178. Kolega z karetki

191 17 12
                                    

Obudziłem się w bardzo dobrym nastroju. Anka wczoraj wreszcie zareagowała na moje słowa i spojrzała na mnie. Tyle czasu na to czekałem i nareszcie to się stało. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale widać było, że mnie rozumie, a co było najlepsze to to, że na koniec nawet się lekko uśmiechnęła. Uśmiechnąłem się z radością na to wspomnienie. Miałem nadzieję, że dzisiaj uda się nam nawiązać z nią kontakt. Wstałem podekscytowany i się ubrałem. Poszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia śniadania, ale zorientowałem się, że ktoś już mnie ubiegł, a mianowicie Zosia, która stała przy kuchence i smażyła naleśniki.
- „Cześć kochanie." - przywitałem się z uśmiechem.
- „Hej tato." - odparła radośnie.
- „Dawno wstałaś?"
- „Nie, jakieś pół godziny temu."
- „Na którą masz do szkoły?"
- „Na 08.55 do 15.00 a jutro mam zakończenie roku szkolnego."
- „Och, zapomniałem, że to już jutro. Cieszysz się?" - zapytałem.
- „I tak i nie." - odparła, po czym wyraźnie posmutniała.
Widząc to podszedłem do niej i odwróciłem ją do sobie.
- „Co się stało, kochanie?" - zapytałem zmartwiony.
- „Po prostu za nią tęsknie..." - stwierdziła cicho.
- „Za Anią?" - zapytałem.
Skinęła smutno głową.
- „Przecież się obudziła..." - zacząłem, ale mi przerwała:
- „No i co z tego? Niby się obudziła, ale wciąż nie reaguje, nie ma z nią żadnego kontaktu." - zawołała zrozpaczona.
Słysząc to, zorientowałem się, że wczoraj byłem tak bardzo zmęczony i podekscytowany tym, że Anka wreszcie na mnie spojrzała, że całkiem zapomniałem, żeby powiedzieć o tym córce.
- „Zosiu, posłuchaj... Muszę Ci o czymś powiedzieć..."
- „Tatto, co ssię sstało?" - zapytała, lekko się jąkając.
- „Zosiu spokojnie, nic złego się nie stało. Po prostu Anka wczoraj zareagowała na moje słowa. Spojrzała na mnie zdziwiona i zdezorientowana. Mówiłem do niej i widziałem, że mnie rozumiała. A na koniec uśmiechnęła się delikatnie do mnie." - poinformowałem ją z radością.
- „Naprawdę? Naprawdę zareagowała?" - zapytała zaskoczona dziewczynka.
- „Tak."
- „Och, to wspaniale!" - zawołała rozpromieniona.
- „A dzisiaj spróbujemy nawiązać z nią kontakt. Mam nadzieję, że się uda." - powiedziałem.
- „Och, ja nie chcę iść dzisiaj do szkoły." - zaczęła lekko marudzić.
- „Zosiu, spokojnie. Dla Anki może to być ciężkie. Pójdziesz do szkoły, a po lekcjach przyjdziesz do szpitala i wszystko Ci opowiem."
- „No dobrze. Na którą masz dzisiaj do pracy, tato?"
- „A właśnie, bo też Ci nie powiedziałem..."
Zosia popatrzyła na mnie pytająco.
- „Bo wziąłem urlop, żeby zaopiekować się Anką i spędzić z Tobą czas."
- „Naprawdę?" - zawołała podekscytowana, a ja z uśmiechem skinąłem głową.
- „Och jak wspaniale! Nareszcie spędzimy razem trochę czasu!" - zawołała, przytulając mnie.
Uśmiechnąłem się smutno. Ostatnio naprawdę bardzo ją zaniedbałem i traktowałem okropnie. Teraz postanowiłem, że spróbuję to naprawić.
- „Tato?"
- „Tak?"
- „Zrobiłbyś nam coś do picia i nakrył do stołu? Ja dokończę smażyć naleśniki."
- „Jasne." - odparłem z uśmiechem.
Zrobiłem sobie kawę, a córce herbatę, po czym nakryłem do stołu. Po chwili Zosia położyła na środku stołu talerz z górą pachnących, zarumienionych naleśników. Usiedliśmy do stołu. Jedliśmy naleśniki, rozmawiając i śmiejąc się. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem śniadanie w tak przyjemnej atmosferze. Po śniadaniu Zosia poszła wyprowadzić Fafika i Miłkę na spacer, a ja pozmywałem talerze i posprzątałem ze stołu. Następnie przeczytałem wiadomości w sieci. Gdy dziewczyna wróciła ze spaceru, nakarmiła zwierzaki. Spojrzałem na nią i oświadczyłem:
- „Zosiu, leć po plecak. Podwiozę Cię do szkoły, bo i tak mam do załatwienia kilka spraw na mieście, a potem pojadę do szpitala."
- „Jasne."
Zosia poszła na górę i po chwili wróciła. Założyliśmy buty i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod liceum dziewczyny. Zosia wysiadła, po czym przytuliła mnie.
- „Do zobaczenia później, tato. Kocham Cię." - zawołała.
- „Ja Ciebie też." - szepnąłem wzruszony, również ją przytulając.
Po chwili Zośka poszła w stronę szkoły. Odczekałem, aż zniknie za drzwiami, po czym odjechałem. Ruszyłem w stronę rynku, gdzie załatwiłem paręnaście spraw. Zajęło mi to jakieś trzy godziny. Po tym pojechałem do sklepu, gdzie zrobiłem zakupy. Następnie pojechałem w stronę szpitala. Zaparkowałem na parkingu, po czym wszedłem do środka. Udałem się w stronę sali, w której leżała Anka. Wszedłem do środka i uśmiechnąłem się. Anka spała spokojnie. Podszedłem cicho i usiadłem obok niej. Przyglądałem jej się z lekkim uśmiechem. Po chwili blondynka obudziła się i otworzyła te swoje piękne, zielone oczy. Uśmiechnąłem się na ten widok, a Ania spojrzała na mnie zdziwiona.
- „Cześć." - przywitałem się.
Anka spoglądała na mnie lekko zagubiona, jednak po chwili uśmiechnęła się delikatnie.
Właśnie w tej chwili do sali weszli dr Witkowski i Artur. Wzrok kobiety od razu spoczął na nich. Marian delikatnie się uśmiechnął, po czym wyjął tablet. Wstałem, robiąc mu miejsce i stanąłem obok Artura. Patrzyłem na to w napięciu, czując lekki niepokój. Marian usiadł obok Ani i odezwał się:
- „Tutaj na tablicy ma pani cały alfabet. Litery będą mrugać jedna po drugiej. Jeśli... zechce pani wybrać którąś, to proszę mrugnąć. Jest pani gotowa?"*
Zobaczyłem, jak Anka delikatnie mrugnęła oczami i uśmiechnąłem się lekko.
- „Jak ma pani na imię?"* - zapytał Marian, po czym pokazał jej tablet z literami.
Ania zamrugała na literach „A" i „N", a Marian zapytał:
- „„A" „N" Anna?"
Anka zamrugała, a ja uśmiechnąłem się zadowolony.
- „Świetnie. Na razie będziemy komunikować się tak do czasu wyjęcia tracheostomii."* - oświadczył Marian.
- „Witamy z powrotem."* - zawołał rozradowany Artur.
- „To są pani koledzy z pracy."* - poinformował ją Marian.
- „Z zespołu ratunkowego."* - dodał Artur.
Anka spoglądała na niego mocno zdezorientowana. Zaczynałem podejrzewać, że coś jest nie tak. Po chwili kobieta spojrzała na Mariana. Ten pokazał jej tablet i odczytał to, co wskazała.
- „„M" „Ą" „Ż" mąż?"* - zapytał.
Zdziwiłem się, ale postanowiłem się odezwać.
- „Anka? Tak się cieszę... Myślałem, że zwariuję..."* - zawołałem uradowany.
Blondynka była smutna i spoglądała na mnie zdezorientowana.
- „Co się dzieje?"* - zapytałem, patrząc na Mariana.
Po chwili ponownie spojrzałem na Ankę.
- „Aniu... Nie poznajesz mnie?"* - zapytałem z bólem w głosie.
Kobieta zdenerwowana spojrzała na mnie, po czym przeniosła wzrok na Mariana. Ten ponownie pokazał jej tablet.
- „„S" „T" „A""* - zaczął odczytywać.
Wpatrywałem się w nią, aż wreszcie zapytałem:
- „Stanisław?"*
Anka spojrzała na mnie załzawionym wzrokiem.
Wpatrywałem się w nią, próbując to wszystko przetworzyć.
- „Ona myśli, że Potocki to jej mąż."* - powiedział Artur, wyrażając na głos moje myśli.
W tamtej chwili coś we mnie pękło. Anka naprawdę myślała, że Potocki, który ją wielokrotnie krzywdził, a ostatecznie prawie zabił, to jej ukochany mąż, a mnie nawet nie pamiętała i nie wiedziała kim jestem. Spojrzałem na Anię. Była zdenerwowana i wpatrywała się we mnie załzawionymi oczami. Pokręciłem głową, po czym wyszedłem z sali bez słowa. Następnie wyszedłem przed szpital. Byłem załamany, a wszystkie emocje z ostatnich dni skumulowały się we mnie. Wściekły walnąłem pięścią w metalową tabliczkę przed szpitalem. Po tym oparłem głowę o ścianę budynku i zamknąłem oczy. Po jakimś czasie usłyszałem ciche:
- „Tato?"
Otworzyłem oczy, po czym spojrzałem niepewnie na córkę.
- „Dlaczego płaczesz? Coś się stało?" - zapytała przerażona.
- „Ona mnie nie pamięta..." - szepnąłem zrozpaczony.
- „Ania?"
Skinąłem głową, a Zosia chwilę mi się przyglądała, po czym oświadczyła:
- „Ale tato, to przecież nie jest koniec świata."
Spojrzałem na nią zdziwiony.
- „Jak to?"
- „Bo może to jest tylko chwilowe."
- „Jak to chwilowe?"
- „No bo przecież Anka dopiero kilka dni temu wybudziła się ze śpiączki. Od początku jej stan był tragiczny. Miała minimalne szanse, żeby w ogóle się wybudzić. Tato, przecież ona tak dużo przeszła w ostatnim czasie. Potocki znęcał się nad nią w Stanach, a potem w Polsce. Podał jej midazolam w dawce, która mogłaby uśpić słonia. Przecież my nie wiemy, czy on jej wcześniej czegoś nie zrobił, zanim podał jej ten lek. Nic dziwnego, że Anka tego nie pamięta lub nie chce tego pamiętać. Też bym nie chciała. Tato ona potrzebuje czasu, dużo czasu, żeby po tym wszystkim do siebie dojść. Anka na pewno niedługo sobie wszystko przypomni. Ale tato, ona nadal będzie potrzebować Twojej pomocy i wsparcia. Ona musi być teraz mocno skołowana i zagubiona, przecież ona prawie nic nie pamięta. Tato, pomyśl jak Ty byś się czuł na jej miejscu." - uświadomiła mi Zosia, uśmiechając się smutno, po czym dodała:
- „Tato, ona nadal Cię potrzebuje. Idź do niej."
Zamyśliłem się nad słowami Zosi i po chwili zrozumiałem, że dziewczyna ma rację. Anka musi czuć się okropnie. Nic nie pamięta, a dodatkowo nie czuje się najlepiej.
- „Masz rację Zosiu, Anka nadal mnie potrzebuje."
- „To idź do niej."
- „A Ty?"
- „Ja odwiedzę ją jutro po zakończeniu roku."
- „Dobrze. To wrócę zaraz do Ani, ale najpierw zjemy jakiś obiad w „Kroplówce"." - stwierdziłem z delikatnym uśmiechem.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, po czym poszliśmy do bistro. Tam Zosia zamówiła sobie zupę pomidorową z makaronem i kotlet drobiowy z kaszą i surówką, a ja zamówiłem żurek i schabowego z ziemniakami i surówką. Usiedliśmy przy stoliku i jedliśmy posiłek w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach. Po obiedzie wyszliśmy na dwór, gdzie zamówiłem córce taksówkę. Gdy ta przyjechała, Zosia przytuliła mnie na pożegnanie i szepnęła:
- „Wszystko będzie dobrze..."
Uśmiechnąłem się do niej, po czym pomachałem jej na pożegnanie.
Następnie wróciłem do szpitala i niepewnie wszedłem do sali, w której leżała Anka. Cicho usiadłem obok niej. Myślałem, że kobieta śpi, jednak kiedy poczuła moją obecność, otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- „Nie śpisz?"* - zapytałem cicho.
Po chwili zobaczyłem jak jej warga zaczyna drzeć i jak do oczu napływają łzy.
- „Ej, nie płacz."* - odezwałem się łagodnie.
Zobaczyłem, jak Anka rusza ręką i ociera łzy z oczu. Uśmiechnąłem się, to był bardzo dobry znak.
- „Ruszasz ręką. To dobrze. To bardzo dobrze."* - stwierdziłem, czując lekką ulgę.
Następnie Anka wyciągnęła rękę i wskazała na miejsce, gdzie siedziała pielęgniarka.
- „Kartka?"* - zapytałem, domyślając się o co jej chodzi.
Podszedłem do pielęgniarki i poprosiłem o notes i długopis, po czym wróciłem do kobiety. Podałem jej długopis, po czym ustawiłem notes tak, żeby było jej łatwiej pisać. Z lekkim niepokojem czekałem, co takiego napisze. Ania powoli zaczęła pisać, a ja po chwili odczytałem pytanie:
„Kim jesteś?"*
Bardzo mnie to zabolało, ale starałem się nie załamywać.
- „Ja? Wiktor. Kolega z karetki."* - odpowiedziałem, po czym zapytałem lekko łamiącym się głosem:
- „Nie pamiętasz?"*
Widząc ból i zagubienie na twarzy Anki, stwierdziłem łagodnie:
- „Spokojnie, daj sobie czas... Jeszcze sobie wszystko przypomnisz..."*
Widząc, że blondynka ma łzy w oczach i jest bliska załamania, postanowiłem odwrócić jej uwagę. Zacząłem opowiadać:
- „Na początku byłem Twoim pacjentem... Kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłem, zemdlałem... No, serio..."*
Zachichotałem lekko, a Anka spojrzała na mnie lekko rozbawiona. Ponownie zaczęła pisać coś na kartce. Odczytałem:
„Wiktor Banach."*
- „Zgadza się."* - odparłem z uśmiechem.
Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, po czym napisała:
„Oceniłeś mnie na 4+."
Uśmiechnąłem się na wspomnienie tego zdarzenia.
- „Tak." - potwierdziłem ze śmiechem.
Blondynka lekko zachichotała, po czym napisała:
„Naprawdę jeżdżę karetką?"
- „Tak, jesteś lekarzem pogotowia ratunkowego. Najlepszym."
Anka spojrzała na mnie powątpiewająco, po czym napisała:
„Ja? Najlepsza?"
- „Tak kochana, jesteś najlepszym lekarzem w stacji." - potwierdziłem, po czym zaśmiałem się, widząc jak Anka się rumieni.
Po chwili Anka napisała coś, co wprawiło mnie w zakłopotanie:
„Jesteś bardzo miły i pomocny. Odkąd się obudziłam wciąż się o mnie troszczysz. Czeszesz mi włosy, nakładasz krem, kosmetyki, puszczasz muzykę i czytasz książki."
Chwilę milczałem, nie wiedząc jak zareagować, aż w końcu odezwałem się:
- „Aniu, przyjaciołom się pomaga i o nich troszczy, a Ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką."
To była prawda, oprócz tego, że kochałem Ankę najmocniej pod słońcem, to była ona też moją najlepszą przyjaciółką.
Blondynka uśmiechnęła się delikatnie i napisała:
„Jak jeszcze nie pamiętałam Twojego imienia to określałem Cię jako „miły mężczyzna". Jesteś naprawdę kochany i wspaniale się przy Tobie czuję."
Uśmiechnąłem się na te słowa. Zrobiło mi się miło. Cieszyłem się, że Anka czuje się bezpiecznie i komfortowo w moim towarzystwie.
Potem patrzyłem jeszcze chwilę na kobietę, jednak widząc, że kobieta robi się coraz bardziej zmęczona, odezwałem się:
- „Anka, już niedługo porozmawiamy sobie normalnie, bo wreszcie wyjmą Ci tę rurkę. Teraz jednak będę się już zbierał. Odpocznij sobie."
Zobaczyłem, że Anka wpatruje się wystraszona we mnie, a w jej oczach na nowo pojawiły się łzy.
- „Aniu spokojnie. Co się dzieje?" - zapytałem łagodnie.
„Nie chcę być sama. Mój mąż gdzieś zniknął, a teraz Ty też mnie zostawisz." - napisała.
- „Aniu nigdy Cię nie zostawię. Obiecuję. Po prostu wrócę do domu, a jutro znów Cię odwiedzę. Zobaczysz, jak jutro się obudzisz, ja tu będę." - mówiłem troskliwie, próbując ją uspokoić.
„Naprawdę?" - napisała, a ja skinąłem głową.
Ania uśmiechnęła się lekko, chwilę mi się przyglądała, po czym napisała:
„Zostaniesz dopóki nie zasnę?"
Na te słowa zachichotałem, a Anka spojrzała zaskoczona na mnie.
- „Po prostu nienawidzisz leżeć w szpitalu, a jak już tam trafisz, co niestety zdarza się dość często, bo przyciągasz kłopoty, to zawsze nie chcesz być sama i prosisz mnie, żebym został z Tobą jak najdłużej i Cię przytulił." - odparłem.
Blondynka uroczo się uśmiechnęła, po czym napisała:
„Przytulisz mnie?"
Zaśmiałem się, po czym uważając na kabelki i rurki, delikatnie ją przytuliłem. Ania wtuliła się mocniej we mnie, uśmiechając się przy tym słodko. Po chwili spojrzała na mnie. Jej usta ułożyły się w bezgłośne: „Dziękuję". Uśmiechnąłem się, a Ania przymknęła powieki. Po chwili jej oddech się unormował, więc zrozumiałem, że kobieta zasnęła. Trzymałem ją jeszcze chwilę w ramionach, po czym delikatnie położyłem jej głowę na poduszce i okryłem ją dokładnie kołdrą. Wstałem z zamiarem wyjścia, ale jeszcze na chwilę przystanąłem w drzwiach i przyglądałem się śpiącej blondynce. Uśmiechnąłem się. Zosia miała rację. Ania potrzebuje czasu i wsparcia. Po chwili ocknąłem się i wyszedłem z sali, a następnie ze szpitala. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu.
Gdy wszedłem zobaczyłem córkę. Zosia siedziała smutna przy stole w kuchni.
- „Hej kochanie." - przywitałem się radośnie.
- „Cześć. Co Ty taki radosny?" - zapytała zdziwiona.
- „A po prostu porozmawiałem sobie z Anią." - odpowiedziałem tajemniczo.
- „Jak to?"
- „Ania rusza rękami i wskazała mi biurko pielęgniarki. Zrozumiałem, że chodzi jej o kartkę i długopis. I tak Ania pisała, a ja mówiłem. Przypomniała sobie moje imię i nazwisko. Nadal nie pamięta kim jestem, ale czuje się bezpiecznie i komfortowo w moim towarzystwie." - odparłem rozradowany, przypominając sobie jak wtuliła się we mnie.
- „Och to wspaniale!" - zawołała Zosia, po czym zapytała:
- „Będę mogła ją jutro odwiedzić?"
- „Oczywiście. Pewnie nie będzie Cię pamiętać, ale na pewno ucieszy się z odwiedzin."
- „Okej, to zakończenie mam o 08.00, więc o 12.00 powinnam być w szpitalu."
- „Dobrze, to leć spać."
- „Ale tato, ja muszę jeszcze wyprasować koszulę i spódnicę." - zaprotestowała lekko.
- „Ja to zrobię później, a Ty leć spać. Powinnaś się wyspać."
- „Dziękuję tato." - zawołała, przytuliła mnie, po czym poszła do łazienki. Ja w tym czasie zjadłem kolację, po czym wpuściłem zwierzaki do domu i je nakarmiłem. Zobaczyłem, że Zosia wyszła już z łazienki, więc szybko przebrałem się w piżamę. Następnie wyprasowałem córce ubrania na jutro, po czym poszedłem na górę. Wszedłem do jej pokoju i położyłem uprasowany strój na biurku. Spojrzałem na córkę i uśmiechnąłem się. Zosia spała spokojnie, przytulając misia, którego dostała od Ani. Okryłem ją dokładnie kołdrą i pocałowałem w czoło. Potem zgasiłem lampkę i wyszedłem z pokoju. Udałem się do sypialni. Tam naszykowałem kilka rzeczy Anki, które chciałem zabrać jej jutro. Parę kosmetyków, książek, telefon komórkowy, album ze zdjęciami i pluszaka, którego podarowałem jej na rocznicę naszej pierwszej randki. Uśmiechnąłem się delikatnie i postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby Ania przypomniała sobie kim jest i kim my dla niej jesteśmy. Jeśli będzie trzeba i to w czymś pomoże, to sprowadzę nawet Potockiego, ale miałem nadzieję, że nie będzie to potrzebne. Włożyłem te wszystkie rzeczy do plecaka, odpisałem na SMSa Piotrkowi, po czym położyłem się na łóżku. Bardzo szybko zasnąłem. Śniły mi się przyjemne wakacje, które spędzałem razem z Zosieńką i Anulką na plaży nad morzem.

* Cytaty pochodzą z odcinka 208.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz