocki, mówiąc że godziny odwiedzin dawno się skończyły, ale na szczęście udało mi się go przekonać, żeby ją wpuścił. Potem chciał ze mną porozmawiać, ale szybko uciekłam z tamtąd i wróciłam do bazy.
Właśnie kierowałam się do szatni, gdy usłyszałam cichy okrzyk bólu. Wydawało mi się, że to Wiktor, więc zapytałam:
- „Wiktor, wszystko w porządku?"
Odpowiedziała mi cisza, więc weszłam do szatni. Miałam rację, to był Wiktor. Oczywiście mężczyzna jak zwykle zgrywał twardziela i nie chciał mi powiedzieć o co chodzi. Wyprowadziło mnie to z równowagi, choć tak naprawdę chodziło o moje niedawne spotkanie z Potockim. Po chwili Wiktor o wszystkim mi opowiedział, a ja delikatnie zbadałam jego rękę. Byłam prawie pewna, że to skręcenie stawu barkowego, więc zadzwoniłam do Michała, który jak prawie zawsze odebrał od razu. Okazało się, że jest jeszcze w szpitalu i zajmie się Wiktorem. Pomogłam przebrać się Wiktorowi i chciałam od razu iść do szpitala, ale mężczyzna kazał mi się przebrać, więc szybko to zrobiłam. Potem udaliśmy się do gabinetu Michała.
Na miejscu Michał przeprowadził wywiad z Wiktorem, a potem zabrał go na RTG, a ja zostałam w gabinecie, czekając na nich. Z nudów zaczęłam przeglądać notatki Michała. Tak bardzo mnie to pochłonęło, że straciłam rachubę czasu i gdy otworzyły się drzwi, lekko podskoczyłam. Myślałam, że to Michał z Wiktorem wrócili z badań, ale niestety to nie byli oni. W drzwiach stanęła osoba, która była moim najgorszym koszmarem. Tak, w drzwiach stał nie kto inny jak Stanisław Potocki.
Przerażona zerwałam się z krzesła i stałam wpatrując się w mężczyznę, śledząc każdy jego ruch. Zastanawiałam się po co tutaj przyszedł i czego może chcieć. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zaczęłam drzeć ze strachu i cofać się coraz bardziej, dopóki nie uderzyłam plecami o ścianę. Potocki milcząc, zbliżył się do mnie i przystanął przede mną, intensywnie wpatrując się we mnie. Odciął mi jedyną drogę ucieczki, więc tylko stałam, drżąc i wpatrując się w niego. Bardzo szybko jednak spuściłam wzrok, nie wytrzymując jego złowrogiego spojrzenia. Do oczu napłynęły mi łzy. W końcu mężczyzna odezwał się lodowatym głosem:
- „Czemu nie poczekałaś, głupia?! Przecież chciałem porozmawiać! Nie masz prawa mi się sprzeciwiać i masz obowiązek mnie słuchać!"
Przerażona milczałam, co wyprowadziło go z równowagi.
- „MÓWIĘ DO CIEBIE!" - krzyknął, łapiąc mnie z całej siły za nadgarstki.
- „Stan... puść mnie... to boli..."
- „Ma boleć, głupia!" - krzyknął, po czym dodał:
- „A teraz posłuchasz co mam do powiedzenia, czy Ci się podoba, czy nie! I ani słowa komukolwiek, rozumiemy się?!"
Milczałam, przełykając łzy.
- „ZROZUMIAŁAŚ?!"
- „Ta...aa.. ta.. ta... k"
- „Więc siadaj i słuchaj!" - rozkazał, wskazując mi krzesło.
Ze strachu nogi odmówiły mi posłuszeństwa i nie mogłam się ruszyć. Rozjuszony Potocki popchnął mnie tak mocno, że wylądowałam na krześle. Skulona wpatrywałam się w niego.
- „Jak pewnie słyszałaś Twoja kochana przyjaciółeczka Basia pomyliła leki. Mimo mojego stanowczego zalecenia i tak podała inne leki, przez co pacjent się zatrzymał i gdyby nie moja szybka reanimacja, to zszedłby nam. To jest niewybaczalny błąd z jej strony i nie przejdzie jej płazem. Ja już tego dopilnuję."
Przerażona słuchałam tego co wygaduje. W końcu odważyłam się wyjąkać:
- „Daj jej spokój. Każdemu może się to zdażyć. Nie pamiętasz już, jak w Stanach, sam pomyliłeś leki i gdyby nie ingerencja Profesora to też pacjent zmarłby?"
- „JAK ŚMIESZ?! To była całkiem inna sytuacja, a poza tym tu chodzi o Panią Wszołek a nie o mnie!" - krzyknął, powodując, że wzdrygnęłam się ze strachu.
- „A poza tym ten jej mężulek też ma nie lada problem. Rzucił się na mnie z pięściami jak jakiś prymitywny zwierz. Wybił mi zęba, uszkodził szczękę i pozbawił 60% słuchu w jednym uchu. Już ja dopilnuję, żeby poniósł konsekwencję. Już wystosowałem odpowiednie pismo o odszkodowanie, a poza tym zastanawiam się czy nie pójść z tym na policję."
- „Widocznie na to zasłużyłeś! Adam bez powodu nie atakuje!" - zawołałam zła.
- „CO TY POWIEDZIAŁAŚ?!" - warknął, łapiąc mnie mocno za włosy.
Rozpłakałam się z bólu, ale Stanisław nic sobie z tego nie robił, tylko mocno mnie za nie pociągnął.
- „Tym razem przegięłaś! Myślałem, że się dogadamy, ale widzę, że to na nic. Jutro złożę wniosek o 80 tys. odszkodowania. Mam opinię biegłych, więc pójdzie łatwo."
- „Ile?! Czyś Ty zwariował?! On nie ma tyle pieniędzy! I bez tego ma długi!"
- „Mógł pomyśleć wcześniej! A Ty, moja kochana masz jeszcze czas do namysłu, ponieważ na razie jeszcze nie złożę zawiadomienia do prokuratury. Tylko pamiętaj, nikt nie może dowiedzieć się o naszej rozmowie, jasne?"
Widząc, że milczę, wrzasnął:
- „ZROZUMIAŁAŚ?!"
- „Tak..." - szepnęłam.
Potocki ponownie złapał mnie mocno za nadgarstki, a ja wiedziałam, że jutro pojawią się w tym miejscu siniaki. Mężczyzna zaciskał swój uścisk coraz mocniej, aż nie mogłam się powstrzymać i krzyknęłam z bólu.
- „Do zobaczenia kochanie." - odparł z podłym uśmiechem i wyszedł.
Ja natomiast siedziałam przerażona, dygocząc i płacząc. Przez dłuższy czas nie mogłam się uspokoić.
Znów wszystko zniszczyłam, znów moi przyjaciele mają problemy przeze mnie. Dlaczego to zawsze ja jestem wszystkiemu winna?
Dopiero po dłuższej chwili udało mi się uspokoić. Szybko otarłam łzy z oczu i poprawiłam makijaż. Potem zaczęłam rozmyślać co mogę zrobić, żeby uratować Wszołków. Przecież tym co najbardziej potrzebuje malutki Tadzio to miłość i wsparcie rodziców. Byłam tak zamyślona, że nawet nie usłyszałam kiedy Wiktor i Michał wrócili. Zorientowałam się dopiero, jak Wiktor mnie przytulił. Od razu poczułam się lepiej i najchętniej zostałabym w jego ramionach, ale niestety mnie puścił. Gdy tylko mnie puścił, momentalnie straciłam poczucie bezpieczeństwa, a do moich oczu napłynęły łzy, jednak powstrzymałam je.
Okazało się, że Michał potwierdził moją diagnozę i Wiktora czekają cztery tygodnie przymusowego urlopu. Wcale nie był tym zadowolony. Potem pożegnaliśmy się z Michałem i pojechaliśmy do domu. Z racji urazu Wiktora, to ja prowadziłam.
Gdy weszliśmy do domu, przywitała nas Zosia, która bardzo zmartwiła się stanem zdrowia taty, ale udało mi się ją uspokoić. Potem spędziliśmy miło wieczór, oglądając film, jedząc przygotowane przeze mnie i Zosię przekąski, rozmawiając i żartując. Czas spędzony z rodziną wreszcie pozwolił mi zapomnieć o mojej nieprzyjemnej rozmowie z Potockim. Potem przygotowałam się do snu, nastawiłam budzik na 04.00 i prawie od razu jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zasnęłam, wtulona w Wiktora. Byłam wykończona tymi wszystkimi dyżurami, a na dodatek od jutra miało być jeszcze ciężej, ponieważ Wiktor nie mógł pracować.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz