71. Porwanie

367 17 22
                                    

Dziś miałem dyżur na 05.00, więc wstałem o 04.00. Gdy dojechałem do pracy była 05.50, więc szybko sprawdziłem z kim jeżdżę i poszedłem się przebrać. Dziś jeździłem z Lidką i Adamem.
Od rana mieliśmy wiele wezwań. Już w południe byłem bardzo zmęczony. Kilka razy minąłem się z Anią. Kobieta uciekała wzrokiem, ale zauważyłem, że wygląda jeszcze gorzej niż wczoraj. Była bardzo blada i miała zaczerwienione oczy. Czemu ona mnie odpycha?
Jakoś przetrwałem dyżur i marzyłem tylko o tym, żeby iść spać. Na szczęście jutro miałem wolne. Po zakończeniu dyżuru wpadłem jeszcze na chwilę porozmawiać z Michałem, a potem wyszedłem ze szpitala. Miałem właśnie iść do samochodu, gdy zauważyłem Anię. Kobieta nie była sama, siedziała obok jakiegoś mężczyzny. Gdy podszedłem bliżej, zorientowałem się, że Ania się do niego przytula. W jednej chwili poczułem złość i nie myśląc racjonalnie, krzyknąłem:
- „Ach, czyli to tak! To po to potrzebujesz przerwy! Może wcale mnie nie kochasz!"
Kobieta poderwała się gwałtownie z ławki, prawie się przewracając.
- „Wiktor, to nie tak jak myślisz!" - zawołała.
Jak nie tak, to jak? - pomyślałem. Byłem zły na nią i czułem się zraniony. Ja głupi martwiłem się, że coś się stało, a Anka po prostu wolała spędzać czas z kimś innym. Zdenerwowany ruszyłem w stronę bazy. Anka dogoniła mnie przy wejściu, wołając:
- „Wiktor, to nie tak!"
- „A jak?! Może Tobie mój wyjazd był na rękę?! Co, może ucieszyło Cię to, że zaginąłem?! A teraz potrzebna Ci przerwa?! Myślisz, że jestem głupi?! Ile jesteście razem?!" - krzyknąłem, nie panując nad emocjami.
Widziałem, że zraniłem Anię, ale co ona sobie właściwie myślała.
- „To nie tak. Nie jesteśmy razem. Marcin, to tylko mój przyjaciel z czasów podstawówki. Wiktor, ja kocham tylko Ciebie!" - tłumaczyła mętnie.
- „Tak jasne! Bo Ci uwierzę!" - krzyknąłem, a wtedy kobieta zawołała:
- „Wiktor, to naprawdę tylko przyjaciel, a Ciebie odepchnęłam, bo ja od ponad dwóch miesięcy dostaję SMS z pogróżkami! Ktoś mi grozi, że mnie zabije, ja się boję!"
Jej słowa przez chwilę mnie zatrzymały, ale zaraz potem pomyślałem, że wszystko to wymyśliła, żeby wzbudzić moją litość.
- „Ta jasne, nie wymyślaj! Jeśli myślisz, że się nad tobą zlituję, to jesteś w błędzie! Myślałem, że jesteś inna! Żegnaj i wracaj do tego swojego Marcina!" -  krzyknąłem wściekły.
Następnie ruszyłem w stronę swojego samochodu. Nie oglądałem się za siebie, tylko wsiadłem do samochodu. Próbowałem go zapalić, ale jak na złość nie udało mi się. Byłem naprawdę zły i wściekle uderzyłem w kierownicę. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem na pieszo do domu. Mogłem pojechać autobusem, ale nie lubiłem tego środku transportu.
Szedłem przez miasto, a złość ustępowała miejsce smutkowi. Jak Ania mogła mi to zrobić? Jak ona mogła?
W końcu wszedłem do domu i już od rogu, wkurzyłem się na Zośkę, że powiesiła kurtkę nie tam, gdzie trzeba:
- „Zośka, ile ja razy mam powtarzać, żebyś kurtkę wieszała na wieszaku, a nie na drzwiach?! Te buty też byś mogła uporządkować, a nie tak rzucać!"
Nastolatka zeszła na dół i zawołała:
- „Tato, przecież buty są poukładane, a kurtkę powiesiłam na drzwiach, żeby wyschła, bo jak wracałam ze szkoły to padał deszcz. Czemu tak krzyczysz?"
- „Bo jak zwykle nie sprzątasz i wszędzie rzucasz swoje rzeczy!" - zawołałem i poszedłem do kuchni.
Dziewczynka powiesiła kurtkę na wieszaku i weszła za mną.
- „Ja Ci podgrzeję obiad, a Ty się uspokój. Jak zjesz, porozmawiamy na spokojnie."
Gdy zjadłem obiad, trochę ochłonąłem i przeprosiłem dziewczynkę:
- „Przepraszam Zosiu, nie powinienem krzyczeć. Po prostu miałem ciężki dyżur i zły dzień."
- „A co się stało?"
- „Nic takiego."
- „Jakby to było nic, to byś się tak nie wściekał."
- „Bo Ania..."
- „Co Ania?" - zapytała spokojnie dziewczynka.
- „Ona mnie zdradziła." - odparłem załamany.
- „Co?! Jak to?!" - zapytała zaskoczona.
- „No, bo wyszedłem ze szpitala, a ona siedziała na ławce wtulona w jakiegoś mężczyznę." - odparłem załamany.
- „I co z tego?"
- „Jak to co?! Ode mnie potrzebuje przerwy, a obściskuje się z jakimś facetem?!" - krzyknąłem.
- „Tato, a dałeś jej to jakoś wyjaśnić, czy od razu wybuchłeś, co?" - odparła lekko zirytowana.
- „Mówiła coś o tym, że to jej przyjaciel z podstawówki, ale ja nie chciałem jej słuchać..."
- „Tato, a może to faktycznie tylko przyjaciel?!" - zawołała Zosia.
- „Ta jasne! A to, co wygadywała o SMS z groźbami, to też niby prawda?!" - zawołałem wściekły.
- „Co? Ania dostaje pogróżki?" - zapytała przestraszona Zosia.
- „Napewno nie, powiedziała to tylko po to, żeby wzbudzić moją litość. Jest podłą żmiją, która wybiera sobie ofiary, a gdy się nimi znudzi, zastawia je i znajduje nowe."
- „ZAMKNIJ SIĘ!" - krzyknęła do mnie zdenerwowana Zosia, co wprawiło mnie w tak wielkie osłupienie, że zamilkłem.
- „Ty słyszysz sam siebie?! To Ty zostawiłeś nas na dwa miesiące! Ty nawet nie wiesz, jak Ania cierpiała! Wiesz w ogóle, że ona chciała się zabić?! A teraz łaskawie wróciłeś i nawet nie dasz jej nic wytłumaczyć! Nie wierzę, że Ania Cię zdradziła! Po każdym bym się tego spodziewała, nawet po Tobie czy po sobie, ale nie po niej! Owszem jestem na nią zła, ale nie pozwolę nikomu mówić o niej źle! To moja mama i ją kocham, a Ty tato powinieneś się wstydzić! A teraz daj mi spokój!" - wykrzyczała, po czym uciekła na górę i trzasnęła drzwiami.
- „Zośka!" - krzyknąłem, ale odpowiedziała mi cisza.
Postanowiłem nie zaogniać konfliktu jeszcze bardziej, więc poszedłem spać.

Następnego dnia obudziłem się o 8.00. Wstałem i zszedłem do kuchni. Zastałem tam kartkę:
„Jestem w szkole. Wracam o 12.00. Zastanów się nad tym co robisz."
Pokręciłem głową i zrobiłem sobie śniadanie. Zjadłem je i poszedłem się przebrać.
Potem postanowiłem pójść do lasu, pobiegać. Bieganie zawsze pomagało mi uporządkować myśli.
Wszedłem do lasu i pobiegłem główną ścieżką. W czasie drogi rozmyślałem nad wszystkim co się wczoraj wydarzyło. O tym co powiedziała Ania i o tym co wygarnęła mi Zosia. Zrozumiałem, że chyba zbyt ostro potraktowałem Anię. Przecież nawet nie dałem jej nic wytłumaczyć, tylko od razu na nią naskoczyłem, a jeszcze to co powiedziałem o niej do Zosi, to było zupełnie niepotrzebne. Będę musiał się nauczyć panować nad emocjami.
Postanowiłem, że jutro, jak już emocje opadną porozmawiam na spokojnie z Anią.
Już spokojniejszy zacząłem iść powoli w stronę domu. W pewnym momencie wydało mi się, że ktoś za mną idzie. Najpierw to zignorowałem, ale gdy dźwięki ponownie się pojawiły, niespokojnie odwróciłem się za siebie, jednak nikogo nie zauważyłem. Zrzuciłem to na dzikie zwierzęta i ruszyłem dalej. Jednak po kilku krokach, znów usłyszałem hałas, a gdy się odwróciłem, ujrzałem ludzki cień, znikający w zaroślach. Coraz bardziej przerażony, wyciągnąłem telefon i wybrałem pierwszy z ostatnio wybieranych numerów. Był to numer Ani. Gdy odebrała, zdążyłem tylko wykrztusić:
- „Aniu, po..."
Zaraz potem ktoś do mnie podbiegł od tyłu i z całej siły walnął mnie czymś ciężkim w głowę. Upadłem na ścieżkę, tracąc przytomność i wypuszczając z rąk telefon.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz