127. Wiktor, czy ja już Ci nie wystarczam?

353 22 15
                                    

Razem z Moniką szliśmy w stronę cukierni. Milczeliśmy. Gdy weszliśmy do środka, zajęliśmy stolik znajdujący się w rogu, aby móc spokojnie porozmawiać.
- „Chcesz coś?" - zapytałem kobietę.
- „Kawę czarną, jeśli można."
Podszedłem do lady i zamówiłem nam po kawie i ciastku. Po chwili wróciłem do stolika i podałem koleżance napój i ciastko.
- „Okej... To powiedz, czego się dowiedziałaś o Potockim." - zacząłem.
- „Jasne, zaraz Ci powiem, ale najpierw powiedz mi dlaczego aż tak bardzo Ci na tym zależy."
Spojrzałem na kobietę. Nie miałam ochoty zwierzać się jej z moich prywatnych spraw. Doskonale pamiętałem co odwalała w liceum. Postanowiłem zbyć ją, więc powiedziałem tylko:
- „Po prostu to jest były mąż mojej dziewczyny i nie daje nam spokoju. Wciąż uprzykrza nam życie."
Blondynka spoglądała na mnie z ciekawością, jakby oczekiwała, że powiem coś jeszcze, ale ja nie zamierzałem. Nie chciałem, żeby znów utrudniała mi życie lub zraniła Ankę, więc postanowiłem wyciągnąć z niej jak najwięcej, udzielając jej jak najmniej informacji.
- „To co masz jakieś przydatne informacje, czy wyciągnęłaś mnie tutaj na darmo?" - zapytałem trochę zdenerwowany.
- „Mam, oczywiście, że mam. Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi."
- „Monika!" - zawołałem ostrzegawczo.
- „No dobra. Niech Ci będzie. Po pierwsze dowiedziałam się, że ten cały Potocki wcale nie jest takim niewiniątkiem, na jakiego się kreuje..."
- „Ta, niewiniątkiem..." - mruknąłem rozgoryczony.
Doskonale pamiętam co zrobił Ance i ile razy lądowała przez niego w szpitalu. Wiem też ile nerwów kosztuje Ankę każde spotkanie z nim i ile razy blondynka płakała przez niego. Przecież nie tak dawno, może z dwa dni temu, w środku nocy, obudził mnie jej cichy płacz. Od razu spojrzałem na nią i zapytałem co się stało. Przerażona zaczęła mnie przepraszać, że mnie obudziła. Nie mogąc znieść widoku tak zrozpaczonej ukochanej, od razu ją przytuliłem i kołysząc w ramionach, starałem się uspokoić. Gdy już mi się to udało, dowiedziałem się od niej, że przyśnił jej się Potocki, który wrócił do domu po pracy wcześniej niż powinien. Mężczyzna był zły, bo nie wyszedł mu jakiś zabieg. Złość wyładował oczywiście na niewinnej żonie. Nawrzeszczał na nią, że nie skończyła gotować obiadu. Przerażona kobieta dokończyła jego przygotowywanie i mu go nałożyła, ale nie smakowało mu to, więc rzucił talerz z jedzeniem na podłogę. Ten się roztrzaskał, rozrzucając wokół jedzenie. Potocki jakby nigdy nic przeszedł obok Anki, kierując się w stronę salonu. Przy wejściu odwrócił się jeszcze i kazał kobiecie to posprzątać. Ania pozbierała odłamki szkła i starła resztki jedzenia. Następnie umyła podłogę. Jakby tego wszystkiego było mało, to Anka była głodna, bo nic od rana nie zjadła, więc ledwo trzymała się na nogach. Potockiemu po chwili znudziło się oglądanie telewizji, więc wrócił do kuchni. Oczywiście nie wiedział, że podłoga jest mokra, więc się poślizgnął i wywrócił. Wściekły podniósł się i zwyzywał Ankę od najgorszych, po czym zaciągnął wystraszoną kobietę do „pokoju". Tam dotkliwie ją pobił i zostawił półprzytomną, zamykając drzwi na klucz. Gdy usłyszałem tę historię od przerażonej kobiety, ledwo powstrzymałem się, żeby nie pojechać i nie zatłuc jej oprawcy. Zamiast tego przytuliłem ją mocno, a kobieta po chwili zasnęła.
Pokręciłem głową i wróciłem do rzeczywistości. Usłyszałam jak Monika pyta:
- „Wiktor, czy Ty mnie w ogóle słuchasz?"
- „Przepraszam, zamyśliłem się. Co mówiłaś?"
- „Mówiłam, że Potocki ma za sobą kilka niezbyt udanych operacji. Oczywiście w papierach jest zapisane, że po prostu wystąpiły komplikacje. Do tego dowiedziałam się, że jako dziecko był prześladowany w szkole. Kilku starszych chłopców uwzięło się na niego i gnębili go do tego stopnia, że wybłagał rodziców o zmianę szkoły. Jednak to nie pomogło, bo w kolejnej szkole już pierwszego dnia stał się pośmiewiskiem wszystkich. Potem jeszcze kilkukrotnie zmieniał szkołę, aż w końcu z trudem skończył ósmą klasę i poszedł do liceum. Dalej nie ma o nim żadnych informacji, dopiero w dniu jego osiemnastych urodzin jego dane wyskakują w sprawie o znęcanie, gwałt i porwanie szesnastolatki. Oczywiście niczego mu nie udowodniono, a sama ofiara zeznała, że nie zna Potockiego. Wiem, że potem spokojnie skończył wymarzony kierunek chirurgii, a później miał praktyki w jednym ze szpitali w Stanach. Ciekawe jest, że na jednym z dyżurów, przy których pomagał, zmarł pacjent, a przyczyny jego śmierci do tej pory pozostają niejasne. Po skończonych praktykach, odbył staż w innym szpitalu. Został bardzo cenionym chirurgiem, odnosił wiele sukcesów. Potem w 2007 roku wziął ślub z nijaką Anną Reiter. Ciekawe jest, że dwa lata po tym ślubie zaczęło mu przybywać nieudanych operacji. Żadna z nich nie była śmiertelna, ale pojawiały się komplikacje. W 2010 roku miał nawet wytoczoną w sądzie sprawę o spowodowanie trwałego uszczerbku na zdrowiu swojej pacjentki, ale oczywiście się wybronił. W tym samym roku sąsiedzi kilkukrotnie zgłaszali na policję, że zakłóca porządek i ciszę nocną. Po kilku interwencjach policyjnych wszystko ucichło. Kolejną wzmianką w jego aktach jest, że w 2011 roku prowadził samochód pod wpływem alkoholu, przez co miał zabrane prawo jazdy. Rok potem jedna sąsiadka zgłosiła na policję, że od kilku dni słyszy w jego domu ciągłe krzyki, awantury i że od kilkunastu dni nie widziała jego żony. Policja to sprawdziła, ale nic niepokojącego nie zauważyli, a ta sąsiadka po kilku dniach wycofała zeznania. Za to w kolejnym roku to polska policja otrzymała zawiadomienie o popełnieniu przez niego przestępstwa i znęcaniu się nad żoną, ale sprawa od razu ucichła i dalej nie mam nic na jego temat." - Monika skończyła swój wywód, a ja oszołomiony próbowałem przetworzyć usłyszane informacje.
- „Kto w Polsce zgłosił zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa?" - zapytałem po chwili.
Kobieta zaczęła przeglądać swoje notatki, aż w końcu odpowiedziała:
- „Michał Sambor."
Czyli jednak. Michał już pierwszego dnia, jak tylko przyjął ją na swój oddział zrozumiał, że jej stan nie jest normalny. Przecież miał dokładny obraz jej badań, a do tego pewnie widział jej siniaki. Gdy tak teraz pomyślę, to wtedy jak ją ratowałem na lotnisku, to od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, ale jej stan tak gwałtownie się pogarszał, że nie miałem czasu tego roztrząsać oraz z tego wszystkiego przeoczyłem też jej siniaki. Ale Michał nie przeoczył tego i od razu zawiadomił policję, ale oczywiście ta nic nie zrobiła, bo pewnie Potocki ich przekupił.
- „Wiktor? Wiktor, mówię do Ciebie!"
- „Co? Ach przepraszam. Zamyśliłem się."
- „Mówiłam, że nic więcej nie udało mi się na niego znaleźć."
- „To i tak dużo znalazłaś. Dziękuję."
- „Nie ma za co, cieszę się, że mogłam pomóc."
Wtedy spojrzałem na zegarek. Dochodziła 19.00, a ja przecież o 17.00 skończyłem dyżur. Przypomniałem sobie jeszcze, że przecież Anka zaczyna o 21.00 dyżur, a ja obiecałem jej, że będzie mogła pojechać moim samochodem.
- „Monika, bardzo Ci dziękuję za pomoc, ale teraz już naprawdę muszę wracać."
Kobieta spojrzała zaskoczona na mnie.
- „Ale przecież dopiero dochodzi 19.00."
- „Po prostu muszę wracać. Muszę odebrać córkę z zajęć plastycznych." - wymyśliłem naprędce.
- „To Ty masz córkę?" - zapytała zaskoczona Monika.
- „Tak, ma na imię Zosia i ma 16 lat."
- „Czyli ta Twoja dziewczyna nie jest jej matką." - drążyła temat.
- „Jest jej matką! Może nie biologiczną, ale matką!" - zawołałem poirytowany.
- „Przepraszam, nie powinnam..."
- „Tak, nie powinnaś, a teraz przepraszam, ale się spieszę."
- „Jasne. To do zobaczenia Wiktor. Może jeszcze kiedyś umówimy się na kawę i powspominajmy dawne czasy." - odparła Monika, po czym pocałowała mnie w policzek i wyszła z cukierni.
Oszołomiony stałem chwilę w miejscu, po czym szybko ruszyłem w stronę bazy. Będąc na parkingu, wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu.
Gdy wszedłem, przywitała mnie cisza. Zdjąłem buty i kurtkę, i zmartwiony ruszyłem w stronę salonu. Tam zobaczyłem Anię, która stała przy oknie i spoglądała przed siebie.
- „Aniu?" - zapytałem zaniepokojony.
Kobieta od razu odwróciła się w moją stronę i zapytała niepewnie:
_ „Gdzie byłeś?"
- „Na dyżurze, przecież wiesz."
- „Ale przecież skończyłeś go o 17.00. Co robiłeś tyle czasu? Przedłużył Ci się? Czemu nie odbierasz telefonów?"
Spuściłem głowę, było mi głupio. Tak się zagadałem z Moniką, że nawet nie widziałem, że Anka dzwoniła.
- „Przepraszam, nie słyszałem."
Kobieta powoli podeszła do mnie, po czym przyjrzała mi się dokładnie. W jej oczach pojawiły się łzy.
- „Dlaczego mnie okłamujesz?" - zapytała z bólem w głosie.
Spojrzałem na nią zdziwiony, nie do końca wiedząc o co jej chodzi.
Anka widząc, że nie wiem o co chodzi, podeszła do mnie i dotknęła mojego policzka, po czym pokazała mi palce.
- „Masz szminkę na policzku. Ja nie używam takiej." - odparła smutno.
Przeklnąłem się w myślach, dlaczego nie starłem tego po tym jak Monika mnie pocałowała.
- „Wiktor, czy ja już Ci nie wystarczam? Wiem, że masz ze mną same problemy i w ogóle..." - przerwała ze łzami w oczach.
- „Aniu, to nie tak jak myślisz. Chodź, wytłumaczę Ci wszystko." - odparłem, łapiąc ją za dłonie.
- „To jak?" - zapytała smutno.
- „Miałaś rację, skończyłem dyżur o 17.00, jednak musiałem jeszcze wstąpić na chwilę do szpitala. Gdy miałem wychodzić, zaczepiła mnie policjantka, chcąc żebym złożył zeznania dotyczące naszego wcześniejszego wezwania. Zgodziłem się, a po chwili okazało się, że jest to moja koleżanka z liceum. Zagadaliśmy się i straciłem poczucie czasu. Zorientowałem się, ile czasu minęło dopiero przed 19.00. Pamiętałem, że obiecałem Ci, że dam Ci samochód, więc pożegnałem się z Moniką, a ta na pożegnanie pocałowała mnie w policzek, stąd pewnie ta szminka. Aniu nawet nie waż mi się myśleć, że jesteś mi niepotrzebna lub że zastąpiłbym Cię pierwszą lepszą dziewczyną. Kocham Cię najmocniej pod słońcem." - zapewniłem ją, po czym przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno.
Blondynka wtuliła się do mnie, a ja usłyszałem jak pociąga nosem, powstrzymując łzy.
- „Kochanie, nie płacz mi tu. Wszystko jest w porządku. Jestem tutaj."
Po chwili Ania odsunęła się lekko i spojrzała na mnie.
- „Przepraszam, nie wiem dlaczego pomyślałam, że mógłbyś mnie zdradzić i zostawić. Przecież wiem, że nie jesteś taki."
- „Aniu, w porządku. To normalne. Sam przecież tak pomyślałem jak zobaczyłem Cię z Marcinem. Z tą różnicą, że ja nawet nie dałem Ci nic wytłumaczyć, tylko od razu nawrzeszczałem na Ciebie. Przepraszam."
- „Już mnie przecież przepraszałeś za to..." - wyjąkała cicho.
- „Tak, ale nadal mi głupio."
- „Już dobrze. Kocham Cię i przepraszam za tę scenę zazdrości, ale po prostu boję się, że mnie zostawisz, bo jestem taka żałosna i wciąż przyciągam problemy."
- „Anka nie jesteś żałosna, tylko kochana. To normalne, że się boisz, po tym co Cię spotkało, ale obiecuję, że nigdy Cię nie zostawię."
Blondynka schowała głowę w mojej klatce piersiowej, a ja przytuliłem ją mocno. Po chwili Ania wyswobodziła się z moich ramion i usiadła na kanapie. Wciąż była przygaszona, a ja wiedziałem, że gryzie ją coś jeszcze. Usiadłem obok niej i przyglądając się jej uważnie, zapytałem delikatnie:
- „Co się dzieje? Przecież widzę, że coś Cię jeszcze gryzie."
Ania spojrzała na mnie niepewnie, po czym powiedziała:
- „Wiktor..., ja się boję..."
- „Czego?"
- „Bo... dziś..." - kobieta zacięła się, lekko drżąc.
- „Aniu, spokojnie. O co chodzi?"
- „Mam dyżur z Nowym i ..." - kobieta przerwała przerażona.
- „Z Bartkiem?"
- Ttaakk..."
- „Aniu, będzie dobrze. Przecież nieraz sobie radziłaś z takimi jak on, a nawet gorszymi. On pewnie tylko szuka sensacji i bawi go, że wywołuje u Ciebie poczucie niepokoju. Czuje się lepszy od Ciebie. Po prostu nie daj mu poczuć, że się go boisz i pokaż, że z dr Reiter nie warto zadzierać."
Wywołałem tym uśmiech na jej twarzy, więc dodałem:
- „Pokaż mu co potrafisz, bo przecież taki szczeniak Ci do pięt nie dorasta."
- „Dziękuję, zawsze potrafisz podnieść mnie na duchu."
Uśmiechnąłem się i przytuliłem ukochaną. Kobieta uśmiechnęła się, po czym pocałowała mnie u usta. Oddałem pieszczotę z przyjemnością.
- „Teraz masz właściwą szminkę na właściwym miejscu." - zażartowała, śmiejąc się.
Zaśmiałem się, po czym ponowiłem pocałunek. Całowaliśmy się jeszcze przez chwilę, po czym kobieta musiała jechać na dyżur. Ubrała się, po czym zabrała potrzebne dokumenty.
- „Trzymaj się kochanie i pamiętaj o wzięciu leku. Miłego dyżuru." - powiedziałem na pożegnanie.
- „A Tobie miłego odpoczynku. Widzimy się o 10.00." - zawołała, po czym wsiadła do samochodu i odjechała do pracy.
Sam przebrałem się w piżamę i zjadłem kolację. Po tym położyłem się do łóżka. Ten dzień był bardzo męczący. Najpierw ten głupi kawał Góry, potem spotkanie z Moniką i te rewelacje o Potockim, a teraz jeszcze prawie straciłem Ankę. Jak dobrze, że kobieta nie jest mną i pozwoliła sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić. Mam nadzieję, że Ania będzie miała udany dyżur. Potem jeszcze chwilę rozmyślałem o Potockim, ale w końcu zmęczenie dało o sobie znać i zasnąłem, zupełnie nieświadomy wydarzeń, które miały w tym momencie miejsce.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz