136. Dasz sobie radę

252 20 11
                                    

Obudziły mnie odgłosy dochodzące z kuchni. Rozpoznałam w nich głosy Wiktora i Zosi. Uśmiechnęłam się i wstałam. Złożyłam koc, którym nakrył mnie Wiktor, po czym ruszyłam w stronę kuchni. Przystanęłam w progu i z uśmiechem przyglądałam się Wiktorowi i Zosi, którzy przygotowywali posiłek, doskonale się przy tym bawiąc. Przez dłuższą chwilę patrzyłam na nich, uśmiechając się. Bardzo tęskniłam za takim widokiem. Wiktor ani Zosia wciąż mnie nie zauważyli, więc w końcu postanowiłam się odezwać:
- „Cześć. A Wam co tak wesoło? Stało się coś?"
Zosia słysząc mój głos, od razu odwróciła się i podeszła do mnie, przytulając się mocno. Uśmiechnęłam się i objęłam córkę ramionami.
- „Stało się. Wreszcie wyzdrowiałaś i wróciłaś do domu, mamo. Tak się o Ciebie bałam." - powiedziała cicho.
Zrobiło mi się niezmiernie miło.
- „Też się cieszę, że już wróciłam. Tak bardzo tęskniłam za naszymi wspólnymi wieczorami."
- „To dobrze się składa. Właśnie z Zośką skończyliśmy przygotowywać zapiekanki. Wrzucę je do piekarnika i może zjemy je przy jakimś dobrym filmie? Co Wy na to, dziewczyny?" - zapytał rozpromieniony Wiktor.
- „Jak dla mnie brzmi wspaniale. A Ty mamo co o tym sądzisz?"
- „Doskonały pomysł. Idź Zosiu, wybierz nam jakiś dobry film."
Dziewczyna pobiegła wybrać i uruchomić film, a ja podeszłam do Wiktora i wtuliłam się w niego. Mężczyzna uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- „Teraz już wszystko będzie dobrze Aniu." - zapewnił.
Po tym wróciłam do salonu, gdzie usiadłam obok Zosi. Zaraz potem przyszedł Wiktor, podając nam po gorącej zapiekance. Zjedliśmy je, oglądając film. Był bardzo ciekawy i doskonale się przy tym bawiliśmy. Po skończeniu się filmu Zosia poszła odrobić lekcje, a my z Wiktorem zmęczeni udaliśmy się do sypialni. Chwilę rozmawialiśmy, ale zmęczenie wzięło górę i szybko zasnęliśmy, przytuleni do siebie.

Następne dwa tygodnie minęły podobnie. Zosia chodziła do szkoły, Wiktor miał dyżury, a ja odpoczywałam w domu. Jednak prawie wszystkie wieczory spędziliśmy razem, robiąc różne rzeczy. Wiktor postarał się i wyprosił u Artura same dzienne dyżury, więc w nocy był w domu. Byłam mu za to wdzięczna, bo o ile w dzień było wszystko w porządku, to o tyle nocą budziły się we mnie wspomnienia wypadku i miałam problemy ze snem. Na szczęście dzięki obecności Wiktora i wznowieniu psychoterapii, bezsenne noce zdarzały mi się już coraz rzadziej.
Przez te dwa tygodnie urlopu odpoczęłam i nabrałam siły. Czułam, że jestem gotowa wrócić do pracy, wręcz nawet zaczęło mi się nudzić. Jednak problem tkwił w tym, że przez kolejny miesiąc mogłam pracować wyłącznie na SORze, wykonując najlżejsze czynności i nie przemęczając się. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że pracował tam Potocki i ponownie pełnił funkcje ordynatora SORu, a co za tym idzie miał prawo rozkazywać mi i sprawować nade mną kontrolę. Wciąż obawiałam się, że znów będzie się nade mną pastwić lub że uroi sobie nie wiadomo co. Jedyne co mnie uspakajało to obietnica Wiktora, że będzie mnie odwiedzał tak często jak tylko będzie to możliwe.

W poniedziałek (czyli w dniu, w którym miałam wrócić do pracy) obudziłam się wyspana i w bardzo dobrym nastroju. Mimo niepokoju byłam podekscytowana dzisiejszym dniem. Wstałam i przygotowałam się do wyjścia. Ubrałam granatową bluzkę, fioletowy sweter i czarne dżinsy. Do tego zrobiłam sobie lekki makijaż i użyłam moich ulubionych perfum. Przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od dawna naprawdę się sobie podobałam. Ubrania idealnie się ze sobą zgrywały, a delikatny makijaż podkreślał moją urodę. Uśmiechnęłam się, po czym zeszłam na śniadanie. Zobaczyłam, że Wiktor stoi przy blacie i kroi pomidory na kanapki. Podeszłam do niego i poczekałam aż odłoży nóż. Ledwo to zrobił, zakryłam mu oczy. Mężczyzna zaśmiał się cicho, po czym powiedział:
- „Co tam Aniu? Wyspałaś się?"
- „Tak." - odpowiedziałam, a mężczyzna zdjął sobie moje ręce z oczu, po czym odwrócił się i pocałował mnie czule w usta. Z uśmiechem oddałam pieszczotę.
- „Pięknie wyglądasz Aniu." - skomplementował mnie, a ja zarumieniłam się lekko.
Po tym zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do pracy. Na miejscu Wiktor zaparkował obok bazy, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.
- „Coś nie tak? Mam coś na twarzy?" - zapytałam zdezorientowana.
- „Nie, po prostu tak pięknie wyglądasz i jesteś taka kochana. Mam ogromne szczęście, że Cię mam. Kocham Cię, kotku." - odparł pewnie i niezwykle czule.
- „Ja Ciebie też." - wyszeptałam wzruszona, zastanawiając się czym sobie zasłużyłam na tyle pięknych słów od osoby, którą kocham najmocniej na świecie.
- „O której kończysz?" - zapytał.
- „0 16.30, a Ty?"
- „Ja o 17.30."
- „To poczekam na Ciebie, nie chcę wracać sama do domu." - odparłam.
- „To się cieszę." - odparł, całując mnie w usta.
Zachichotałam, po czym wysiadłam z samochodu. Spojrzałam tęsknie na bazę, po czym niechętnie na drzwi szpitala. Wiedziałam, że przez kolejne 8h będę skazana na łaskę lub niełaskę Potockiego.
W tej samej chwili poczułam czyjeś ręce na ramionach. Odwróciłam się i zobaczyłam Wiktora. Mężczyzna ścisnął mnie uspokajająco i powiedział:
- „Będzie dobrze. Pamiętaj kochanie, że on nie ma nad Tobą żadnej władzy. To, że jest ordynatorem, nie uprawnia go do znęcania się na Tobą. Ty jesteś mądra, piękna i kochana. Jestem pewny, że dasz radę stawić mu czoła i wygrać. Anka pokaż mu tę silną i pewną siebie Ankę, którą wszyscy uwielbiamy. Wiem, że dasz sobie radę kochana. Przecież nie z takimi kretynami dawałaś sobie radę. Wierzę w Ciebie Aniu! Trzymaj się kochanie i do zobaczenia po piątej."
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Po słowach ukochanego poczułam jak wraca mi pewność siebie i wiara we własne możliwości.
„Przecież dam radę. Przez tyle lat dawałam sobie radę, to teraz miałabym nie dać? Teraz jestem dużo silniejsza niż wtedy w Stanach. Mam rodzinę i przyjaciół, którzy mnie wspierają i wierzą we mnie, a Potockiego nikt nie lubi i został całkiem sam. Dam sobie radę." - pomyślałam, po czym promiennie się uśmiechnęłam.
- „Wiktor, poczekaj!" - zawołałam za odchodzącym meżczyzną.
Wiktor odwrócił się zaskoczony, a ja podbiegłam do niego i zarzuciłam mu ręce na ramiona. Mężczyzna przytulił mnie, a ja szepnęłam wzruszona:
- „Dziękuję..., dziękuję za te wszystkie słowa i za to, że tak bardzo we mnie wierzysz. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. Dziękuję..."
Wiktor uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w czoło.
- „Bo to wszystko jest prawda, kochanie..."
- „Niech ten kretyn się schowa. Nie dam mu się tak łatwo." - oświadczyłam pewnym siebie głosem.
- „Takie coś to ja rozumiem." - odparł ze śmiechem.
- „Kocham Cię. Uważaj na siebie." - odparłam, całując ukochanego w usta.
- „Ty też."
- „Będę!" - zawołałam rozbawiona, po czym skierowałam się w stronę wejścia do szpitala. Będąc tam, odwróciłam się jeszcze i pomachałam do Wiktora, a następnie udałam się do szatni. Tam przebrałam się w biały strój lekarza, po czym dość pewnie, pokrzepiona słowami Wiktora, skierowałam się w stronę SORu. Gdy tylko tam weszłam, od razu zauważyłam Potockiego, stojącego przy szafce z lekami. Zapisywał coś w karcie. Po chwili odwrócił się w moją stronę. Ledwo jego czarne, puste oczy spotkały się z moimi, poczułam ukłucie niepokoju. Mimowolnie wzdrygnęłam się. Wiedziałam już, że zapowiada się „ciekawy" dyżur...

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz