11. Nowe znajomości

576 23 6
                                    

Dzisiaj wracałem do pracy po zwolnieniu. Wcześniejszy tydzień spędziłem z Zosią w Zakopanem, była zachwycona, że nareszcie miała mnie tylko dla siebie. Odpocząłem i byłem gotowy na nowe wyzwania. Dyżur zaczynałem o 07.00. Wchodząc do bazy zastanawiałem się z kim będę jeździł. Podeszłem do rozpiski i zobaczyłem, że jeżdżę z Martyną i Piotrkiem. Super! Gdy tak się przyglądałem rozpisce, nagle podszedł do mnie Artur.
- „O, Wiktor! Dobrze, że Cię widzę. Mam prośbę do Ciebie."
- „Oczywiście, a o co chodzi?"
- „Chodzi o to, że dziś przychodzi do nas nowa lekarka, która zostanie z nami jeśli dobrze się sprawdzi."
- „I pewnie chcesz, żebym ją ocenił." - stwierdziłem ze śmiechem.
- „Jakbyś mógł. Wiele najróżniejszych opinii na jej temat słyszałem."
- Oczywiście, Artur, możesz dla mnie liczyć."
- „Dzięki, skieruję ją do Ciebie. Po dyżurze zdasz mi raport i ocenę."
- „Jasne."
Po rozmowie, zastanawiając się jaka będzie ta nowa lekarka i czy się dogadamy, ruszyłem do szatni, się przebrać. W tym problem, że już ktoś tam był. A mianowicie zapewne ta nowa lekarka, a już napewno lekarka, która się mną opiekowała w szpitalu, i którą napewno już gdzieś wcześniej widziałem. Przyjrzałem się jej, ponieważ jeszcze mnie nie zauważyła. Nadal była chuda, ale na szczęście już nie tak bardzo jak wtedy w szpitalu. Na jej widok, nic na to nie poradzę, uśmiechnąłem się. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze pracowało i że już nie będzie tak przerażona jak wtedy.
Nagle blondynka zorientowała się, że się jej przyglądam i się odwróciła. Wciąż jeszcze nie do końca założyła bluzkę, więc zobaczyłem fragment jej ciała. Zarumieniłem się i odwróciłem, przepraszając. Kobieta nie była zła, jedynie pogodnie stwierdziła, że to jej wina, bo nie spodziewała się tutaj nikogo. W końcu się ubrała i wyszła, żebym mógł spokojnie się przebrać. Gdy wyszedłem, siedziała na kanapie z kubkiem kawy w ręku i podziwiała wnętrze bazy. Na mój widok delikatnie się uśmiechnęła.
- „Dzień dobry, Panie Banach, a raczej chyba bardziej adekwatne byłoby Panie Doktorze Banach. Jak się Pan czuje, wszystko dobrze?"
- „A dzień dobry Pani doktor. Tak, wszystko w porządku. Dziękuję za opiekę. A tak w ogóle to Pani wie jak ja się nazywam, a ja nic o Pani nie wiem."
Blondynka lekko się zmieszała, jednak po chwili zadziornie odpowiedziała:
- „A tak, zapomniałam. Anna Potocka-Reiter, ale wolę tylko Anna Reiter."
Na dźwięk imienia i nazwiska spojrzałem na nią oszołomiony. Teraz już wiedziałem, skąd ją kojarzę. Była naszą pacjentką, tam wtedy na lotnisku, kiedy miała bardzo niskie ciśnienie i cukier, wtedy kiedy nam się zatrzymała i ledwo ją wyratowaliśmy. Musiałem głupio wyglądać, bo lekarka zmartwiona zapytała:
- „Panie doktorze? Wszystko w porządku?"
- „Tak, tylko ja już miałem okazję Panią poznać wcześniej niż wtedy w szpitalu. Jednak nie były to miłe okoliczności."
Kobieta zaskoczona spojrzała na mnie pytająco.
- „Była Pani moją pacjentką, podobnie jak ja Pani. Pamięta Pani jak zemdlała Pani wtedy na lotnisku?"
Blondynka lekko zadrżała, znów zauważyłem w jej oczach ten sam strach co wtedy w szpitalu.
Świetnie! Czyli odblokowałeś jej przykre wspomnienia. Niezłe się popisałeś! - zganiłem się w myślach.
- „Pani doktor, ja przepraszam, ja nie chciałem ..."
Przerwała mi podobnie jak w szpitalu. To w końcu stanie się naszą tradycją - pomyślałem ze śmiechem.
- „Nie, Panie doktorze, w porządku. Dziękuje za uratowanie życia." - odparła z uśmiechem.
Jak ja kocham ten jej delikatny uśmiech.
- „Teraz jesteśmy kwita." - odparłem z uśmiechem.
Blondynka zaśmiała się lekko i zapytała:
- „Czyli dzisiaj z Panem jeżdżę?"
- Tak, oraz z moimi dzieciakami, to znaczy ratownikami, ale trochę ich tak traktuje. Zaraz pozna Pani Martynkę i Piotrka."
- „Czy Oni też wtedy ... tam byli?" - niepewnie zapytała.
- „Tak. Bardzo mi pomogli."
Potem rozmawialiśmy na różne tematy, szczerze to bardzo dobrze nam się rozmawiało, nie tak nerwowo jak w szpitalu. Blondynka bardzo szybko się rozluźniła, znikł niepokój z jej twarzy i coraz częściej się uśmiechała, jeszcze delikatnie, ale jednak. Naszą miłą pogawędkę przerwało pojawienie się Martynki i Piotrka.
Jak zwykle rozmawiali o czymś zawzięcie, nawet nas nie zauważając. Widziałem, że lekarka przygląda się im z ciekawością. Wciąż nie zorientowali się, że nie są tutaj sami, więc postanowiłem im przerwać:
- „Martyna, Piotrek dzień dobry!"
Zaskoczeni, wreszcie zauważyli moją obecność.
- „A tak, dzień dobry doktorze." - odparł zakłopotany Piotrek.
- „Tak, dzień dobry doktorze, po prostu musieliśmy ... załatwić ważną sprawę." - dodała lekko speszona Martyna.
- „Nic się nie stało dzieciaki."- odparłem. - „To właśnie o tych urwisach Pani opowiadałem." - zwróciłem się uśmiechnięty do blondynki.
Ona lekko zachichotała. Dopiero teraz Martynka z Piotrkiem zdali sobie sprawę z jej obecności i oboje się zarumienili.
Widząc ich lekkie zażenowanie, lekarka jako pierwsza wyciągnęła rękę na przywitanie.
- „Anna Reiter - miło mi. Mam nadzieję, że będziemy mieli przyjemność razem pracować."
- „Martyna Kubicka" - pierwsza się ocknęła ratowniczka, podając dłoń blondynce. Zauważyłem, że od razu poznała lekarkę i dokładnie pamięta co się wydarzyło.
- „Piotrek, Piotr Strzelecki." - odparł ratownik, również potrząsając ręką lekarki.
Blondynka niepewnie im przyglądała, aż w końcu ponownie się odezwała:
- „Dziękuję Wam za to, że mnie wtedy uratowaliście. Gdyby nie Wy, to nie byłoby mnie teraz tutaj."
Lekarka znów zaczęła drzeć. Piotrek dopiero po jej słowach sobie przypomniał wezwanie, które mieliśmy ponad miesiąc temu.
Martynka widząc strach w oczach kobiety i to jak drży, momentalnie ją przytuliła. Zauważyłem, że gdy to zrobiła, blondynka prawie niezauważalnie się wzdrygnęła, jednak zaraz potem z wdzięcznością wtuliła się w brunetkę. Usłyszałem cichy głos Martyny:
- „Cii, cichutko. Już dobrze. Z nami jesteś bezpieczna. Nie pozwolimy, żeby coś Ci się stało."
Blondynka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Uśmiechnąłem się, cieszyłem się, że lekarka dobrze się czuje w naszym towarzystwie, i że Martynka i Piotruś ją zaakceptowali. Mam nadzieję, że zostanie z nami.
Jedyne co mnie zaniepokoiło to, to jej wzdrygnięcie się na dotyk i głośniejszy odgłos, ta niepewność, nawet jeśli miała rację i strach w oczach i to jak za wszelką cenę starała się to ukryć. Właśnie tak reagują ofiary przemocy domowej, wcale mi się to nie podobało. Postanowiłem, że nie zostawię tak tego, że zaopiekuję się lekko zagubioną blondynką i jej pomogę.
Wyrwałem się z zamyślenia i z uśmiechem obserwowałem jak dr Reiter rozmawia z Martynką, i jak się uśmiecha, i nieraz śmieje. To był taki miły widok. Korzystając, z tego, że nie było wezwań rozmawiałem z Piotrkiem.
Właśnie teraz usłyszałem głos Rudej:
- „21S?"
Z uśmiechem podałem radio dr Reiter, która zaskoczona spojrzała na mnie.
- „Dziś należy to do Pani, w końcu to Pani będzie głównym lekarzem, a ja tylko będę obserwował i potem Panią ocenię. Oddaję Pani ich pod dowództwo, tylko niech Pani nie da sobie wejść na głowę. Będzie dobrze." - odpowiedziałem, wskazując Martynę i Piotrka, i podając radio, z którego znowu rozbrzmiał zniecierpliwiony głos Rudej:
- „21S?!"
- „21S" - odezwała się niepewnie lekarka. - „Zgłaszam się. Co się dzieje?"- dodała już pewniejszym głosem.
- „Zasłabnięcie, starsza kobieta, w wywiadzie choroba wieńcowa i niedawno przebyty zawał. Ulica Kwiatowa 107 a, drugie piętro mieszkania numer 7."
- „21S - przyjęłam! Słyszeliście - migiem do karetki." - zakomenderowała, będąc już w swoim żywiole. Uśmiechnąłem się, i już po chwili jechaliśmy na wezwanie. Mam nadzieję, że będę mógł ją dobrze ocenić, bo nie chcę jej zranić.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz